środa, 10 stycznia 2018

Od Esmeraldy C.D Brendy

-O boże! Sorry, sorry i jeszcze raz sorry!- krzyknęłam, szybko łapiąc kubek z pozostałą jeszcze w nim cieczą
-Spoko, nic mi nie jest.- odparła nieco szorstko, po czym chwyciła serwetkę leżącą nieopodal.
Kilka razy jeszcze mówiąc magiczne słówka, pobiegłam do stolika, który zajmowała Naomi i zaraz usiadłam obok niej, a właściwie naprzeciwko niej. Patrzyłam, jak jadła, przy czym nawijałam o tym, że Divine wcale się dzisiaj nie słuchał, co ona jedynie potwierdzała, kiwając głową. W krótce stwierdziłam, że pójdę zobaczyć jak z moją ofiarą, którą oblałam herbatą, jednakże dziewczyny już nie było. Dalekimi susami pokonałam trasę ze stołówki do stajni koni prywatnych, gdzie w boksie suszyła się Jaskółka, suszyła, bo proces wysychania sierści jeszcze się nie zakończył, więc z treningu na torze nie było mowy. Skierowałam swój wzrok w stronę Divine'a, który w niezamąconym spokoju przeżuwał siano.
-Och...niedługo kupię źrebaka, wiesz?- zapytałam słodko, spoglądając na karosza, który patrzył na mnie swoim mądrymi oczkami, ledwo widocznymi spod czarnej grzywy.- Rodzice mówią, żeby kupić Fryza. Nie wiem, czy to dobry pomysł. A jak ty myślisz?- rzuciłam. Ogier na moje słowa potrząsnął głową, dając mi do zrozumienia, że za dużo gadam, a za mało robię.
Całkiem nie zauważyłam Matta, który stał w rogu stajni i cicho się podśmiewał.
-Z czego rżysz?- mruknęłam, rezygnując z treningu na torze.
-Pani Rose Cię oczekuje w gabinecie, a ty gadasz z koniem o kupnie innego konia.- zarechotał blondyn, wbijając widły w kostkę siana.
-Co?!- krzyknęłam, jak najszybciej wychodząc ze stajni.
***
Nadal myśląc nad sensem słów pani Rose (a od kiedy mi je powiedziała, minęły trzy tygodnie). "Zrozum jego, a on zrozumie Ciebie. On nie jest normalny, więc nie można z nim pracować normalnie." Rose namieszała mi w głowie tymi słowami, choć były one tak proste i łatwe do zrozumienia. Na lekcji majcy nie mogłam się skupić, nawet siwy pan w okularach, który był nauczycielem, zauważył moje rozkojarzenie.
-Esma. Ile jest równy?- zdaje się, że zadawał to pytanie po raz setny, bo na jego czole wystąpiły kropelki potu.
-Em...skoro to jest 36,003, to promień wynosi 18, 0015.- Byłam w stu procentach pewna odpowiedzi, gdyż obliczyłam to szybciej od klasy. Nauczyciel z zadowoleniem pokiwał głową, by po chwili zadać pracę domową, która polegała na obliczaniu jakichś dyrdymał.
Gdy głos profesora ucichł, dzwonek zadzwonił, ogłaszając, że już można wyjść z sal, co ja wraz z tłumem zrobiła.
-Ty jesteś Esma?- za moimi plecami rozległ się dziewczęcy głos.- Pani Rose kazała mi Cię znaleźć.

Brenda? ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)