wtorek, 2 stycznia 2018

Od Riley C.D Bellamy'ego - zadanie 7



Zazdroszczę Bellamy'emu, sama chciałabym mieć młodsze rodzeństwo. Być dla kogoś wzorem i móc poświęcać swój czas komuś więcej prócz zwierząt. Cóż, niektórzy mają tego farta, inni nie. Z pewnością polubię Octavię.
Gdy zjedliśmy, przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Może i jeszcze bolały mnie nogi, ale miałam serdecznie dość siedzenia na tyłku.
- A może... - zerknęłam kątem oka na chłopaka, siedzącego przy stole - Chcesz dziś po zajęciach jechać ze mną na dodatkowy trening? Mam zamiar doszlifować niektóre umiejętności Stara. Wybieramy się na parkur.
- Chętnie. - kolega skinął przytakująco głową i zapytał - A kończysz lekcje o...?
- Dziś na szczęście tylko do 13:30. - odparłam z promiennym uśmiechem na twarzy.
- Dobrze, wobec tego widzimy się później. Do zobaczenia! - ciemnowłosy puścił do mnie oczko, wychodząc z pokoju.
***
- Cześć, kochany... - weszłam do boksu i poklepałam ogiera po grzbiecie. - Chodź, trzeba rozruszać trochę mięśnie.
Ogier schylił głowę i szturchnął mnie w ramię, domagając się pieszczot. Przytuliłam wielki czarno-biały łeb do twarzy, masując delikatnie opuszkami palców policzki konia. W stajni nie było nikogo oprócz mnie, oczywiście nie licząc koni.Udałam się więc do siodlarni.
- Ice Tea, Blue Sky, Kashmir, Velvet... - czytałam po cichu tabliczki, w poszukiwaniu odpowiedniego ekwipunku - O, jest! Dancing Star...
Po chwili wróciłam do boksu wałacha z czaprakiem, siodłem i uzdą. Teraz pozostało tylko mu to wszystko założyć. Ta, chciałoby się powiedzieć "tylko". W przypadku psotnego i wiecznie głodnego Stara, pozornie tak błahe zadanie, stanowiło nie lada wyczyn nawet dla tych, mających większe doświadczenie z końmi.
- Star, proszę... - jęknęłam, po raz kolejny usiłując założyć zwierzakowi uzdę. Koń parsknął z niezadowoleniem, wciąż szukając smakołyków w kieszeniach mojej bluzy.
- Myślisz tylko o jedzeniu, ty łakomczuchu... - nie wiem czemu, ale na mej twarzy, przez moment zawitał lekki uśmieszek. Dancing był taki nieznośny, krnąbrny, kłopotliwy i uparty... A jednak nie byłam w stanie wytrzymać bez niego ani chwili. Już miałam pokierować konia w stronę wyjścia, gdy nagle do pomieszczenia ktoś wszedł. Uśmiechnęłam się, widząc twarz bruneta.
- Hej Bellamy. - przywitałam się serdecznie.
- Cześć. - odparł chłopak, podchodząc do boksu - A ty jeszcze nie na treningu?
- Nie, przecież mieliśmy jechać razem. Pamiętasz? - zmarszczyłam brwi, zapinając siodło.
- Pamiętam, pamiętam. Po prostu myślałem, że spotkamy się na parkurze. Osiodłam tylko Rosabell i wyprowadzę ją przed stajnię. - po tych słowach kolega wolnym krokiem poszedł po swojego wierzchowca, tymczasem ja dokończyłam "ubieranie" Dancing Stara.
