Powolnym krokiem ruszyliśmy do stajni. Nie myślałem o niczym innym jak tylko żeby już spaać.
Nie mam zamiaru niczego ukrywać - było mi ultra głupio przed Esmą. W końcu spotkała mnie „poważnie rannego” z dupą całą w śniegu. I gdyby nie to, że była wyjątkowo miła, z pewnością stałbym się obiektem żartów.
- Dałaś kretynowi jeździć swojego konia - stwierdziłem, przerywając ciszę, która towarzyszyła nam w drodze z akademika.
- Mam współczuć Desert? - zaśmiała się dziewczyna, narzucając szybsze tempo. - Nie wyglądasz wcale, aż na takiego kretyna. I może sobie z nią poradzisz.
Wpadliśmy do stajni i bez ociągania, od razu ruszyliśmy do siodlarni po sprzęt. Ze stojaka podciągnąłem porządne siodło i wysokiej klasy ogłowie.
- Jaki dać ci czapraczek... - Esma spojrzała na mnie z uśmiechem, a w jej oczach błyskotały iskierki. Zaczęła grzebać się w pace z przeróżnymi kolorami padów. - Różowy dla Bellamy’ego Blake’a!
- To jakieś wyzwanie czy może coś sugerujesz? - wziąłem do ręki VS’a, przyglądając mu się dokładnie. - Ten kolor nie jest taki zły. I do kasztana nawet pasuje.
- Wezmę fioletowy - oznajmiła ciemnowłosa z uśmiechem. - Żeby nie było, że do siebie nie pasujemy!
Szybko osiodłaliśmy wierzchowce, które nie zachowywały się wcale, aż tak niegrzecznie, jak moja nowa koleżanka ostrzegała.
- Hala czy parkur? - zapytałem, trzymając mocno nabuzowaną kasztankę.
- Halaaa... - zdecydowała ciemnowłosa, robiąc zwrot w prawo ze swoim ogierem. - Chciałam ich trochę porozciągać, więc dużo elementów.
Pokiwałem głową i obrałem prawidłowy kierunek. Hala była całkowicie pusta, więc bez stresu zaczęliśmy trening.
Jazdę zacząłem od prowadzenia Samby w niskim ustawieniu, energicznym stępem. Zgodnie z zaleceniami jej właścicielki, jeździliśmy dużo kół i zmian kierunku przez półwolty. Po około dziesięciu minutach zaczęliśmy kłusy w przesadnym ustawieniu, na krótkich - do wewnątrz, na długich do zewnątrz. Kasztanka pewnie szła przed siebie, nie zwracając uwagi na odwalającego karosza. Podziwiałem Esmę - świetnie z nim sobie radziła.
Wjechałem na koło i zacząłem pracować z klaczą nad mocnym wygięciem i podstawieniem zadu. Moje polecenia wykonywała od razu, jak przystało na świetnie ułożonego konia.
- Spróbuj ustępowania - doradziła mi ciemnowłosa, wykonując obok mnie i Desert płynną zmianę kierunku.
Pokiwałem głową i pokierowałem klacz do narożnika. Zrobiliśmy najpierw ustępowanie do linii środkowej, następnie kłusem po przekątnej.
- Mówiłam, że nie będzie tragicznie - przyznała Esma, uśmiechając się szeroko.
- Mówiłaś, że może sobie poradzę - zaśmiałem się, naprostowując.
- Same shit. Ty za to mówiłeś, że będzie tragicznie.
- Nie chwal mnie, dopóki nie skończymy.
- Bo co? - dziewczyna spojrzała na mnie wyzywająco, z zawadiackim uśmiechem. - Wydaje mi się, że na dzisiaj dosyć ci spadania.
- Hope sooo... - stwierdziłem, zerkając na kasztankę.
Po parunastu minutach ruszyliśmy galopy, które w wykonaniu Desert były naprawdę zajebiste. Klacz niosła miękko i utrzymywała równy krok. Ustawiłem ją nieco mocniej na zewnętrzne pomoce i wykręciłem półwoltę, do narożnika dojeżdżając kontrgalopem i robiąc płynne przejście od dosiadu.
- Półwolta w kontrgalopie? - zerknęła Esmeralda, komentując mój pomysł. - Spróbuję sama. Zapomniałam, że to moim koniom dobrze wychodzi.
Pokiwałem głową i przeszedłem do kolejnego elementu, kiedy nagle na halę wpadła grupa dziewczyn.
- Siema Esma! - krzyknęły, machając do niej energicznie rękami. Dziewczyna na karoszu podjechała do nich stępem, wołając mnie w swoją stronę.
- To Bellamy - przedstawiła mnie ciemnowłosa z przyjaznym uśmiechem. - Gdyby ktoś go jeszcze nie poznał.
(Esma?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)