niedziela, 14 stycznia 2018

Od Louise do Esmy - Nowy Rok, Bal (napisany w poniedziałek ;)

Takie opóźnienia przez to, że nie podałyśmy konkretnej godziny zakończenia, a później nie wiedziałyśmy, czy wstawiać (taaa, tylko po to, żeby zakryć to, iż nam się nie chciało xDD).
Event długi, ładny, mniej więcej poprawny w pisowni. Nie będzie się liczył w ocenie tak, jak pozostałe prace, bo nie chcemy nikogo już strącać z zajętego miejsca - za opowiadanie Lou dostaje 20 punktów ;)

Strzepnęłam z ciemnoszarej sukienki ostatnie ślady zbrodni po morderstwie nijakich „Krakersów". Niewinne istoty naprawdę można równie uznać za niewinne, jednak świetnego smaku niejedna przekąska mogła im pozazdrościć. Leniwie podniosłam się ze swojego łóżka, jakby ktoś mnie przygniótł do materaca. Odkładając telefon na półkę nocną i podłączając urządzenie do źródła zasilania, postanowiłam zejść na dół, gdyż dochodziła dwudziesta pierwsza, a bal noworoczny dawał mi poczucie, że poznam kogoś nowego. Moja obecność w Poreč sięgała pamięcią zaledwie dwa dni wstecz, a już miałam iść na bal z okazji rozpoczęcia nowego roku, które miało nastąpić za trzy godziny. Nie miałam planu jakoś się szczególnie integrować, jednak mała wizyta na imprezie na pewno by mi nie zaszkodziła. Wesoło zerwałam się na dwie równe nogi, sprawdzając, na ile nie jest rozwalony warkocz dobierany, jakby przyklejony do głowy. Ku mojemu szczęściu uniknęłam wystających kosmyków. Niewiele myśląc, zabrałam mały kluczyk od pokoju, szczelnie go przy okazji zamykając i pognałam do budynku zajęć, gdzie owa impreza miała mieć miejsce.
Śnieg delikatnie prószył w twarz, jednak nie stłumiło to pewnego rodzaju ekscytacji z mojej strony. Biały puch trzeszczał pode mną na ścieżce z każdym krokiem, który stawiałam. Przyznam, że sam budynek wyglądał dość upiornie po ciemku, kiedy rubinowa cegła, z której dom został zbudowany, wydawała się szara, a nawet czarna.
Przez okna wyglądały kolorowe światła odbite od ścian, a dudniącą w uszach muzykę można było usłyszeć jeszcze w stajniach. Uchylając odrobinę ciężkie wrota na tyle, by się przecisnąć, nieśmiało zajrzałam do środka. Na korytarzach już się tłumiło od par, wolących cichsze miejsce na obściskiwanie się po kątach, jednak główna zabawa panowała w stołówce, w której krzesła i stoły, albo zostały wyniesione, albo przesunięte pod ściany z rolą podtrzymywania metalowych mis z chipsami, słodkościami i innymi równie zdrowymi pożywkami dla ludności studenckiej. Skierowałam się prosto do ubóstwianych przez moją osobę słonych ciastek, zwracając przy okazji na siebie uwagę paru osób. Chrupiąc po cichutku, choć i tak nie było to potrzebne, przy tej dynamice akompaniującej muzyki próbowałam podejść do jakiejś większej grupki osób, jednak kiedy już miałam się przedstawić z boku „parkietu" odezwała się blond włosa dyrektorka Akademii, zapraszając na pokaz slajdów.
— Przygotowaliśmy dla was małą niespodziankę - nagrania z waszych zawodów za chwilę zostaną odtworzone, by upamiętnić ten sukcesywny rok waszej ciężkiej pracy — ogłosiła, po czym dała sygnał panu Blythe'owi, że powinien już włączyć zbiorowisko wspomnień. Rozsiadłam się wygodnie na stole, upewniając się przedtem, że przypadkowi nie zgniotę czyjegoś jedzenia. Wśród studentów nagle pojawiły się szepty komentujące pierwszą zawodniczkę ukazaną na nagraniu. Musiałam się sporo natrudzić, żeby święcie stwierdzić, że dziewczyna to nie kto inny niż Naomi. Ukradkiem odeszłam uwagą od filmu, przerzucając ją na brunetkę, która w jednej chwili przeklęła, widząc siebie na ekranie w towarzystwie pewnego siebie gniadosza, o ile się nie pomyliłam, Empire'go. Potężnym galopem najechali na stacjonatę, po czym wierzchowiec silnymi nogami odepchnął się od piaszczystego podłoża, by widowiskowo pokonać przeszkodę. Dziewczyna po przeszkodzie zwolniła tempo do żwawego stępa, a kiedy już miała poklepać dzielnego ogiera, obraz ukazany przez rzutnik zatrząsł się. Po sali rozniósł się krótki chichot spowodowany tym „nieprofesjonalizmem", jednak czego się spodziewać po rozentuzjazmowanym trenerze. Właściciel lekko się uśmiechnął na wspomnienie zawodów. Pani Rose odczytała z dumą miejsce Naomi na tych zawodach. Populacja studencka zaklaskała laureatce, gratulując sukcesu, jednak Elizabeth postanowiła przeczytać kolejnego jeźdźca.
