poniedziałek, 8 stycznia 2018

Od Naomi - Nowy Rok, bal

1839 słów. Opowiadanie bardzo ciekawe i zabawne.

Było piękne, zimowe popołudnie, kilka dni przed końcem roku. Słońce tylko lekko zahaczało o puszyste chmury, racząc swoimi promieniami topniejący śnieg. Razem z Esmą wracałyśmy ze stajni, niedługo przed tym miałyśmy wyczerpującą jazdę, byłyśmy jednak zadowolone - konie chodziły dzisiaj cudownie. Gdyby nie klasyczny tłumik ludzi, byłoby pewne, że zmęczone nie zauważymy nawet kolorowego ogłoszenia.
- Co nam znowu przygotowali? - Esma w rytmie ślimaka przepychała się przez ludzi, którzy istotnie nie pomagali w odczytaniu tekstu. - Bal nowo... CO?!
Popatrzyłam na wyrwaną z transu przyjaciółkę, myśląc, że to rzeczywiście nie może być nic zwyczajnego - w końcu zwykła informacja nie ma mocy tego zrobić, znając jej charakter.
- No co, najazd kosmitów, kolejna przeprowadzka?!
- Coś lepszego! BAL NOWOROCZNY, rozumiesz, suknie, chłopaki i przekąski! - krzyknęła na całe gardło, po czym niewiele myśląc, wzięła mnie pod rękę i zaczęła tańczyć klasyczne tango. Nie pozostało mi wiele więcej, niż oddać się szaleńczym rytmom Esmy, choć nie uważałam, żeby była to okazja do takiej radości. Oczywiście, wiedziałam, dlaczego ona się cieszy - ma Gale'a, z którym z pewnością pójdzie. A ja?
***
Siedziałam na sianie, patrząc, jak Empire przeżuwa siano. Zawsze w jego boksie mam miejsce, gdzie mogę spokojnie klapnąć i wygadać się przed nim bądź pomyśleć. Nie sądzę, żeby mu się to szczególnie podobało, ale w każdym razie jeszcze nigdy jeszcze nie wyraził swojego niezadowolenia w moim stosunku, używając siły, a to w zupełności mi wystarczało jako potwierdzenie tego, że nie przeszkadzam. Stajnia świeciła pustkami (z wyjątkiem koni, które rzecz jasna były tam zawsze). Raczej cieszę się, kiedy zbiegiem okoliczności nikt się przez nią nie przewija, bo przynajmniej mam wtedy jakąkolwiek pewność, że nie jestem obserwowana. Akuratnie jednak nie paliłam się do radości, ponieważ budynek nie był bezludny bez powodu - wszyscy przygotowywali się na bal, a mnie nikt nie zaprosił. Czego się spodziewałam, że ktoś o mnie pomyśli? Zawsze mam takie wygórowane wymagania, ale pójść samej zdecydowanie nie wypada. A więc spędzę ten sylwester sama, w stajni. Smutne.
- A co Naomka robi sama w stajni? - z smętnego zamyślenia wyrwał mnie stajenny o pięknym imieniu Mattew. - Nie idziesz na bal?
Nie było już powrotu, bo chłopak zauważył mój zasępiony humor. Poza tym, przed Mattem kłamanie nie miało najmniejszego sensu, a ja i tak nie lubiłam oszukiwać kogokolwiek.
- Czyli jednak stajnia nie jest aż tak opustoszała - burknęłam wymijająco, właściwie nie wiem, po co.
- Hmm?
- To, co myślisz - podsunęłam ponuro, próbując z całych sił się uśmiechnąć.
-  Szkoda.
Podciągnęłam nogi pod podbródek. Zachowuję się jak dziecko, które zamiast Iphone dostało starszy model Samsunga, pomyślałam.
- Naprawdę mi przykro, że nie spędzisz tego sylwestra ze mną w stajni.
Tym razem to ja spojrzałam na niego wyczekująco.