***
- Już jesteśmy gotowi! - zakomunikowałam, wyprowadzając wałacha. Tym razem Rosabell i Star nie wyglądały na tak spięte, jak wcześniej. Ogier nawet raz lekko trącił nosem kasztankę, jednak ta instynktownie oddaliła się kilka kroków dalej. Najwyraźniej nie w głowie jej nawiązywanie nowych znajomości. No nic, mówi się trudno. Grunt, że zaczynają się powoli akceptować. Niestety nasze plany związane z treningiem zostały bardzo szybko rozwiane, bowiem na parkurze przebywało teraz parę innych osób, a znając Dancinga, raczej nie będzie koncentrować się na jeździe, gdy widzi dookoła inne konie.
- Trochę dziś tu tłoczno... - skomentował Bellamy, nieco zawiedzionym głosem - To co? Wchodzimy na parkur, czy spróbujemy z jazdą w terenie tak jak ostatnio?
- Jazda w terenie. - westchnęłam. Tak więc pogalopowaliśmy w stronę łąki.
- Sprawdzałaś już tę trasę? - Bellamy popuścił wodze, wskazując na leśną ścieżkę.
- Tak, ćwiczymy tu ze Starem skoki. - odparłam, poprawiając wełniany szalik - A może chcesz się przejechać?
- Możemy. - chłopak wzruszył ramionami.
- Gdy już przejdziemy przez wszystkie przeszkody, dalej jest zakręt, ale jeśli nie chcemy jeszcze wracać do akademii, możemy pójść tędy... - przesunęłam palcem po mapie.
- Okey, ale tam nic nie ma... - kolega zmarszczył brwi.
- Jest, jest. Tylko na mapie tej bocznej dróżki nie znajdziemy. No chodź! - uśmiechnęłam się tajemniczo, lekko klepnąwszy konia w zad, by zmobilizować go do ruchu. Podążyliśmy kłusem przez tor. Na szczęście konie nie miały większych problemów z przeskakiwaniem belek, które stopniowo stawały się coraz wyższe. Długą chwilę jechaliśmy galopem, potem przeszliśmy już tylko do kłusa, podziwiając skute lodem jezioro. Wierzchowce wyglądały na odrobinę zmęczone, toteż postanowiliśmy zrobić krótki postój, by zwierzęta odpoczęły. Zsiadłszy z konia, zaczęłam grzebać w swej starej, nieco obskurnej torbie.
- Gdzie to jest? Dałabym słowo, że to ze sobą zabrałam! - wciąż przeszukiwałam zawartość torby - O, jest! - uśmiechnęłam się, wyjmując lonże. Po chwili każde z nas przypięło lonże do uzdy swojego konia. Następnie przywiązaliśmy je do pobliskich drzew. Zwierzaki stały spokojnie, wygrzebując spod warstwy śniegu ukryte kępy traw.
- Szkoda, że nie wzięliśmy kanapek... - westchnąwszy, Bellamy wbił wzrok w częściowo zamarzniętą taflę wody.
- Fakt, takie wycieczki zaostrzają apetyt. - odgarnąwszy kosmyki włosów z twarzy, zerknęłam kątem oka na ciemnowłosego - Ale chyba jeszcze nie chcesz wracać?
- Spoko, wytrzymam. Aż tak glodny nie jestem! - zaśmiał się - Więc... Co teraz robimy?
- A bo ja wiem. Stoimy i gapimy się na jezioro, rozmyślając o troskach dzisiejszego świata. Chyba że... - znów zwróciłam wzrok na torbę. Sięgnąwszy do jednej z kieszeni, po chwili dokopałam się do niewielkiego aparatu fotograficznego. Teoretycznie już dawno nie powinno go tam być, ale jak zwykle nie zrobiłam porządków w swoich rzeczach (może to i lepiej?).
- Stań tam. - nawet nie pytając kolegi o zgodę, wskazałam palcem na pobliskie drzewa, rosnące koło brzegu.
- Nie dzięki.
- No weź, tylko chwilę... - posłałam Bellamy'emu błagalne spojrzenie.
- No dobra, ale ty też za chwilę będziesz pozować. - stwierdził zdecydowanie chłopak, oparłszy dłoń na brzozie.