Moją uwagę przykuła osoba o tęczowych włosach zmierzająca w stronę stołu, na którym miałam przyjemność usiąść.
Błąd.
W stronę któregoś ze słodkich napoi gazowanych. Była w towarzystwie wysokiego bruneta. Zmierzyłam oboje badawczym wzrokiem.
— Jesteś nowa? — Pytanie padające w moją stronę nie przykuło na tyle mojej uwagi bym była w stanie zrozumieć co właśnie dziewczyna, jednocześnie przykładając papierowy kubeczek do pełnych ust zdobionych szminką, do mnie mówiła.
— Słucham?
Tęczowowłosa się do mnie uśmiechnęła. Powtórzyła uprzejmie pytanie, tym razem cicho się śmiejąc.
— Jeżeli drugi dzień nie jest nowością, to nie. — Odwzajemniłam uśmiech.
Następne nagranie przedstawiało jakiegoś chłopaka. Nawet nie słucham jego imienia i nazwiska. Zajęłam już się zupełnie czym innym. Publika zamieniała ze sobą coraz więcej słów, ba, zdań, nie zwracając już zupełnie uwagi na przejazdy, które tłukli przez cały rok. Kadra, widząc znudzenie wymalowane na twarzach swoich studentów, postanowiła odpuścić.
Moja kolorowa towarzyszka postanowiła znowu nawiązać ze mną temat, jednak właścicielka okazała się szybsza.
— Kochani, to już były wszystkie nagrania i zdjęcia. Z okazji nowego roku chcemy wam życzyć wszystkiego, co dobre, mamy nadzieję, że uda nam się w tym roku osiągnąć jeszcze więcej. O planach na się rok dwu tysięczny osiemnasty porozmawiamy na jutrzejszej kolacji. Póki co, spotykamy się za dwie godziny przed budynkiem, na pokazie fajerwerków. Moja ukochana kadra teraz idzie do siebie i zostawia naszą odpowiedzialną młodzież samą.
Wszyscy instruktorzy zerwali się z chwiejnych krzesełek, jakby tylko czekali na te słowa. Ledwie towarzystwo usłyszało szczęk zamykanych drzwi, już ktoś krzyknął, by wyjąć resztę przemycanego alkoholu. Impreza zaczęła nabierać swego rodzaju tempa.
Nawet nie zauważyłam, kiedy zamiast soku, do kieliszka wlałam coś innego niż porzeczkowy napój. Pierwszy łyk rozpalił moje gardło, przy czym w głowie odezwał się nieprzyjemny szum. Popatrzyłam z wyrzutem na kieliszek. Chyba troszkę przesadziłam. Jednak nie zamierzałam się bawić bez obecności trunków.
Rozejrzałam się po sali, w której znowu rozbłysły kolorowe reflektory, a muzyka zachęcała wszystkich do zabawy i tańca.
— Jestem Esma!
W jednej chwili moje ucho chyba już miało dosyć, jednak zebrałam powietrze i siłę na co najmniej równie głośną odpowiedź.
— Lou! Miło mi Cię poznać! — wywrzeszczałam co tchu w piersi, mając minimalne nadzieje, że dziewczyna mnie usłyszy. Jednak kiedy do moich uszu doszła odpowiedź, już chciałam zaśpiewać Odę Do Radości, jednak kompozycja z osiemnastego wieku mogłaby nieco przygasać w porównaniu do zeszłorocznej piosenki Taylor Swift. Esma niewiele myśląc (jestem tego pewna, gdyż ledwie mnie ściągnęła ze stołu, już zdążyłam poznać ścianę kolumny od tej „nieprzyjemnej" strony), zręcznie wymijała ludzi tańczących bezwiednie w ściśnięciu. Tak, tej umiejętności mogłam tylko pozazdrościć. Zapewne już dawno bym została zgnieciona przez czyjeś rozemocjonowane ciało, jednak dziewczyna wiernie mnie chroniła, za co byłam jej dozgonnie wdzięczna. Byłyśmy coraz bliżej korytarza zdecydowanie różniącego się od zatłoczonego pomieszczenia, gdzie zazwyczaj podawane są posiłki. Parę par całowało się bez najmniejszego poczucia wstydu przed kimś, kto właśnie przechodził. Chociaż z drugiej strony nie byłyśmy członkami kadry, więc nie dziwiłam się zbytnio. Nie mniej, poczułam się trochę jak idiotka, kiedy patrzyłam, jak wymieniają drobnoustroje. Esma w końcu podjęła temat. Rozmowa toczyła się w całkiem miłej atmosferze przy którymś z alkoholów, które miały okazję się z nami spotkać. Jednak po dwóch jeszcze niekompletnych kwadransach podeszła dwójka facetów. Z licznymi trudnościami wydedukowałam dane osobowe jednego z nich, które podała mi Esma, może i niekompletne, ale samo imię zupełnie mi do szczęścia wystarczyło.
