poniedziałek, 9 stycznia 2017

Od Aleksandra C.D Jade

Pobudka była dla mnie zawsze wyczynem, a biorąc pod uwagę to, że nie mogłem zasnąć wczorajszego wieczoru, było jeszcze gorzej niż zawsze. Z łóżka zwlokłem się więc z największym trudem. Do łazienki dotarłem jak zombie, które właśnie powstało z grobu i musiało sobie najpierw przypomnieć jak używać ociężałych kończyn. Chłodny, pobudzający ponoć krążenie, prysznic nie dał nic. Zawsze tak było… Jedynym ratunkiem był czajnik elektryczny stojący na szafce, spory biały kubek i puszka z kawą. Ziewając przeciągle, lekko jeszcze mokry i w samym ręczniku, wstawiłem wodę, wsypałem solidną porcję czarnego, sproszkowanego złota do kubka, do którego wsadziłem także laskę wanilii. Szum gotującego się płynu i ciche pstryknięcie obwieściło dla mnie rozpoczęcie poranku na dobre, szczególnie kiedy po pomieszczeniu rozszedł się tak ukochany przeze mnie aromat. Jeszcze tylko cukier i mleko i mogłem delektować się najlepszym, co wynalazła do tej pory ludzkość...
Kawy już niemal nie było, a ja mogłem wreszcie oznajmić światu, że żyję. W pierwszej chwili pomyślałem o Jade. Zastanawiałem się co tam u niej, jak sobie radzi, czy dalej kostka sprawia jej ból. Martwiłem się.
Wyjąłem telefon i wybrałem jej numer. Nie odebrała jednak. Może jeszcze spała? Tak czy owak trzeba było zapytać ją o śniadanie, w końcu musiała coś jeść, szczególnie teraz. Naprawdę życzyłem jej jak najszybszego powrotu do zdrowia, miałem bowiem niemiłe wrażenie, że co jak co, ale leżenie w łóżku to ostatnia rzecz, która by jej pasowała.
Nie wiedziałem jak wiele miałem racji. Przyszło mi się o tym jednak przekonać, kiedy zapukałem do jej pokoju i nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Ruszyłem więc do gabinetu pielęgniarki mając w duchu nadzieję, że przynajmniej ktoś pomógł jej tam dojść… Nic bardziej mylnego, bo o ile Jade faktycznie tam była i to już o kulach, tak była zwyczajnie sama.
- Hej… - przywitała się ze mną i lekko uśmiechnęła.
- Czy ty naprawdę aż tak bardzo chcesz sobie krzywdę zrobić? – wypaliłem, bo zachowanie dziewczyny naprawdę mnie zirytowało.
- Nic mi nie jest… - stwierdziła. – Usztywnianie się trzyma, kostka bardziej nie spuchła, teraz mam kule… Daję sobie radę.
- A co by było gdybyś jednak znów się wywróciła? Mówisz o niezależności, że dajesz sobie radę sama i to dobrze, ale pomyśl o tym, że póki co jest to TYLKO proszenie o pomoc. Jak sobie zrobisz coś poważnego, to już będziesz zmuszona zdać się na czyjąś łaskę i dopiero wtedy twoja niezależność ucierpi.
- Nie musisz aż tak się denerwować. – Dziewczyna zerknęła w bok, widocznie spłoszona zdenerwowaniem w moim głosie.
- Wybacz… Poniosło mnie może - westchnąłem - ale naprawdę nie chcę, żeby coś ci się stało, a ty robisz wszystko, żeby wpakować się w kłopoty i nie do końca rozumiem dlaczego.
- Po prostu… Ktoś dla mnie… ważny, powiedział mi, że nie dam sobie rady sama – wyszeptała i zacisnęła wargi na chwilę. – To nie prawda! – stwierdziła głośniej, wpatrując się we mnie z determinacją.
- Rozumiem to, naprawdę. Widzę też, że masz w sobie więcej odwagi niż nie jedna osoba, ale nie ze wszystkim można radzić sobie całkiem samotnie, nie kiedy w grę wchodzi twoje zdrowie – próbowałem znów tłumaczyć, mając nadzieję, że w końcu to zrozumie. – Teraz chodźmy, musisz chociaż coś zjeść.


<Jade… ze zmartwionym Koprem się nie dyskutuje>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)