- Larry myślał, że wysypiesz wszystkie szczotki razem, jak to masz w zwyczaju, a nie - wyciągasz je osobno - stwierdził z ironią Matt, wyciągając z worka na osprzęt do czyszczenia... jakiś zwitek papieru. Przydrałowałam natychmiast do bramki boksu i wyrwałam mu go z rąk.

Wiesz... pani Rose powiedziała, że powinniśmy brać udział w balu. Matt nie chce, ale ja... Pójdziesz ze mną? ~Larry

- No jasne! - krzyknęłam. - Czekaj... Która?
- Masz jakieś 2 godziny. On myślał, że odczytasz wiadomość wcześniej i od rana się przygotowuje - odpowiedział zupełnie spokojnie chłopak, jakby nie wiedział, jak mało to czasu na przygotowanie się. Gdy tylko ta wiadomość dotarła do mojego mózgu, nie mówiąc nic wystartowałam do akademika. Super, ale jak ja teraz zdążę?!
***
Pokój był chyba pusty, tylko światło w łazience zaświecone. Od razu rzuciłam się do szafy - na początku przerzucałam po kolei sukienki należące do mnie, niestety - żadna z nich nie była na tyle zjawiskowa, by według mojego punktu widzenia pójść w niej na bal. Mało brakowało do spenetrowania szaf moich współlokatorek, jednakże przypomniałam sobie o jeszcze jednym odzieniu. Kupiłam ją może 2 lata temu za naprawdę sporą sumę, po oczopląsie spowodowanym jej wspaniałością nie zawahałam się wyjąć nawet grubszego pieniądza. Założyłam ją tylko jeden raz i nikt z całej akademii jej nie widział, co napawało mnie jeszcze większym podekscytowaniem. Tylko, czy dobrze wytrzymała upływ czasu i czy w ogóle się w niej zmieszczę? Ostrożnie wyjęłam duże, szare pudełko, odłożyłam pokrywkę i wyciągnęłam ubranie, bym mogła je zobaczyć w całej okazałości. Przeżyła wszystko, opakowanie okazało się nawet na tyle sterylne, iż nie była zakurzona.
Główny materiał był nieskazitelnie biały. Miała konstrukcję jak bez ramiączek i ładnie trzymała się na ciele, a doszyte opadające ramiączka ze zmierzwionego jedwabiu, ciągnące się przedtem przez cały dekolt, idealnie odgrywały piękną, łososiowo-różową barwą - łudząco podobne posiadała księżniczka Bella z disnejowskiej bajki o Pięknej i Bestii. Ten sam kolor miała gruba wstęga oplatająca ciasno talię z dopiętą piękną kokardą. Rozpoczynała ona dół z grubego, warstwowanego sztywnego tiulu, także śnieżnobiały, kończący się tuż przed kolanami. Tak, w takiej sukience pójdę na bal.
Miałam już w głowie cały plan co do reszty stroju, makijażu i uczesania. Zadowolona chwyciłam moją kosmetyczkę (nie trzymamy ich w toalecie, bo trzeba by było czekać, aż jedna wyjdzie) i zdecydowanym krokiem wkroczyłam do łazienki. Okazało się, że powinnam zważyć na to zapalone światło, bo w pomieszczeniu przebierała się Esma. Szybko wycofałam się, w szczególności, że dziewczyna mogła zauważyć ubranie trzymane w ręku, a ja nie chciałam, aby wiedziała o moim zaproszeniu (jak ona zacznie wypytywać, to już sprawa zakończona). Zamknęłam ponownie drzwi i wyszłam aż na korytarz, udając, że nie słyszę głosu Tęczowej. Tam w zamyśleniu trwałam w bezruchu przez kilka chwil, aż uznałam, iż nie ma czasu do stracenia i poleciałam do pokoju pierwszej znajomej, która przyszła mi na myśl... Riley.
