Starannie ułożyłem swoje rzeczy w pułkach. Od zawsze lubiłem porządek,
ład, symetrię… Jakoś mnie to uspokajało. Takie układanie rzeczy we
właściwych miejscach, równo, dokładnie. Sprawiałem tym, że wszystko
miało swoje miejsce, przynajmniej pozornie, bo działało to niestety
tylko na otaczające mnie przedmioty.
Kolejna rzecz, czarna, prosta koszulka, złożona w równą kostkę,
wylądowała na stosiku innych. Był to już ostatni element garderoby, jaki
przyszło mi wyciągnąć z torby. Dziwnym było to, że kiedy się pakowałem
zdawało mi się, że wziąłem ze sobą mnóstwo rzeczy. Teraz jednak zająłem
ledwie niewielki skrawek miejsca, jakim dysponowałem. Miałem przy tym
nieodparte wrażenie, że czegoś zapomniałem, coś przeoczyłem. Nie
potrafiłem jednak zdefiniować co to takiego było.
Wstałem i przeszedłem do łazienki, żeby i tam ułożyć potrzebne
przedmioty. Tutaj także moja obecność była jedynie odrobinę zaznaczona.
Wszystkie wykonane czynności zajęły mi zdecydowanie mniej czasu niż
podejrzewałem. Miałem więc zamiar wyjść jeszcze na świeże powietrze. Nic
mnie w końcu nie trzymało w pokoju.
Ledwie przekroczyłem próg, a rozdzwonił się telefon. Wyjąłem urządzenie i
odebrałem. Okazało się, że to moja rodzicielka postanowiła dowiedzieć
się jak sobie radę i czy podoba mi się akademia. Nie miałem jej niestety
do powiedzenia niczego, poza tym, że rozpakowałem swoje rzeczy, że od
jutra zaczynam zajęcia, a akademia jest miejscem pięknym. Same konkrety,
nic, co nacechowane mogło być moimi emocjami i odczuciami. Nic, co
mogłoby zdradzić, że pobyt tutaj nie był moim wyborem. Szybko udało mi
się zmienić temat. Przejść do rzeczy przyjemniejszych, w tym wypadku
szóstych urodzin mojej kuzynki, które świętowano dzisiaj, a które mama
obiecała udokumentować. Tak też było i ledwie skończyliśmy rozmowę, a
ma mój telefon zaczęły przychodzić maile, które niewątpliwie ktoś pomógł
kobiecie mi wysłać. Mama bowiem często narzekała, że telefon to dla
niej czarna magia i jedyne co potrafiła na nim zrobić to wybrać numer i
zadzwonić.
Szedłem powoli, brukowaną ścieżką, w dłoni trzymałem telefon, na którym
przeglądałem kolejne fotografie. Uśmiechała się z nich do mnie
brązowooka dziewczynka o rumianych policzkach. Jej oczka błyszczały
szczęściem. Zdecydowanie szkoda mi było, że ominęło mnie to przyjęcie.
Z westchnieniem uniosłem twarz znad wyświetlacza i schowałem urządzenie do kieszeni. Od razu ujrzałem machającą do mnie Jade.
Blondynka siedziała na ogrodzeniu, otoczona końmi, które zdecydowanie cieszył jej widok.
- Jeszcze cię nic nie pożarło? – spytała, zgrabnie zeskakując na ziemię i ruszyła w moim kierunku.
- Jak ostatnio sprawdzałem byłem cały – odpowiedziałem – No prawie –
dorzuciłem, bo niemal zapomniałem o tym, że na czole wciąż mam
opatrunek.
- To dobrze, szkoda by było znaleźć twoje zwłoki.
- Za to ja cieszę się, że udało mi się ciebie znaleźć, nawet jeżeli
tylko przypadkiem – wyznałem, na co dziewczyna uśmiechnęła się szerzej,
cieplej.
Rozmowę przerwał nam raban, który od razu zwrócił naszą uwagę.
Ruszyliśmy więc w stronę zamieszania i naszym oczom ukazał się autokar, z
którego zaczęło wychodzić mnóstwo dzieciaków w wieku szkoły
podstawowej.
- A to co? – spytałem, szukając małych wyjaśnień ze strony mojej
towarzyszki, bądź co bądź, bardziej rozeznanej w temacie tego, co też
mogło być tutaj organizowane.
- Widać przyjechały dzieciaki z okolicy. Czasami są organizowane różne
zajęcia dla najmłodszych. Dzieciaki przejadą się na kucyku, poobserwują
konie, przejdą się do króliczarni – wyjaśniła. – Szkoda tylko, że nikt
nas o tym nie zawiadomił. Nie czekałabym na zajęcia jak głupia –
westchnęła widocznie niezadowolona.
Podeszliśmy do zbiorowiska podekscytowanych dzieciaków, wtedy też
zwróciła na nas uwagę jedna z instruktorek, a przynajmniej ja tak ją
oceniłem.
- Pomożecie osiodłać kuce – stwierdziła i nim się obejrzałem Jade
pociągnęła mnie za sobą, żebyśmy mogli jak najszybciej wykonać
polecenie, szczególnie, że dzieciaki wyglądały na zniecierpliwione.
Ja nosiłem osprzęt, Jade zajęła się wyprowadzaniem kucyków i siodłaniem
ich. Starałem się i w tym pomóc, choć zdecydowanie wyszedłem z wprawy
jeżeli chodziło o zakładanie rzędu. Coś czułem, że czekają mnie
najbliższym czasie intensywne dni przypominania sobie wszystkiego. To
wręcz niesamowite jak szybko ludzki umysł wyrzuca z myśli rzeczy, które
nie były dla nas niczym przyjemnym, a takim czymś było dla mnie
przebywanie z końmi.