- Ja? Na pewno nie! Nawet nie wiesz, jak fatalnie wychodzę na zdjęciach bez makijażu. - stwierdziłam, przygryzając wargę - Będziesz mieć koszmary.
- Przeżyję. - chłopak przewrócił wymownie oczyma, trochę zniecierpliwiony - Robisz to zdjęcie?
- Robię, robię. Chwila... - zachichotałam, naciskając parokrotnie na spust migawki - Okey, masz cztery zdjęcia.
- Później zobaczę. Teraz ty. - Bellamy nie odpuszczał. Przeszłam więc niechętnie w stronę brzegu. Niespodziewanie kolega podniósł wzrok, spoglądając na mnie szeroko otwartymi oczyma.
- Ostrzegałam! - wyszczerzyłam się triumfalnie.
- Riley... Lepiej stąd chodźmy... - z niewiadomych przyczyn, chłopak mówił ściszonym głosem.
- Ale dlaczego? Co się dzieje? - nadal nie mogłam zrozumieć, o co mu chodzi - Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha. To nie jest śmieszne. Aż taka straszna chyba nie jestem... - nie dokończyłam zdania, bowiem dobiegł do mnie dziwny odgłos, przypominający dyszenie psa. Odwróciwszy wzrok, zobaczyłam...
- Nie no, bez żartów... - zacisnęłam zęby - Wilk?...
Trudno mi powiedzieć, jak się teraz czułam. Przemawiał przeze mnie strach i dosłownie osłupiałam. Stworzenie mierzyło nas wzrokiem. Sierść na jego karku, nieco się zjeżyła, a wargi odchyliły się w tył, obnażając spore zęby. Wilk wyglądał na równie zaskoczonego tym spotkaniem, co my.
- Nie wykonuj raptownych ruchów i podejdź powoli do koni... - rozkazał Bellamy, wciąż nie odrywając wzroku od psowatego. Nie wiedziałam, czy ma jakieś doświadczenie w tych sprawach, ale postanowiłam nie kwestionować jego wskazówek.
- Dobrze, że jest tylko jeden... - wyszeptałam drżącym głosem.
- Nie byłbym tego taki pewien, patrz... - chłopak zwrócił wzrok na świerki nieopodal brzegu, skąd wyłoniły się kolejne pyski. Na szczęście zwierzęta tylko nas obserwowały i były bardziej zainteresowane końmi niż nami. Powoli odpięłam lonże i podałam wodze brunetowi, stojącemu obok. Dopiero gdy dosiedliśmy wierzchowców, jeden z wilków zdecydował się podejść bliżej, aczkolwiek nadal zachowując bezpieczną odległość. Rosabell i Dancing robiły się coraz bardziej podenerwowane.
- Kiedy dam sygnał, skierujesz Stara na ścieżkę. Będziemy za wami. - kolega zerknął na mnie.
Ostrożnie zaczęliśmy się wycofywać. Gdy znaleźliśmy się ok. 10 metrów od watahy, na znak Bellamy'ego ruszyliśmy, kierując się w stronę toru.
***
Powróciwszy do stajni, każde z nas odprowadziło swojego konia do boksu.
- Mieliśmy dużo szczęścia, naprawdę dużo... - brunet starł z czoła pot, gdy wracaliśmy spacerem do akademika - Takiej wycieczki, to ja się nie spodziewałem.
- Wiem, ja też nie... - spojrzałam na drzewa w oddali - Nigdy więcej tam nie wracam. Nie dalibyśmy rady, gdybyś nie zachował zimnej krwi...
- E, tam... Myślisz, że się nie bałem? - kolega posłał mi lekki uśmiech.
- No, porównywalnie ze mną, cóż... Wymiękam w takich sytuacjach...
Nie ukrywałam, że było mi głupio. Bellamy wykazał się odwagą, a ja stałam jak kołek i nie wiedziałam, co mam robić.

Bellamy?^^

Punkciki ^^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)