- Nie możesz wszystkiego robić za mnie - dziewczyna przerwała ciszę, chyba orientując się, że świdruję ją wzrokiem. - Ani ciągle mi pomagać.
Pokręciłem głową, wzdychając. Jak miałem powiedzieć przyjaciółce, że to jej towarzystwo i jej osoba pomaga mi najbardziej? Nigdy nie poznałem osoby, która byłaby wobec mnie tak otwarta i bezpośrednia.
- Co? - spojrzała na mnie wielkimi, ciemnymi oczami, odgarniając włosy z twarzy. - Nagle ucichłeś, jakby coś się stało. Znowu wilki?
Riley zaśmiała się sarkastycznie i spojrzała na mnie z zacięciem. Pierwszy raz zamyśliłem się, aż tak w jej towarzystwie. Od pewnego czasu tylko jedna myśl kłębiła się w moim małym móżdżku i nie dawała mi ani chwili spokoju.
- Chyba już pójdę - poinformowałem brunetkę, poprawiając moje kręcone, wkurzające kosmyki.
- Może wpadnę do ciebie później? - zaproponowała uroczo nastolatka.
Zacisnąłem usta i z bólem serca pokręciłem głową przecząco. Kochałem Riley, a chciałem ją znać jedynie jako przyjaciółkę. Nie mogłem patrzeć na jej zgrabne ciałko i nie popadać w zachwyt. To nie byłem ja, totalnie nie ja. Zmusiłem się przerwać te głupie myśli.
- Riley - zacząłem powoli, uważając, aby jej nie zranić. Ale zaraz mój ton zmienił się na oschły i nieprzyjemny. - Nie powinniśmy się codziennie spotykać. Ostatnio nie czuję się najlepiej.
Dziewczyna pokiwała głową niepewnie, spoglądając na mnie z rozczarowaniem.
- Pójdę już - rzuciła oschle, jak nigdy i nawet na mnie nie patrząc, opuściła stajenny budynek.
Gapiłem się w ścianę jakby bez sensu. Do oczu napłynęły mi łzy. Nigdy nie czułem się tak źle - już zacząłem tęsknić za Riley.
Wróciłem do pokoju, rozmyślając jak przeprosić przyjaciółkę - co zrobić, aby była zdolna mi wybaczyć. Przebrałem się z przesiąkniętych końskim zapachem ubrań i narzuciłem na siebie szybko szare dresy i białą, grubą bluzę. Przy okazji obmyłem szybko ciało i spsikałem się perfumami, które dostałem od siostry na urodziny.
Postanowione. Jechałem do miasta po jakiś upominek dla Riley. Musiała mi wybaczyć.
Ruszyłem w stronę parkingu, gdy podbiegła do mnie Helen.
- Gdzie lecisz? - zapytała zainteresowana.
- Do centrum - wyjaśniłem naprędce dodając: - Gdybyś była na maxa obrażona na chłopaka, co musiałby ci dać, żebyś mu wybaczyła?
- Szczerze przeprosić, to napewno - oznajmiła z poważnym wyrazem twarzy. - I nie pogardziłabym kwiatami.
- Nie za proste? - zapytałem niepewnie.
Blondynka pokręciła głową i szybko się ze mną pożegnała, a ja ruszyłem do miasta po kwiaty, w drodze układając formułkę przeprosinową.
Wróciłem z centrum pod wieczór. W jednej ręce trzymałem kwiaty, w drugiej torbę sportową z własnymi rzeczami. Zapomniałem ją wyjąć, kiedy ostatnio wybierałem się do klubu bokserskiego.
Ruszyłem do pokoju Riley. Serce biło mi szybko i ciężko, oddech przyspieszał. Zapukałem do drzwi pokoju, ale nic nie usłyszałem.
Zastukałem ponownie. Tym razem zza drzwi dziewczyna wykrzyczała, że jeśli to ja, to żebym spadał.
Nie ugiąłem się. Znowu uderzyłem w drzwi. Riley podeszła do drzwi, głośno tupiąc i otworzyła je z impetem.
- Ty... - ciemnowłosa rzuciła mi wściekłe spojrzenie.
Widząc ją, zapomniałem wszystko, co chciałem powiedzieć.
- Riley przepraszam - spojrzałem na nią błagalnie. - Wszystko wytłumaczę.
Podałem jej kwiaty, zbliżając się nieco. Poczułem na szyi miarowy oddech przyjaciółki.
Nie wiem, co mną w tamtym momencie kierowało. Delikatnie złapałem Riley za biodro i przyciągnąłem do siebie. Złożyłem na jej miękkich i ciepłych ustach lekki pocałunek, czekając - czy go odwzajemni, czy odsunie mnie od siebie.
(Riley?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)