Tym razem grzecznie zapukałam, ale że nikt nie odpowiedział, otworzyłam drzwi sama. Brunetki nie było w pokoju, na szafie siedział za to Nilay, przyglądając mi się nieufnie, wręcz sceptycznie. Drzwi do toalety były rozwarte na oścież, a samo pomieszczenie ciemne. Dobra, wybaczy mi.
Kiedy zatrzasnęłam wejście, odetchnęłam z ulgą - kruk nie mógł mnie tam dopaść. Niby zwykły ptak, ale puszczony wolno, podejrzanym może zrobić krzywdę. Zabrałam się do pracy. Ostrożnie ubrałam sukienkę, uznałam, że nadal jest na mnie idealna (nie przytyłam, duży plus!) i wzięłam się do fryzury. Wszystkie rzeczy miałam w kosmetyczce, co także było pocieszające, przynajmniej nie muszę się później spowiadać z podkradania rzeczy Rilly (wyjście bez wyraźnego powodu byłoby teraz wręcz niebezpieczne, Nilay czatował za drzwiami). Zdecydowałam się na jedną z moich ulubionych fryzur - fajny, letni kok z dwoma wypuszczonymi pasemkami, po jednym na boku. Układałam go już wiele razy, toteż nie przyszło mi z nim wiele problemów. Następnie makijaż, malowanie się do dziś nie jest moim najmocniejszym punktem, ale chciałam, by całość wyszła delikatnie i dziewczęco. Dokładnie zrobiłam podkład, podkreśliłam lekko same rzęsy i brwi. Wyszło naprawdę bosko! I wtedy, zupełnie niespodziewanie... popatrzyłam na zegarek stojący na półce.
- 5 MINUT?! - krzyknęłam zdębiała. Niewiele myśląc, w pośpiechu zebrałam rzeczy i już miałam wylecieć z łazienki, jednakże na całe szczęście (czy rzeczywiście szczęście?) zahaczyłam o myśl, iż to ptaszysko dalej tam siedzi. W pośpiechu chwyciłam... ręcznik, rzuciłam go sobie na głowę, mając dziwną nadzieję, że da mi jakąkolwiek ochronę, po czym wybiegłam jak oszalała. Na oślep otworzyłam drzwi, a kiedy po szybkiej akcji znalazłam się już po drugiej ich stronie, kolejny raz westchnęłam z ulgą. Zdjęłam tkaninę, jakież było moje zdziwienie, gdy w progu ujrzałam Riley. Przez myśl przeszło mi, iż musiała być przerażona, widząc coś takiego, ale ciągle gonił mnie czas i zamiast wyjaśniać, wepchnęłam dziewczynie w stroju balowym ręcznik, mówiąc:
- To twoje.
Potem, jak gdyby nigdy nic (no dobra, przyznajmy, Naomka biegająca po korytarzu w sukni nigdy nie była zwyczajnym zjawiskiem), popędziłam do mojego pokoju. Zastałam tam zszokowaną moim nagłym wbiciem Adę, jednakże nie zwracając na nią uwagi, dopadłam szafek, w którym trzymałam buty.
- Co ty wyprawiasz?! - zapytała chwilę po tym.
- Nic nie mów, tylko chodź i pomóż mi wybierać szpilki - rzuciłam. - Za 5 minut zaczyna się bal!
Ada znieruchomiała, po czym nagle uśmiechnęła się z litością.
- Chyba za GODZINĘ i 5 minut - podkreśliła.
- Jak to?!
- Może zegar, na który patrzyłaś, śpieszył.
Gdyby sytuacja była inna, z pewnością przymierzyłabym się do zamachu na Riley, ale po tym, co wyprawiałam w jej czterech ścianach, uznałam, że lepszym pomysłem będzie błaganie o wybaczenie. Jedyne, co mi więc pozostało, to... wybuchnięcie nagłym śmiechem. Na początku śmiałam się tylko ja, ale potem chichotałyśmy wszystkie, łącznie z Rilly, która najwyraźniej żądała jakichś bardziej przejrzystych wyjaśnień i urządziła za mną pościg, docierając śladami aż do naszego pomieszczenia.