W końcu jednak, mimo wszystko kucyki zostały wyprowadzone na nieduży
padok. Podekscytowane dzieciaki tłoczyły się, ani myśląc o stanięciu w
jednej, porządnej kolejce, czekając aż będą mogły zasiąść w siodłach i
zrobić te kilak cennych okrążeń pod czujnym okiem Jade i dwóch innych
dziewczyn, których nie dane mi było jeszcze poznać.
- Melissa! – zawołał ktoś. Była to kobieta, która przyjechała razem z
dziećmi. Wahała się czy pobiec za dziewczynką czy stać z grupką
rozwrzeszczanych smyków, z których każdy mógł lada moment odbiec gdzieś
dalej, wystarczyło spuścić je z oka. Widać przy tym było, że młoda
kobieta zwyczajnie sobie z nimi nie radzi.
- Nie mogła uciec daleko. Spróbuję ją znaleźć – zaoferowałem, widząc, że
każdy pochłonięty jest czymś istotnym, co zaprzątało jego uwagę.
- Bardzo pan miły… dziękuję… - powiedziała kobieta, wyraźnie zaniepokojona.
Ruszyłem w miejsce, w którym sylwetka dziewczynki zniknęła mi z oczu.
Nie musiałem długo szukać. W kępie wysokich krzewów usłyszałem szloch, a
następnie szelest. Ostrożnie ukucnąłem obok krzewu i rozchyliłem
gałązki. Zza zielonych cętek drobnych listków zerkała na mnie wielkimi,
mokrymi od łez oczkami, drobna brunetka. Dziewczynka miała może siedem
lat, nie więcej.
- Hej.. – odezwałem się cicho, łagodnie. Nie chciałem dziecka spłoszyć.
Dalsza ucieczka mogłaby naprawdę źle się skończyć. – Stało się co, że
tak się tu chowasz?
- N-nie… - wyszlochała i pokręciła główką, ale to tylko sprawiło, że
bardziej rozpłakała. – Tylko… trochę… - nie była w stanie nic więcej
powiedzieć.
- Hej, hej… nikt nie zrobi ci krzywdy, obiecuję – wyciągnąłem dłoń i
lekko pogładziłem ją po grzywce aż wreszcie nieco się uspokoiła.
- A… a te konie? – spytała dziewczynka i już wiedziałem w czym rzecz.
- Możesz wyjść, nic ci nie będzie, przysięgam – zapewniłem.
Melissa wahała się chwilę, ale zaraz wygramoliła się ze swojego
schronienia i stanęła przede mną, zerkając w ziemię. Rączki splotła na
brzuchu i bawiła się palcami.
- Jestem Aleksander – podałem jej dłoń, na co lekko uniosła oczka.
Niepewnie odwzajemniła gest. Kiedy potrząsnąłem jej dłonią lekko się
zaśmiała.
- Melissa – przedstawiła się, zaraz jednak zadrżała lekko, słysząc końskie rżenie.
- Nie masz się co martwić, nie ty jedna się ich boisz – stwierdziłem, na
co mała spojrzał na mnie z niedowierzaniem. – Każdy czegoś się boi,
tak czasami jest, ale nie ma co się tego wstydzić, a już tym bardziej
nie ma co uciekać. Mogło coś ci się stać.
- W-wiem… przepraszam – wyszeptała znów spuszczając wzrok.
- Jeżeli nie będziesz chciała jeździć, to nikt cię do tego nie zmusi, ale twoja pani się martwi. Musimy wracać. Dasz radę, co?
- A… pójdzie pan ze mną?
- Pewnie – uśmiechnąłem się do dziecka, a ono odpowiedziało mi tym
samym. Ująłem jej drobną rączkę i poprowadziłem znów do grupy.
Opiekunka od razu porwała dziewczynkę niemal w ramiona, widać było, że bardzo się bała.
- Dziękuję… Naprawdę… To mój pierwszy taki wyjazd i już coś takiego –
lamentowała, ale uspokoiłem ją. Przecież wszystko skończyło się dobrze,
nie było się czym martwić.
Melissa stała już grzecznie, choć wyraźnie spięta. Ukucnąłem znów przed nią.
- To jak? Spróbujesz? – spytałem i wskazałem na niedużego kucyka dzielnie czekającego na kolejnego małego jeźdźca.
- Nie ugryzie mnie? – zapiszczała.
- Ten jest grzeczny – poinformowałem, ale czekałem spokojnie. Jeżeli ktokolwiek miał podjąć decyzję, to ona.
- N-no dobrze… - rzuciła i pozwoliła się poprowadzić w stronę czekającego zwierzaka.
Minęła chwila zanim dziewczynka pokonała strach, ale ostatecznie usiadła
w siodle i, choć nieco spięta, zrobiła rundkę po wybiegu. Cały czas ją
przy tym trzymałem. Naprawdę miło było widzieć jak pod koniec uśmiecha
się szeroko.
- No, no… - zagadnęła do mnie Jade, kiedy grupka dzieci, wraz z
roześmianą Melissą, ruszyła dalej. - Nie do wiary, ty obok kucyka i
wszystkie kończyny masz całe… A do tego przekonałeś kogoś do tych
kudłatych bestii. Jestem z ciebie dumna.
- Śmiej się, śmiej… Zaraz mi serce stanie i tyle z tego będzie – roześmiałem się, nie tylko z resztą ja.
<Jade?>
Gratuluje dostajesz 25 punktów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)