wtorek, 2 stycznia 2018

Od Riley C.D Ady - zadanie 1

- Nie ty jedyna nudzisz się w swojej grupie. Zajęcia dla początkujących, są już dla mnie zbyt proste. Ciągle karzą nam wykonywać te same ćwiczenia. Nawet Star jest już nimi znudzony... - stwierdziłam, wstając z ławki - Dziś w sumie nie miałam zamiaru wchodzić na lód, ale jeśli będziesz jeszcze dziś jeździć...
- Spoko, poczekam na ciebie. - dziewczyna posłała mi promienny uśmiech, odgarniając z twarzy jasne kosmyki włosów.
Czym prędzej skierowałam się do budki koło lodowiska, gdzie wypożyczyłam łyżwy. Po chwili obydwie byłyśmy już za barierką. Muszę przyznać, że o dziwo, poszło mi nawet lepiej niż ostatnio, bowiem nie zaliczyłam ani jednego upadku. No i wreszcie nie musiałam przez cały czas kurczowo trzymać się barierki.
Cała droga powrotna upłynęła nam na bardzo przyjemnych rozmowach. W sumie to nie jestem w stanie określić, jak dużo ciekawych tematów zdążyłyśmy poruszyć. Wysiadłszy z taksówki, powędrowałyśmy do akademika. Z racji tego, że pokój Ady znajdował się bliżej, mogłam odprowadzić ją aż pod same drzwi.
- Może jednak wejdziesz? - zwróciła się do mnie koleżanka, przekręcając kluczyk w zamku.
- Nie, dziękuję. Wracam do siebie, muszę się poduczyć na test z matmy... - westchnęłam, z niechęcią wypowiadając nazwę przedmiotu.
Tak, matematyka to moja pięta Achillesa.
- To co? Do zobaczenia później. - pożegnała się dziewczyna, otwierając drzwi od pokoju.
***
Nazajutrz obudziłam się kilka minut przed budzikiem. Wzięłam szybki prysznic, po czym ubrałam się ciepło i zarzuciwszy na ramię czarny plecak, wyszłam z pokoju, dokładnie zamykając za sobą drzwi.
Dotarłszy do budynku szkoły, wpierw skierowałam się do jadalni, a zaraz potem na lekcje. Oczywiście moje wyczucie czasu, jak zawsze pozostawiało wiele do życzenia - spóźniłam się całe dziesięć minut. Na szczęście polonistka była dziś w dobrym nastroju i nie odezwała się ani słowem, gdy przyszłam po czasie.
***
Zaraz po zakończeniu zajęć, postanowiłam zajrzeć do Stara. Dochodziła 14:30, więc miałam jeszcze całe pół godziny na zjedzenie obiadu. Przemierzając oblodzony chodnik, na którym w wielkim stylu już parokrotnie tym tygodniu zaliczyłam glebę; kierowałam się w stronę stajni. Pewnie Dancing już czeka zniecierpliwiony na wyjście. Gdy już dotarłam na miejsce, pognałam do siodlarni po ekwipunek i szczotkę. Oporządziwszy konia, założyłam mu uzdę, czaprak i siodło, po czym pogalopowaliśmy na trening.
***
Popędziłam Dancing Stara do dość żwawego galopu. W sumie to nawet lepiej, zarówno jemu, jak i mnie przebywanie na świeżym powietrzu dobrze zrobi, zważywszy na to, że ostatnimi czasy wszelkie treningi odbywają się w zamkniętej hali. Z sekundy na sekundę, koń biegł coraz szybciej. Niespodziewanie zwierzę zahamowało raptownie, zrzucając mnie ze swego grzbietu i przeturlałam się pod jedno z pobliskich drzew. Otwarłszy oczy, dostrzegłam uciekającego wierzchowca.
- Star! - gdy tylko udało mi się podnieść z gleby, pognałam za wałachem.
Zwierzę pędziło przed siebie, nie zważając na moje wołanie. W pewnym momencie zabrakło mi sił i w końcu stanęłam, z trudem łapiąc oddech. Dancing już dawno zniknął mi z oczu. Nie miałam pojęcia, co w tej sytuacji zrobić. Z pewnością nie wrócę bez niego do akademii. Z zamyślenia wyrwał mnie stukot kopyt. Odwróciwszy się, zobaczyłam konia, przemieszczającego się kłusem w moją stronę. Na jego grzbiecie nie siedział nikt inny a...
- Ada? - zapytałam nieco zaskoczona.
- Co się stało? Jesteś cała w śniegu... - stwierdziła, rzucając okiem na moje spodnie.
- Nie ważne, Star uciekł.
- Jak to uciekł?!
- Chyba się czegoś wystraszył. Próbowałam go zatrzymać, ale nic z tego... - wzruszyłam ramionami, spoglądając na ślady pozostawione na śnieżnej pokrywie - Muszę go znaleźć.
- Czekaj, ja pojadę go poszukać. Nie mógł pobiec daleko... - po tych słowach dziewczyna szarpnęła za wodze i pogalopowała w las.
Tymczasem ja skierowałam się na tor cross, gdzie zwykle ćwiczyliśmy ze Starem skoki. Kilka minut później znalazłam się przy ostatniej przeszkodzie, a tym samym dotarłam do wąskiej, bocznej ścieżki. Dancing zawsze pod koniec przejażdżki kierował się właśnie tutaj. Nie bez powodu często tu bywaliśmy, droga ta prowadziła do brzegu jeziora, do którego wałach zawsze usiłował wchodzić. Jedyne co mi pozostało, to mieć nadzieję, że właśnie tam pobiegł Dancing.
***
Słońce już dawno zaszło, a niebo stopniowo stawało się coraz ciemniejsze. Czułam, że powoli zaczynam tracić siły. W pewnej chwili usłyszałam echo końskiego rżenia, które brzmiało znajomo.
- Star! Star, gdzie jesteś?! - zawołałam, rozglądając się dookoła.
Po chwili odgłos powtórzył się i zza pobliskich krzewów wyłonił się łaciaty łeb.
- Star, gdzieś ty był?... - westchnąwszy, z ulgą przytuliłam się do wierzchowca - Czemu zawsze musisz uciekać? Ty wariacie...
Przez jakiś czas staliśmy w ciszy. Niedługo potem zjawiła się Ada.
- Riley, znalazłaś go? - dziewczyna spojrzała na srokacza z niedowierzaniem.
- Tak, znowu napędził mi strachu... - pokręciłam głową, wsiadając na konia - Dzięki że mi pomogłaś.
- Chyba żartujesz. Za takie rzeczy to się nie dziękuje. Zresztą, to ty go znalazłaś. - koleżanka rozpromieniła się
- Wiesz jak stąd dojechać do akademii? Już dawno zgubiłam ścieżkę... - zapytałam z nadzieją w głosie.
- Tak, chodźcie za nami. - przełożywszy nogę, Ada znalazła się na grzbiecie konia i pogalopowała przodem.

Ada?^^

Punkciki ^^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)