środa, 3 stycznia 2018

Od Naomi C.D Esmeraldy

- Nie trzeba. Na szczęście, te stoliki można kupować taniej, jak mniemam z tej tutaj etykiety - pokazałam dziewczynie tekst na końcu grubego katalogu.
- Dobrze, jeden z głowy. Za chwilę zamawiamy, nie?
- Tak. Ale to nie spowoduje, że zaczniemy normalnie funkcjonować - skwitowałam gorzko, podciągając nogi pod podbródek.
***
O dziwo, po dwóch tygodniach od sprawy z feralnym stolikiem, mogłyśmy już w miarę normalnie egzystować, co oddało mi w końcu radość życia. Szczególnie cieszyłam się z powrotu Szczurzego, "Młody", choć już teraz wcale nie najmłodszy z mojej padokowej zgrai, bynajmniej nie miał zamiaru odpoczywać. W sumie wcale mnie to cieszyło, bo jego ciało nadążyło za umysłem i zdążyło się wykurować akurat w sam raz. Szkoda tylko, że dotarło to do mnie dopiero z wiadomością o treści "Pański podopieczny jednym susem pokonał ogrodzenie i z zadowoleniem na twarzy udał się w stronę pastwisk klaczy". Mhhhm, moja krew.
Gorzej, że kiedy ujrzałam go po tych kilku miesiącach, inaugurująca reakcja była jedna: "No nie mój koń!". Zarósł się strasznie i dlatego postanowiłam skorzystać z tego, że Esma miała wolne popołudnie i współbieżnie karego kudłacza.
- Proosiu, zróbmy dzisiaj i jutro im małe SPA - zaczęłam tuż po zakończeniu lekkiego treningu Empire.
- Ni chce mi się - odburknęła przyjaciółka, przyjmując szyk zbuntowane dziecko.
- Dobrze wiesz, że Twojemu się to przyda.
- Ale gdyby to tobie nie szło na rękę, nie zaproponowałabyś tego - odbiła piłeczkę. - Wykorzystujesz mnie do spraw własnych!
- Owszem, nie zaproponowałabym - odparłam po chwili wahania. Potem wybuchnęłyśmy głośnym śmiechem, zrzucając nasze udawane, twarde maniery i kierując rozmowę na luźne tory.
- Dobra, wyeksploruj za chwilę solaria. Jak nikogo nie ma, przystaję.
Solarki, jak się zresztą spodziewałam, były puste. Zadowolona udałam się z powrotem do Tęczowej, by złożyć raport z tej krótkiej wyprawy. Odwetem zarządziła, że konie bierzemy i szybko myjemy solarkując, później strzyżemy, a następnie znowu myjemy solarkując. Zadowolone z ułożonego planu popołudnia, zaczęłyśmy go niezwłocznie wykonywać - konie w rękę i do solarium. Obmyłyśmy w jednakowym czasie oba urwipołcie, korzystając z dwóch pomieszczeń obok siebie (co oczywiście nie uniemożliwiło nam rozmów między sobą). Użyłyśmy wyłącznie szarego mydła i gorącej wody, zostawiając drogi szampon do grzywy na drugą partię. Kiedy odprężone koniki się całkowicie wysuszyły, Dracula w derce odstawiłyśmy do boksu, a jego kolegę przypięłyśmy uwiązami na korytarzu (niestety, maszynka jest już tylko jedna).
- Jak strzyżemy? - zapytała zadziornie przyjaciółka, dzierżąc w ręku naoliwiony przyrząd.
- Hmm... na Irokeza oczywiście, fiordy-fiordy! - odpowiedziałam, chichocząc, po czym wyrwałam z rąk dziewczyny maszynkę, zmieniając minę na udawanie-poważną. - Mój koń, moja rzecz!
Kolejny raz wybuchnęłyśmy śmiechem, trzeba było jednak wziąć się w końcu do pracy. Sprawnie ogoliłyśmy mu sierść, zostawiając tylko poletko miejsca na grzbiecie, pod siodłem. Następnie grzywa - preferujemy razem z Gniadym uporządkowaną i równo przyciętą, przerywaną. "Słuchawką" do grzywy rozczesałyśmy więc włosy, następnie degażówkami skróciłyśmy. Po jeszcze delikatnym przerywaniu i obstrzyżeniu w ten sam sposób ogona Esmeralda tonem nieznoszącym sprzeciwu powiedziała, żebym jej nie udzielała pomocy przy własnym, a przecież bardziej nerwowym koniu i dokończyła plan co do Empika. Zdałam się na jej słowa, przypominając jeszcze, że jak jej wierzchowiec stanie okoniem, to nie przybiegnę ratować, ale była nieugięta. Udałam się więc i jeszcze raz sprawiłam Szczurzemu kąpiel, tym razem z dużym naciskiem na grzywę i ogon. Czas, jaki zaoszczędziłam po pozostawieniu na pastwę konia Esmy (która, o dziwo, poradziła sobie znakomicie), spędziłam na masażu, który spotęgował zadowolenie Gniadego. Na koniec, kiedy po raz drugi wysechł, zarzuciłam na niego derkę i zostawiłam w boksie. Poczekałam jeszcze momencik na Tęczową, wówczas razem wróciłyśmy do akademika. Zmęczone, nie mniej jednak zadowolone. Gdy tylko trafiłyśmy do pokoju, z miejsca rzuciłyśmy się na wyrko.
***
Wróciłyśmy do stajni, skoro świt, umyślnie biorąc aparat - bez sesji zdjęciowej by się nie obyło. Z początku oba ładnie pozowały, ale jako, iż są to niecierpliwe zwierzaczki, szybko zaczęły się wiercić. No, ale zdjęciobranie mogło się odbyć w akcji, ostatecznie najładniejsze fotki wyszły na końcu, kiedy Dracul galopem wyrwał się do boksu, a Empiryk, jak to Empiryk, wrócił do mieszkania spokojnie, węsząc wszystko dookoła. Kiedy zasłoniłam już obiektyw ochronnym plastikiem, zwróciłam się do Esmy:
- Dobra, skończone. Co robimy - bierzemy je pod siodło czy może jakieś ambitniejsze plany?

Mrrr, Esma? 8)))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)