- Dobra, jak mam aż tyle czasu, nie muszę się tak przejmować - stwierdziłam, kiedy już ochłonęłyśmy. - Ale buty i tak pomożecie mi wybrać.
***
Rzeczywiście, dodatkowa godzina niezmiernie się przydała. Białe sandały na wysokim obcasie i dopasowana, łososiowa kopertówka pożyczona od Ady, będące wynikiem długich poszukiwań, idealnie współgrały z całością. Zdążyłam też na spokojnie poprawić wszystko, co według dziewczyn nie było jeszcze adekwatne do reszty. Udało mi się skomponować strój tak, iż stawiał mnie w delikatnym, dziewczęcym świetle. W wyśmienitym humorze poszłam na imprezę.
Dotarłam (albo dotarłyśmy, bo dalej towarzyszyły mi Ada i Riley) na salę równo o ósmej, godzinie rozpoczęcia. Stanęłam koło Larry'ego i wysłałam do niego lekki uśmiech, który został odwzajemniony. Jest chyba zadowolony, że udało mu się jednak kogoś zaciągnąć, ale na pewno nie wiedział, jak ja się musiałam dla tego poświęcać, pomyślałam, chichocząc na samo wspomnienie akcji z ręcznikiem. Pomieszczenie zostało bogato ozdobione, a na widok gór jedzenia, które leżały na stołach, trudno było powstrzymać cieknącą ślinkę. Wykwintne dania, mięsa, szybkie przekąski, sałatki, słodkie rarytasy... Wystarczyło popatrzeć, żeby dostać zawrotu głowy.
Tymczasem pani Rose zaczęła już przemówienie powitalne. Mało dzisiaj przynudzała, chyba ciągnęła ją wizja potańcówek z Jamesem i Gilbertem (Gilbert będzie tańczył?! Ze zdziwieniem zlustrowałam kadrę i tak, znajdował się w ich gronie). Następnie, bo nie wypadało rzucić się od razu na kulinaria, zatańczyłam ze stajennym walca, który o wiele więcej trudności sprawił jemu, niż mnie, no cóż, lata w tańcu towarzyskim robią swoje. Potem już pełna swoboda, z przyjaciółkami robiłyśmy, co chciałyśmy - obżerałyśmy się, brałyśmy udział w zabawach czy rozmawiałyśmy. Ogółem, rozrywka była przednia.
Niecałą godzinę przed północą poszliśmy do stajni, gdzie mieliśmy pożegnać nasze staroroczne konie.
- No, Szczurzy i Pędzel, ja wam życzę, żebyście znaleźli sobie w nowym roku jakieś panienki, ale bez przesad. Żebyście ładnie chodzili i cały czas mieli tyle chęci do roboty, co do zjadania mi bluz. No, i żeby za niedługo do mojej padokowej zgrai dołączył jeszcze jeden konik! - to ostatnie chyba nieświadomie powiedziałam bardziej do siebie, ale z drugiej strony następny wierzchowiec oznacza mniej treningu dla pozostałych, a oni z pewnością się ucieszą, to zdradliwy naród. Wyciągnęłam do podopiecznych rękę z ich ostatnimi smaczkami w tym roku.
Kiedy wróciliśmy, zaczęliśmy życzyć także sobie nawzajem. Na szczęście, obiecałam sobie, że piję tylko szampana za rok, więc moje prowizoryczne, układane na poczekaniu życzenia i tak były lepsze od niektórych. W końcu stanęliśmy przed wielkim zegarem powieszonym nad drzwiami auli i zaczęliśmy odliczać. Trzy, dwa, jeden... Szczęśliwego Nowego Roku!
Muszę powiedzieć, że to był zdecydowanie najlepszy bal sylwestrowy, na jakim kiedykolwiek byłam. Mam nadzieję, że w tym roku przeżyję coś podobnego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)