środa, 6 grudnia 2017

Od Naomi C.D Esmeraldy - PREZENT NA MIKOŁAJKI DLA PASZTU:

- Kanibal! - odbiłam piłeczkę. - Kto to widział, żeby kartofel jadł szpinak?
- Kto to widział, żeby, jak mniemam, dorośli ludzie bili się o szpinak jak dzieci? - upomniała nas ostro kucharka akuratnie stojąca niedaleko.
- Ja tam go nie lubię, ohyda - mruknęłam, unosząc ręce. Potem zajęłam się talerzem wypełnionym po brzegi grecką sałatką. Uwielbiam sałatki do tego stopnia, że potrafię ze smakiem zastąpić nimi obiad, za co często obwinia mnie Esma. Ona zawsze znajdzie powód, żeby mnie oskarżyć. I za to ją lubię.
***
- Mam pomysł - wyprzedziłam pytanie przyjaciółki. - Pojedziemy na niższy tor crossu w lesie na kucykach stajennych!
- Ta, jeszcze mi powiesz, że na samym cordeo?
- Oczywiście! - przytaknęłam rozpromieniona. - Nie no, żarcik, tylko na oklep. Wolę się nie zabijać. Ale Paradoks mój!
- Cóż, Flower ujdzie - westchnęła przyjaciółka i skierowała się w stronę boksów, co po chwili zrobiłam i ja. Paradzio był chodzącym wyzwaniem, niedoświadczonym nie pozwalał nawet wchodzić do boksu. Ja jednak lubiłam sobie czasem na niego wskoczyć, by po wielu dniach błogiego brykania i nieposłuszeństwa przywołać go do porządku.
- Hucule mój kochany, dzisiaj czas trochę popracować - przywitałam kasztanka z uśmiechem, odpinając niebieski kantar, po czym zaczęłam przygotowywać go do jazdy.
- W końcu jesteś! - zdenerwowana Esma już od dawna czekała na dziedzińcu, podczas gdy ja męczyłam się z wierzchowcem. - Jedziemy od razu, rozstępowane są już dosyć.
Ruszyłam kłusem w kierunku wydeptanej ścieżki, prowadzącej zarówno na pastwiska, jak i znajdujący się niedaleko nich las z ustawionymi terenowymi przeszkodami. Od razu po wjechaniu na leśną dróżkę zagalopowałyśmy, Paradoks o dziwo słuchał się wybornie - nawet nie musiałam pilnować wszystkich wytycznych dobrej jazdy. Klacz też świetnie chodziła, pan James miał rzeczywiście dryg do ujeżdżania. Takiego młodego konika trzeba było rzecz jasna bardzo pilnować, żeby nie nabrał złych nawyków, jednak przy dobrym prowadzeniu było to o dziwo łatwe.
- Jedź pierwsza. Daj znak, kiedy przejedziesz całość - poinformowałam dziewczynę, a ta z miejsca ruszyła szybkim chodem i z gracją najechała na pierwszą przeszkodę. Kiedy zniknęła za zakrętem, pozwoliłam skubnąć trochę trawki Paradziowi - na oklep nie mogło dojść do zapoprężenia. Kiedy tylko usłyszałam sygnał Esmy, popędziłam hucuła i razem z nim pokonałam pierwszą przeszkodę. Poszło znakomicie aż do przedostatniej przeszkody, przy której ten ostro zahamował z nieznanych mi powodów. Oczywiście, najazd powtórzyłam, a po chwili znalazłam się obok towarzyszki.
- Może pojedziemy na plażę? Dawno tam nie byłam...
Esmeralda przytaknęła na propozycję, więc, zamiast wykonywać kolejnych skoków, zerwałyśmy się w stronę morza.
***
Konie pożerały trawiaste części wybrzeża, podczas gdy my wpatrywałyśmy się w zachodzące słońce.
Podobno kadra rozważała przeniesienie Akademii do Europy. Ciekawe, jak to jest mieszkać tam, za morzem... Pewnie sypie śnieg, a nie tak jak u nas - żadnych pór roku!
Szczerze mówiąc, wolałam zimniejsze temperatury. Szczególnie ciągnęła mnie jedna wyspa, z kucykami w roli głównej...
Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek telefonu. Mam zwyczaj nosić go w nerce (torebce na biodro, ahahah), szczególnie kiedy jadę w teren.
- Halo? Wera, to ty?! - wykrzyknęłam zdziwiona, słysząc znajomy głos.
- Oczywiście! Wiesz, bo... Mam dla Ciebie wyjątkowy prezent, na Mikołajki.
- Ooo, zapowiada się ciekawie! Mów szybko, słońce zachodzi.
- Bo wiesz, ostatnio dostałam z pracy coś, co szczerze mówiąc, zupełnie mi nie odpowiada, a szczęśliwym trafem dla ciebie byłoby pewnie idealne - zaczęła Weronica, a ja spróbowałam ją chociaż popędzić myślami, kuzynka pracowała w znanej na całym świecie firmie i mogła otrzymać dosłownie wszystko. - Dwa bilety na 2-tygodniowy pobyt na Islandii tuż po Nowym Roku, gościu, jak patrzyłam, ma prywatną stajnię kucy i organizuje rajdy i różne takie tam... Halo? Jesteś na mnie zła, że nie kupiłam czegoś sama?
Taak, jestem na ciebie okropnie wściekła, że zorganizowałaś mi na zwykłe Mikołajki wymarzony wyjazd na wyspę, na którą zawsze chciałam pojechać.
- No jasne, że nie! Zawsze o takim marzyłam! Jesteś wspaniała!
- Dziękuję! Resztę informacji i bilety do wydrukowania prześlę ci dzisiaj wieczorem, mailem, okej?
Przytaknęłam, próbując opanować radosne krzyki, ale kiedy tylko usłyszałam przeciągły sygnał, rzuciłam telefon na piasek i, tańcząc mój własny taniec szczęścia (polegający na nieokreślonych wymachach kończyn i nucenia do tego radosnej melodii), wykrzyknęłam zdziwionej Esmie w twarz:
- Jedziemy na Islandię, NA ISLANDIĘ, rozumiesz?! Do kucyków islandzkich i będziemy na nich jeździć, na rajdy, podziwiać przepiękne widoki, i chodzić po wzgórzach, podziwiając przepiękne widoki, i... no nie wiem, co jeszcze, ale TAK BARDZO SIĘ CIESZĘ!

Esmeraldo?

700 słów czystej herezji, ale udało mi się wpleść trzy nie-herezyjne zdania: "Jedziemy na Islandię", "kartofel jadł szpinak" i "Konie pożerały trawiaste części wybrzeża".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)