niedziela, 10 grudnia 2017

Od Riley do Katrins

Wysiadłszy z wagonu, przeciągnęłam z trudem ciężką, beżową walizkę, po czym skierowałam się w stronę zadaszenia. Gdy już znalazłam się pod skutą lodem, metalową wiatą, sięgnęłam do kieszeni po telefon, by sprawdzić trasę.
- Brak zasięgu?... - spojrzałam na ekran urządzenia z niedowierzaniem - No, super. Wielkie dzięki.
Co za felerny dzień. Wszystko szło jak po grudach. Poczułam, że coś trąca mnie w palec.
- Oj, Nilay... - pokręciłam głową, spoglądając na kruka siedzącego na mej dłoni - I co my teraz zrobimy? Chyba los się na nas uwziął...
Śnieg pruszył od bladego świtu i nie zapowiadało się na poprawę pogody. Jak tak dalej pójdzie, to będziemy zmuszeni spędzić tu cały dzień, aż do wieczora, w oczekiwaniu na przyjazd kolejnego pociągu. Gdybym tylko mogła sprawdzić teraz trasę...
Niespodziewanie moim oczom, kilka metrów dalej ukazała się ciemna, wysoka sylwetka, zmierzająca w stronę pobliskiej ławki. Może ten ktoś tu mieszka i wie, jak można dostać się do Akademii? Cóż, nie zaszkodzi spytać. Tak czy siak, jestem skazana na siedzenie tutaj.
Mężczyzna wolnym, spokojnym krokiem szedł w moim kierunku. Usiadłszy na ławce obok, zerknąwszy na mnie kątem oka, oparł rękę na drewnianej lasce, by po chwili wbić wzrok w drzewa na wprost. Nilay przez cały czas bacznie obserwował nieznajomego, instynktownie strosząc pióra na głowie. W pewnym momencie zebrałam się na odwagę.
- Dz-dzień dobry... - zwróciłam się do mężczyzny ściszonym tonem, czekając na jego reakcję.
Siwowłosy spojrzał na mnie, mrużąc oczy - Dzień dobry.
- Czy... Czy mógłby mi pan pomóc? Nie wiem, którędy powinnam pójść, a chciałabym dostać się do Akademii Magic Horse. - wyjaśniałam już nieco mniej zestresowana, aczkolwiek mój głos wciąż lekko drżał - Nie mam możliwości sprawdzenia trasy i...
- Magic Horse? - rozmówca zdjął zaroszone okulary o grubych szkłach, po czym wyjął z torby chusteczkę i przetarł nią okular - Wiem, gdzie to jest. Dotrzesz tam bez problemu, idąc tą drogą... - mężczyzna wskazał na łąkę, na której widniała cienka, wydeptana ścieżka - To jakieś dwadzieścia minut drogi stąd.
- Dziękuję panu bardzo! - uśmiechnęłam się promiennie do siwowłosego, wstając z ławki - Jeśli pan pozwoli, mam jeszcze jedno pytanie.
- Proszę.
- Zna pan kogoś z tamtejszej Akademii? Bywał tam pan kiedyś? Jak tam jest? - zalałam nieznajomego masą pytań.
- Nie, choć czasem widuję ludzi tam pracujących, ale znamy się tylko z widzenia. - po tych słowach mężczyzna, skierował wzrok w stronę pociągu, który właśnie wjechał na tory - Pani wybaczy, ale muszę już iść.
- Przepraszam, że zajęłam panu czas i jeszcze raz serdecznie dziękuję za pomoc! - zawołałam do niego, gdy wsiadał do wagonu.
Chwilę później pociąg znikł mi z oczu.
- To co, Nilay? - pogłaskałam kruka siedzącego na mym ramieniu - Idziemy do Akademii?...
Na szczęście trasa nie zajęła nam bardzo dużo czasu i stosunkowo szybko dotarliśmy na miejsce. Moim oczom ukazał się wysoki budynek. Wolnym krokiem przemierzyłam pokryty lodem, śliski chodnik, kierując się w stronę wejścia.
***
Nazajutrz nie musiał mnie wyrywać ze snu okropny odgłos budzika, którego szczerze nienawidzę. Tego dnia wstałam z istnym nadmiarem energii, która nie pozwoliła mi pozostać w łóżku ani chwili dłużej. Ciut ospałym krokiem ruszyłam w stronę łazienki.
Gdy już możliwie się ogarnęłam, nadeszła pora na wyjście. Wychyliwszy głowę zza drzwi, rozejrzałam się dookoła. Na korytarzu nie było żywej duszy. Może to nawet lepiej, że większość osób jeszcze śpi? Będę mogła w spokoju pozwiedzać. Nilay zdawał się trochę niepocieszony faktem, że musi pozostać w pokoju, ale smakołyk w pełni zrekompensował mu takową sytuację.
- Zostań tu i nie kombinuj... - uśmiechnęłam się pod nosem, wychodząc z pomieszczenia.
Rzecz jasna w pierwszej kolejności udałam się do stajni.
***
Bezszelestnie weszłam do środka, by nie spłoszyć zwierząt. Wpierw mym oczom ukazał się spory, gniady ogier. Zerknęłam na tabliczkę zamieszczoną na drzwiczkach boksu, gdzie widniał napis "Faldo".
- Cóż za dostojne imię... - wyszeptałam z uśmiechem na twarzy, przyglądając się stworzeniu.
Koń ze spokojem przeżuwał paszę, toteż postanowiłam nie przeszkadzać mu w śniadaniu. Zatrzymywałam się praktycznie przy każdym boksie, czytając tabliczki i oglądając kolejno mieszkańców stajni. Przystanęłam na moment, widząc kuca wyraźnie przejętego moją obecnością. Znajdował się w boksie nr. 19. Ciemne, okrągłe oczka bacznie obserwowały mnie spod długiej grzywki.
- Cześć Pretzel... - przywitałam się z ogierem.
Stworzenie z zainteresowaniem śledziło wzrokiem każdy mój ruch.
- Przepraszam, nie mam dziś nic do jedzenia. Następnym razem ci coś przyniosę. - pokręciłam głową, gdy zrozumiałam, o co mu chodzi.
Powoli i ostrożnie zbliżyłam dłoń do chrapy zwierzęcia. Kuc z zainteresowaniem powąchał moją rękę. Odważyłam się delikatnie go dotknąć. Pogładziłam zwierzę po głowie. Jego sierść była tak miękka i aksamitna.
- Poznałaś już Pretzela? - niespodziewanie usłyszałam kobiecy głos za swoimi plecami.
Odwróciwszy wzrok, spojrzałam na ciemnowłosą dziewczynę, o niebieskich oczach, stojącą przy boksie obok.
- Tak... - posłałam nieznajomej lekki uśmiech, po czym wyciągnęłam rękę, by się przedstawić - Jestem Riley.

Katrins?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)