niedziela, 17 grudnia 2017

Od Esmeraldy C.D Riley

-Widziałaś może szarą bluzę z polarem? I czerwone owijki?- zapytałam bez ogródek.
Dziewczyna spojrzała na mnie i pokręciła głową.
-Eh, no trudno...Esmeralda jestem.- powiedziałam, zbliżając się do niej.- Widzę, że upodobałaś sobie Pretzelka, ukochany misio.- westchnęłam, gładząc kość nosową siwusa.
-Riley... Wiesz może, gdzie znajdę panią Rose?- zapytała, wychodząc z boksu kuca.
-No nie za bardzo... Wiem tylko, gdzie jest stajnia prywatnych i szkółkowych, no i Akademik... Codziennie tam chodzę...-powiedziałam zmieszana.- Ale możemy poszukać tego budynku!- moją twarz rozjaśnił uśmiech. Riley również się uśmiechnęła, zamykając boks konika na zasuwę, by nie wyrwał się przypadkiem z boksu (do czego na marginesie byłby zdolny).
-Chętnie.- brunetka odparła, z nerki wyjmując telefon. - To ruszajmy.
Przez chwilę szłyśmy w niczym niezmąconej ciszy - przerywało ją jedynie skrzypienie śniegu pod naszymi butami.
-Jesteś nowa tutaj?- zadane przeze mnie pytanie było już pytaniem tradycyjnym.
-Tak, kilka dni temu przyjechałam.- Dziewczyna schowała dłonie do kieszeni kurtki, by palce nie odmarzły jej z zimna.
W mojej głowie pustka - nic co mogłabym powiedzieć do Riley, nic co dziś zrobię na treningu z Demonem, a także nic co zjem dziś na obiad, ze względu, że w soboty nie wydają obiadów, a jedynie kanapki, których nienawidzę. Tak naprawdę, to moje konie stały w boksach nieruszone od 4 dni, więc zaniedbałam je, co przy najbliższej okazji musiałam odrobić. Przynajmniej wymienianie słomy miałam za sobą. Już otwierałam usta, żeby coś powiedzieć, ale przechodziłyśmy akurat obok stajni dla koni prywatnych, a że zwiedzałyśmy wszystkie stajnie, to i tej nie można było ominąć.
-Masz swoje konie?- Towarzysząca mi dziewczyna odezwała się, przyglądając się tabliczce pierwszego konia. - Kogo jest Nirvana?- zapytała, próbując wyczyścić tabliczkę przy boksie izabelowatej klaczy.
-Helen, to ta dziewczyna z dziećmi.- wyjaśniłam, bojąc się, że dziewczyna może jeszcze jej nie znać.
-A które są twoje?- Riley powędrowała w głąb stajni, na której dokładnym środku po prawej stronie były boksy zajmowane przez moje zwierzaki.
-Przedstawiam Ci Divine Blast'a oraz moją chlubę Desert Jackal aka Queen of Samba, skrótowanej DJ. Ah, no i najmłodsza, która nie jest do końca moja, Jaskółka. - uśmiechnęłam się, z kieszeni wyjmując smaczek. Następnie podałam go Riley.
***
Po jakiejś godzinie udało nam się znaleźć naszą drogą właścicielkę, która sadziła kaktusy, a z jej dłoni wystawały miliony igiełek. Na każdym palcu były przynajmneij 3 nacięcia, z których pomalutku wydobywała się krew. Oczywiście jako dobre kobiety opatrzyłyśmy jej dłonie, a Riley zapytała o to, o co chciała zapytać. Wreszcie mogłam objeździć moje stwory. Wzięłam ze sobą Riley, której postanowiłam najpierw pomóc z osiodłaniem Hollywooda, gdyż twierdziła, że sobie nie poradzi - poradziła sobie. Brunetka wraz z koniem wyszła na mroźny dwór. Dosłownie wszędzie zalegały wielkie kupy białego puchu, który nie miał zamiaru stopnieć - właściwie to dobrze, wreszcie ZIMA! Szybko pobiegłam do boksu mojego ogiera i dając mu na powitanie smakołyk, zaczęłam go czyścić. Poradziłam sobie z tym bardzo szybko, po czym założyłam na niego ciepły, niebieski komplet. Zapięłam kask i ubrałam termobuty, które ratowały moje stopy przed całkowitym zamarznięciem. Wydostałam się z ciepłej stajni, a następnie dociągnęłam jeszcze popręg, po czym wsiadłam i dojechałam do Riley, która krążyła po małej łączce. Gdy znalazłam się obok, sprawdziłam popręg i pogładziłam karą sierść.
-To jak? Pokłusujemy trochę?- zapytałam, dając znak łydką Karemu, który ochoczo ruszył żwawym kłusem.

Rileeey? ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)