— Ty musisz być Gale. — Wyszczerzyłam ząbki do bruneta, lekko chybocząc się na zdradliwych kończynach. — Jestem Lou.
Zapadła niezręczna cisza, którą przerywały jedynie ciche dudnienia muzyki z dołu. Dwóch mężczyzn wymieniło rozbawione spojrzenia, a posiadaczka tęczowych włosów też prychnęła cicho i wyjaśniła mi istotę rzeczy.
— Lou, Gale jest brunetem. To jest Will.
Zamroziło mnie. Byłabym aż tak pijana, że nie rozpoznałabym różnicy pomiędzy blondynem a brunetem?
— Wybacz — Zaśmiałam się z własnej głupoty.
— Jeżeli chcesz, mogę być i Gale.
Prychnęłam pod nosem.
— Wolę byś zachował swoje imię, będzie mi łatwiej Was rozróżnić — odpowiedziałam na propozycję.
Esma nagle dziwnie znalazła się w ramionach Gale'a, po czym oboje oświadczyli, że chcą jeszcze przed północą zatańczyć choć jeden kawałek. Stałam jak dziecko w wielkim centrum handlowym, które właśnie przypadkowo zgubiło matkę.
— My też idziemy? — pytanie blondyna odwróciło moją uwagę od oddalającej się ,,Mamy". Wzruszyłam ramionami, po czym chwyciłam pewniej kubek z piwem i dopiłam resztki. Przecież nie chciałam się zakrztusić ani mieć zajętych rąk. Duże dłonie ciasno owinęły moją talię, kiedy spojrzałam w rozświetlone czerwonym świetle oczy William'a. Wyglądał zabójczo. Tak, jakby przy tej żywej piosence miał ochotę mnie zabić samym tańcem. Czułam od niego ciepło, które niby miało dodawać otuchy. Ręce związałam na jego karku, niewinnie wpatrując się w górującą nade mną twarz. Szybki wstęp gitary poprzedził śpiewającą studentkę. Czyżby robili karaoke. Tym razem chyba dla nikogo nie miała znaczenia jakość wykonania. Każdy chciał zamknąć się w towarzystwie drugiej osoby.
~*~
Chropowatym odgłosem zamek błyskawiczny u brzegów kurtki oświadczył, że są szczelnie zamknięte. Dzika wataha uzbrojonej w szampana dorosłych ludzi wypadła przez podwójne wrota na zewnątrz, by oglądać i pomóc w odpalaniu fajerwerków. W jednej chwili wszyscy zabrali się za odliczanie od dziesięciu i szukaniu osoby, z którą mogliby spełnić tradycję pocałunku o północy. Nawet nie wiem, co ten zwyczaj wnosił, ale chyba był na tyle popularny, że wspomniały o nim co najmniej cztery osoby. Nie zamierzałam zbytnio starać się o wypełnienie obowiązku, jednak w ostatniej chwili ktoś mnie gwałtownie obrócił i z dziwną dla mnie zażartością, jakby moje usta były kawałkiem boczku, pocałował. Po chwili zdezorientowania wyczułam pełne usta Will'a. Po paru sekundach oderwaliśmy się od siebie, by podziwiać rozczapierzone, połyskujące gwiazdki na wyjątkowo bezchmurnym niebie. Kadra dziwnie się uśmiechała do każdego po kolei, jakby chciała wywołać na nas wstyd i zażenowanie, jednak to druga połowa kadry odwracała speszona wzrok.
— Wszystkiego dobrego Will — Uśmiechnęłam się, zanim wszyscy polecieli stukać się kieliszkami wypełnionymi dumnie pieniącym się szampanem, po czym poczułam spływającą po gardle ciecz.

Esma?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)