Korzystając z garstki wolnego czasu, który dla odmiany
mogłam spędzić sama ze sobą, wyszłam na zewnątrz, mając nadzieję, że nikt ani
nic nie przeszkodzi mi do momentu, w którym zadzwoni do mnie Aleksander. Miałam
zamiar spędzić tę chwilę w ciszy, po prostu idąc przed siebie na tyle
niedaleko, aby zarówno móc szybko wrócić, jak i wiedzieć, którędy prowadzi
droga powrotna. Mimo czasu, który już tu spędziłam, niekiedy bywały momenty, w
których najzwyczajniej nie wiedziałam, gdzie się znajduję. Każdy kamień
wyglądał wtedy tak samo, drzewa niewiele bardziej różniły się od poprzednich, a
dookoła nie było nikogo, kto mógłby mi wskazać odpowiednią ścieżkę. Nie chcąc
się narażać na taką ewentualność, starałam się zostać na terenie akademii,
równocześnie znajdując miejsce, które nie było aktualnie oblężane przez
chociażby kilka, z pozoru nic nie zmieniających osób. W kwestii spędzenia
samotnie czasu byłam i jestem nieugięta, więc skoro tak postanowiłam, to i w
taki sposób postanowiłam spędzić te kilka, kilkanaście minut. Zachłannie
chłonąc każdy zapach i praktycznie niczym nieskażone, czyste powietrze, za co
tak bardzo ceniłam sobie te okolice. Jak i za ciszę, mimo tylu osób, które
potrafiły naraz kręcić się w tych samych miejscach. Pomimo, że rozmawiali ze
sobą, śmiali się i wzajemnie się nawoływali, wciąż miałam wrażenie, że dookoła
panuje względny spokój. Tak przynajmniej było w moim odczuciu, co niezmiernie
liczyło się wtedy dla mnie, zwłaszcza w tamtym momencie, kiedy to potrzebowałam
takiego... Wyciszenia, mimo, że nic takiego się nie stało. Wcześniejsza wymiana
zdań, albo raczej wsłuchiwanie się w monolog blondynki zdawały się nie
pozostawić na mnie jakiegoś widocznego, większego śladu, a mimo to wciąż czułam
się sama ze sobą źle, i nie mogłam znaleźć sobie miejsca, w którym mogłabym
usiedzieć chociażby dłuższą chwilę.
Z pomocą jednak przyszły wręcz do mnie dwie, dorosłe już
sylwetki, do których tak czy inaczej zamierzałam się udać. Chcąc to mieć za
sobą, i ułatwić sobie życie załatwiając chociażby jedną sprawę, podbiegłam do
wkraczających do budynku właścicieli, mając nadzieję, że ich dogonię, zanim na
dobre znikną z mojego pola widzenia. To też udało mi się uczynić i, po krótkim
nakreśleniu sprawy, udałam się wraz z małżeństwem do gabinetu, gdzie przez
chwilę cierpliwie czekałam, aż ktokolwiek z nich znajdzie dla mnie minutę lub
dwie czasu.
- Coś konkretnego się stało? - Kobieta usiadła naprzeciwko
mnie, za swoim mahoniowym biurkiem. Wnikliwie mi się przyglądała, najwidoczniej
usiłując wyciągnąć ode mnie konkrety, a nie zlepek przypadkowych słów, który to
zaserwowałam jej przed wejściem.
- Powiedzmy że... Niektóre rzeczy lubią się zmieniać -
westchnęłam po cichu, wysilając na sobie najszczerszy uśmiech, na jaki było
mnie w tamtym momencie tylko stać. Mimo wszystko cieszyłam się, że przyjdzie mi
zmienić pokój, zwłaszcza na taki, w którym będzie już znacznie mniej osób.
Zasugerowałam bowiem, że najbardziej chciałabym jedno, ewentualnie dwuosobowy
pokój, który w dodatku nie mieściłby się na samym końcu budynku, albo jeszcze
na piętrze wyżej - wypadałoby przestać spóźniać się na zajęcia, i mieć blisko
siebie pokój Aleksandra, co było chyba najbardziej kluczowym wymogiem.
