wtorek, 10 stycznia 2017

Od Jade C.D Aleksandra

- Modlisz się? - Parsknął cichym śmiechem Aleksander, uważnie przyglądając się, jak męczę swoje śniadanie. Unosząc wzrok znad talerza, walczyłam z samą sobą, byleby się nie uśmiechnąć - było to ciężkie, bowiem śmiech chłopaka był zaraźliwy, zwłaszcza w moim okresie wstrzemięźliwości w stosunku do radości. Urwałam malutki, wręcz mikroskopijnej wielkości kawalątek chleba, po czym łapiąc kontakt wzrokowy z brunetem nachyliłam się nieco w jego stronę, aby już kilka sekund później wymierzyć cios. Ciemnooki niczego się nie spodziewał, jednak jego refleks był lekko mówiąc w kondycji godnej sportowca. Uchylił się przed pędzącym kawałkiem, już nie mogąc utrzymać swej twarzy w kamiennej postawie, jaką zazwyczaj przyjmował po chwili wymieniania uśmiechów. Unosząc ciągle kąciki swych ust, ukazywał całkiem urocze dołeczki, po czym jak gdyby nigdy nic przypatrywał się, jak i ja kończę swój posiłek. Najdłużej o dziwo zeszło mi z wypiciem herbaty - tak dawno (jak na mnie, oczywiście) miałam przyjemność ją pić, że chciałam jak najdłużej czuć jej smak w ustach - zapach bowiem miałam od zawsze w swej głowie, co tylko napędzało mnie do ruszenia w stronę kuchni i przyrządzenia sobie napoju. Tymczasem miałam delikatnie utrudnione poruszanie się o własnych siłach, w związku z czym zdana byłam zarówno na kule, jak i na niezawodną pomoc Aleksandra. Tak też i było tym razem, kiedy to wstając z krzesła zachwiałam się lekko, bardziej z własnej nieuwagi, aniżeli jakiegokolwiek bólu. Tak czy inaczej, kątem oka widziałam jak w brunecie ponownie zapala się czerwona kontrolka, nakazująca mu wręcz zerwać się z miejsca, "co by nic się nie stało".
- Jak będziesz tak czuwał, to chyba sobie utnę tę kostkę dla świętego spokoju, obiecuję - uśmiechnęłam się lekko, wzmacniając uścisk na nieco chłodnych kulach. Mimo wszystko, jakby na to nie patrzeć, jego troska była ujmująca, za co coraz bardziej rósł w moich oczach. W końcu mógł się tym wszystkim nie przejmować, bo to ani nie była jego kostka, ani osoby dla niego w jakiś sposób bliskiej. Naprawdę byłam mu wdzięczna, nawet za te wszystkie reprymendy.
- To co, wracasz do pokoju? - Wrócił do mnie po chwili, zaraz po tym jak uparł się, że to on odniesie i za mnie naczynia. Cała stołówka już opustoszała - osoby w niej jeszcze przesiadujące mogłam policzyć na palcach jednej ręki, włącznie naturalnie z nami. - Zaraz muszę iść na zajęcia, jeśli się nie mylę... - westchnął po cichu, przeczesując dłonią przeszkadzające mu w funkcjonowaniu kosmyki włosów.
- O to się nie martw - przyspieszyłam nieco kroku, aby brunet przynajmniej tym razem nie musiał się zatrzymywać co chwilę, abym mogła go nadgonić. - Na pewno nie będzie problemu, jak dowiedzą się, że zabierasz uziemioną Jade na świeże powietrze... A teraz nawet nie próbuj marudzić, tylko streszczaj się, bo kto jak kto, ale jeśli ja Cię prześcignę, to Twoja męska duma niewątpliwie ucierpi.
Zdawało mi się, że chciał coś mi na to odpowiedzieć - prawdopodobnie nawet to zrobił, a ja tego nie usłyszałam w momencie, w którym to wyszłam z budynku na zewnątrz. Odwracałam się jedynie raz na jakiś czas, upewniając się tym samym w przekonaniu, że chłopak nie zdecydował się pójść nigdzie indziej, a wciąż człapał tuż za mną.


<Aleksander?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)