poniedziałek, 15 stycznia 2018

Od Ady do Oriane

Akurat ćwiczyłam z Royal ujeżdżenie, co w sumie szło nam jak na mnie bardzo dobrze. Royal coraz lepiej wykonywała lewadę... I to się nazywa postęp mojej klaczy!
Poza tym wcześniej doskonaliłyśmy trochę piaff. Bo im więcej będziemy trenować, tym większe szanse na wygrane w zawodach, i co oczywiste klacz będzie to lepiej wykonywać. Motywacją byłoby, gdyby pan Gilbert był taki bardziej... miły? Ale cóż, w sumie to nie potrzebuję trenera. Mimo niskiej samooceny czuję, że może mi się udać, osiągnąć sukces w pojedynkę... No, nie do końca w pojedynkę! Jest jeszcze Royal, a w każdej chwili może mi pomóc ktoś w grona moich przyjaciół - a jak wiem, to ktoś powinien być dobrym ,,jurorem''. Nagle, podczas gdy klacz na mój ,,rozkaz'' wykonała figurę (oczywiście lewadę), zauważyłam, jak ktoś stoi niedaleko samego wejścia na halę, trzymając wodze w pełni osiodłanego konia maści gniadej, a białymi odmianami na nogach i pysku, dziewczyna przyglądała się Royal i mnie. W sumie to nie byłą mi ZBYT obca, kojarzyłam ją między innymi z zabawy w butelkę, chociaż nie tylko. Gdy klacz skończyła robić figurę (oczywiście byłą to lewada), podjechałam bliżej do dziewczyny z koniem.
- Cześć. - powiedziałam z lekkim uśmiechem, patrząc na czarnowłosą. - Oriane, tak?

Oriś? Wybacz że takie badziewie XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)