Siedziałem w pokoju, czekając na Jade i przeglądając
wiadomości w Internecie. Czasami pasowało się jednak dowiedzieć co też się
działo. Nawet jeżeli większość z tego nie była dobrymi wieściami. Na świecie
trąbiło się głównie o katastrofach, zamachach, wypadkach. Nie było miejsca na
dobre wieści…
Drzwi otworzyły się i stanęła w nich Jade.
- Spóźnione śniadanko przyszło – powiedziała i odłożyła
talerz na stolik, po czym usiadła obok mnie.
- Coś się stało? – spytałem, bo zdecydowanie coś mi nie
odpowiadało. Blondynka była jakaś spięta…
- Tak… Pewnie! – odpowiedziała i uśmiechnęła się. Był to
jednak ten uśmiech, który choć pozornie piękny, nie sięgał oczu. Zdążyłem już
poznać nieco Jade i wiedziałem, ze taki właśnie uśmiech gościł na jej twarzy
gdy na przykład próbowała ukryć przede mną ból.
- Wiesz, ze gdyby coś się działo, to możesz mi powiedzieć,
prawda? – powiedziałem, niby to, żeby ją w tym upewnić, a pod tym kryła się
sugestia i mała prośba. Nie lubiłem kiedy coś ją gryzło.
- Nic wielkiego. Zwyczajnie… mała sprzeczka ze starą
znajomą. Zdarza się – rzuciła i sięgnęła po herbatę.
Spojrzałem na nią jeszcze. Coś mi się nie wydawało, że to
była tylko mała sprzeczka. Miałem wrażenie, że coś dziewczynę dotknęło i to
dość poważnie.
- Naprawdę to nic takiego. Nie musisz się martwić – zbył
ponownie. Nie pozostawało mi więc nic innego jak zabrać się za jedzenie
śniadania.
Dalsza rozmowa zeszła na przyjemniejsze tory, które
rozluźniły atmosferę i sprawiły, że sama Jade była spokojniejsza. Miałem
szczerą nadzieję, ze naprawdę to, co się stało nie było niczym poważnym. Jeżeli
byłoby jednak inaczej, byłem gotów pomóc jej, cokolwiek miałoby to oznaczać.
Przerwał nam odgłos wibracji. To mój telefon drgał zawzięcie
jeżdżąc niemal po blacie stolika.
- Aleksandrze, dzwonię do ciebie i dzwonię… - odezwała się
moja mama. Słychać było, że martwiła się. Zawsze wtedy miała słaby głos i
siliła się na oficjalny ton, żeby nie można było wyczuć w niej paniki, jaka
zwykła ją ogarniać.
- Wybacz… Późno dziś wstałem – rzuciłem i przepraszająco
uśmiechnąłem się do Jade, wiedząc, że rozmowa nieco potrwa. Blondynka pomachała
mi lekko i stuknęła w swój telefon, dając znać, że wyjdzie na mały spacer i
żebym zadzwonił do niej gdy skończę. Przytaknąłem.
- Imprezowałeś? – spytała moje rodzicielka od razu.
- Nie, nie… To nie była żadna impreza. Wiesz z resztą, że
nie przepadam za większymi spędami towarzyskimi – przypomniałem, bo mama miała
jednak w zwyczaju nadinterpretować i martwić się.
- To dobrze – w jej głosie była ulga. – Mayu pytała o ciebie.
Obiecałam, że pozdrowię ją od ciebie.
Tym razem to ja ciężko westchnąłem i spiąłem się. Mama,
wedle tradycji, postawiła sobie za cel znalezienie mi odpowiedniej żony.
Uważała ponadto, że jestem już w wieku, w którym powinienem myśleć o zakładaniu
rodziny. W końcu biznes, jaki miałem przejąć gwarantował mi stabilność
finansową, a tylko to się liczyło.
- Mamo, błagam… - jęknąłem niemal. – Rozmawialiśmy już o
tym… Poza tym musisz wiedzieć, że kogoś poznałem i mam nadzieję, że wyjdzie z
tego coś poważnego.
- Jak to? To dlaczego ja nic o tym nie wiem? Jaka ona jest?
Skąd pochodzi? – tu pojawiło się jeszcze wiele pytań, z których, no cóż… nie an
wszystkie potrafiłem od tak odpowiedzieć. W końcu nie wiedziałam o Jade jeszcze
aż tak wiele, żeby zaspokoić ciekawość kobiety. Długo mi zajęło przekonanie
jej, że muszę się już rozłączyć i, ze porozmawiamy innym razem, bo wciąż o coś
mnie męczyła.
<A Ty co robisz, kiedy ja walczę z mamą?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)