- Nie spodziewaliśmy się po prostu, że kiedykolwiek któreś z
was przestanie się dogadywać z resztą - zaśmiał się znowuż właściciel, podając
mi równocześnie kluczyk do nowego pokoju. Zdałam się na wyczucie małżeństwa, i
na dobrą sprawę nie wiedząc nawet, jak ten pokój wygląda, po prostu przyjęłam
kluczyk, uporczywie wpatrując się w numerek, pod którym od tamtego momentu
miałam mieszkać. Siedemdziesiątka ósemka nie zdawała się być daleka lokum
bruneta, a już na pewno była bliżej, niż ta nieszczęśna siedemnastka. -
Wyglądaliście w trójkę na osoby, które dobrze czuły się w swoim towarzystwie, i
co więcej śmiem twierdzić, że tak było. A przynajmniej do tej pory.
- Możemy to zrzucić na różnicę charakterów? - uśmiechnęłam
się znowu pod nosem, czując, jak telefon rozdzwania się w mojej kieszeni. Na
szczęście wciąż miałam wyciszony dźwięk, a że byłam pewna, że dzwoni do mnie
Aleksander, postanowiłam po prostu udać się jak najszybciej do niego,
przynajmniej chwilowo nie zwracając uwagi na telefon, który to świecił się w
kieszeni mych spodni. Podnosząc się z fotela podziękowałam za przysługę,
obiecując, że w jak najszybszym tempie przeniosę cały swój dobytek do nowego pokoju,
oddając równocześnie im kluczyk od tego, który przyszło mi wcześniej
zamieszkiwać. Miałam nadzieję, że uda mi się to zrobić jeszcze tego samego
dnia, a już na pewno przed zakończeniem weekendu.
Co więcej, jak też się okazało, moje przypuszczenia sprawdziły
się - kilka minut wcześniej dzwoniła do mnie osoba, którą jako jedyną naprawdę
chciałam wtedy zobaczyć. Resztę gotowa byłam tolerować, być w stosunku do nich
życzliwa, ale po prostu nie mogłam przestać uśmiechać się, kiedy w końcu mogłam
wrócić do Aleksandra, przerywając tą chwilę, w ciągu której byliśmy nieco
skazani na samych siebie, albo też na inne osoby, którymi niestety nie mogliśmy
być my. Tak też, z nieukrywaną radością podeszłam do niego, zauważając, jak
wpatruje się w jakiś punkt, gdzieś położony po drugiej stronie okna. Co prawda
musiałam stanąć wtedy na palcach, jednak w niczym mi to nie przeszkadzało w
momencie, kiedy mogłam oprzeć dłonie na jego ciepłej, przyjemnej w dotyku szyi
i delikatnie wtulić się w niego, co chyba zaczynało być jedną z tych czynności,
które z całego serca uwielbiałam robić.
- Jade... - Odwrócił się bardziej w moją stronę, za co byłam
mu niezmiernie wdzięczna, bowiem mogłam nawiązać kontakt wzrokowy z jego
cudnymi, ciemnymi oczami, za którymi o dziwo zdążyłam się... Stęsknić? W każdym
razie było mi całkiem przyjemnie, kiedy skierował swoją twarz w moim kierunku.
- Wygląda na to, że moja mama zamierza cię w najbliższym czasie poznać...
- Dobra, to naprawdę było całkiem zabawne, ale nie wiesz, że
nieładnie sobie tak ze mnie żartować, zwłaszcza na taki temat? - Zaśmiałam się
lekko, jednak zdawało się, że jemu wcale nie było aż tak do śmiechu. Był
śmiertelnie poważny i z pełną uwagą chłonął moją reakcję, co skłoniło mnie do
wytężenia umysłu.
Zdawało się, że to wcale nie był żart, ani tym bardziej ten
z rodzajów śmiesznych. Miałam wtedy dosyć mieszane uczucia - z jednej strony
cieszyłam się, że traktuje nas na tyle poważnie, że wspomniał o mnie swojej
rodzicielce, a z drugiej czułam się nieco oderwana od rzeczywistości i totalnie
nieobecna. Nie było nawet najmniejszej możliwości, żebym spełniła oczekiwania,
przypadła do gustu... Mimo to, uśmiechnęłam się nieco, choć był to bardziej
nerwowy uśmiech.
- Ale... Jak to? - Wyjąkałam wreszcie, kiedy nastał moment,
w którym to udało mi się namówić samą siebie na wypowiedzenie jakiegokolwiek,
nawet nic nieznaczącego i niezmieniającego słowa.
<No, to jak to, Aleksandrze? :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)