poniedziałek, 11 grudnia 2017

Od Riley do Esmeraldy

Poniedziałek - jeden z największych koszmarów naszego świata. Niechętnie wywlokłam się z łóżka, odgarnąwszy z twarzy nieułożone kosmyki włosów, po czym wyjątkowo wolnym, wciąż ospałym krokiem skierowałam się w stronę szafy z ubraniami, a następnie do łazienki. Kilka minut później jeszcze wróciłam do pokoju, by nakarmić Nilaya, który jak co dzień rano wyczekiwał na posiłek z niecierpliwością. Zamyśliłam się głęboko, spoglądając na oszronioną szybę. Strasznie stresowałam się tym, co będzie w szkole. Może niepotrzebnie się martwię na zapas? Cóż, czas pokaże.
- Co się tak na mnie patrzysz? - zwróciłam się do kruka, obserwującego mnie podejżliwie - Dostałeś już śniadanie. Daj mi się rozbudzić. - zerknęłam kątem oka na zegar wiszący na ścianie - Do rozpoczęcia zajęć mamy jeszcze ponad piętnaście minut...
Ptak nadal nie odrywał ode mnie wzroku.
- Wcale się nie denerwuję... - mruknęłam pod nosem niby sama do siebie, aczkolwiek po chwili znów skierowałam wzrok na pupila, siedzącego na oparciu krzesła - Naprawdę aż tak to widać?...
***
Ciąg dalszy dzisiejszego dnia minął dość... Typowo. O dziwo zleciał mi wyjątkowo szybko. Jak przystało na Riley Black, przez większość czasu nie odzywałam się do nikogo (nic nie poradzę, taka moja głupia natura). Gdybym równie skutecznie potrafiła powstrzymać wiecznie nieposkromioną ciekawość...
Ale wróćmy do chwili obecnej. Wyszedłszy z budynku, skierowałam się w stronę stajni. Przede mną szedł ktoś inny. Od razu rozpoznałam kto to. Co prawda nie miałam odwagi zagadać do niej w trakcie przerwy, ale bez wątpienia trudno z kimkolwiek ją pomylić. Burza barwnych, długich falowanych włosów na tle bieli zdawała się jeszcze bardziej wyrazista, niż wcześniej. Wszystko wskazywało na to, że dziewczyna maszeruje dokładnie w tym samym kierunku co ja.

Zza chmur nieśmiało wychyliły się cienkie, jasne promienie słońca, dodając śnieżnej powłoce diamentowego blasku. To chyba jedyny widok, który potrafi cieszyć oczy zimą, cała reszta skąpego w kolorach krajobrazu, raczej nigdy nie wzbudzała we mnie sympatii. Niespodziewanie cichy tupot butów przede mną ucichł. Po chwili znów skierowałam wzrok na wprost, jednak ku memu zaskoczeniu dziewczyna gdzieś znikła. Przystanęłam przez chwilę, rozglądając się dookoła. W pobliżu nie było żywej duszy, zapanowała martwa cisza. Sama nie wiem dlaczego, ale przyspieszyłam kroku.
***
Gdy tylko weszłam do stajni, rozległo się końskie rżenie, oczywiście dochodzące z boksu nr 19.
Sięgnąwszy do kieszeni, wyjęłam kostkę cukru, by następnie podać ją do pyszczka Pretzla. Kuc pospiesznie połknął łakoć bez zbędnego i czasochłonnego delektowania się smakiem.
- Aleś ty łapczywy... - uśmiechnęłam się do stworzenia, delikatnie gładząc ogiera po chrapie.
Zwierzę pochyliło swój wielki łeb, nadstawiając się do drapania. Nagle moim oczom ukazała się dziewczyna, którą widziałam w szkole i podczas trasy do stajni.

Esmeralda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)