wtorek, 9 stycznia 2018

Od Riley do Brendy

Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie... - wyszeptałam speszona, wchodząc do sali.
Profesor lekko zmarszczył swe krzaczaste brwi, gdy szybkim krokiem powędrowałam na swoje miejsce.
- Miło, że zaszczyciłaś nas swoją obecnością, panno Black... - wypowiadając te jakże przesiąknięte ironią słowa, pan Harrison przeszedł się po sali, gniotąc niewielką, papierową kulkę w dłoni.
Jak ja nie znoszę, kiedy ktoś się do mnie zwraca po nazwisku. Spod siwej czupryny nauczyciela wyłoniły się szkliste, niebieskawe oczy o zimnym spojrzeniu. Na sam jego widok, aż ciary przechodziły po plecach. Pewnie dlatego, tak bardzo przypominał mi mojego na szczęście byłego już wychowawcę. Otwarłszy dziennik, nauczyciel rozejrzał się po klasie, jakby tylko czekał na wymierzony w niego, złośliwy komentarz, jakiekolwiek słówko z nutką sarkazmu... Trzeba przyznać, Harrison budził respekt w swoich uczniach i nikt nie miał odwagi z nim zadzierać. A już myślałam, że skoro jestem dorosła, takowe sytuacje nie będą musiały mnie dotyczyć.
- Dobrze, skoro już zdecydowaliście się poświęcić swój, jakże cenny czas... - mężczyzna podszedł do czarnej szafki, stojącej w kącie pomieszczenia, po czym sięgnął po jedną z książek - Otwórzcie swoje podręczniki na stronie sześćdziesiątej czwartej.
"Super, zaczyna się kolejny koszmar..." - pomyślałam, spoglądając na swego jedynego, oddanego, klasowego przyjaciela, który zawsze jest w stanie wywabić mnie z opresji - tarczę zegara.
***
Dochodziła 13:30. Nasza klasa została zwolniona z ostatniej godziny lekcyjnej. Wolnym krokiem skierowałam się w stronę stolika przy oknie, który dziwnym trafem, niemal zawsze stał pusty. Ta, moja oaza spokoju. Ku memu zaskoczeniu, na stołówce wcale dziś nie było tłumów. W sumie to niezbyt mnie takowy fakt cieszył, bo nie miałam do kogo jadaczki otworzyć. Podniósłszy widelec, wzięłam kęs potrawy, wbijając jednocześnie wzrok w okno. Po szybie powoli spływały krople deszczu. Prawdę mówiąc, wolałabym, żeby przyszła już wiosna. Nie znoszę wręcz wszystkiego, co mokre i zimne. W pewnej chwili usłyszałam czyjeś kroki, a z racji tego, że do tego czasu w pomieszczeniu nie było nikogo, prócz mnie i jakichś dwóch nastolatków, siedzących z nosami w telefonach; jakoś tak wyszło, że postanowiłam zlokalizować źródło dźwięku. Dwa stoliki dalej usiadła dziewczyna. Widziałam ją już kilka razy, ale nigdy nie miałyśmy okazji porozmawiać, a nawet się sobie przedstawić; toteż postanowiłam nadrobić te zaległości. Zastanawiało mnie tylko jak zacząć rozmowę. Standardowe "cześć" to chyba trochę słaby pomysł, ale cóż poradzę? Nie znam żadnych oryginalnych powitań.

Brenda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)