poniedziałek, 23 stycznia 2017

Od Aleksandra C.D. Jade

W pierwszej chwili ruszyłem do gabinetu właścicieli chcąc upewnić się, że mogę zmienić pokój. Kobieta zgodziła się, a na jej twarzy pojawił się spory uśmiech, szczególnie kiedy wspomniałem o Jade. Mogłem więc ruszyć do swojego starego pokoju, spakować swoje rzeczy i zdać klucz.
Z uśmiechem na ustach układałem w niemałym pośpiechu kolejne rzeczy do torby podróżnej, której jeszcze kilka tygodni wcześniej nie chciałem nigdy rozpakowywać. Teraz za to pragnąłem zrobić to jak najszybciej. Chciałem najzwyczajniej w świecie położyć swoje rzeczy tuż obok tych, należących do Jade. Spędzać z nią wieczory, noce i poranki, bez strachu, że gdzieś mi ucieknie, chociażby na chwilkę. Perspektywa dzielenia z nią codzienności jeszcze bardziej, szczerze mnie cieszyła. W sercu robiło mi się ciepło, a usta same układały się w uśmiech.
Odrobinkę się jednak obawiałem. Wcześniej każde z nas miało jednak małą możliwość ucieczki… Teraz mieliśmy wracać w to samo, wspólne miejsce. A co jeżeli zrobię coś nie tak? Przecież nieźle zdążyłem już Jade nastraszyć swoją matką. Siebie przy okazji także, bo wszystko działo się za szybko, ale to ona była tą, postawioną w niezręcznej sytuacji. Mogła się nie zgodzić i musiałbym to uszanować. Jeżeli jednak sama wyszła z propozycję dzielenie pokoju nie mogło być tak źle, prawda? Musiała mi wybaczyć ten niefortunny nieco bieg wydarzeń, który miał mieć swój finał za jakiś czas? Inaczej wątpię aby miała ochotę oglądać mnie jeszcze częściej.
Zamknąłem torbę, lekko spochmurniałem przy tym, bo zwyczajnie obleciał mnie strach, a niepewność usadowiła się gdzieś na dole kręgosłupa powodując niemiłe mrowienie i spięcie mięśni. Tak czy inaczej w ekspresowym tempie pognałem do nowego lokum i zostawiłem tam wszystkie swoje rzeczy, włącznie z czajnikiem elektrycznym, bez którego życie byłoby o wiele trudniejsze. Ledwie zamknąłem za sobą drzwi, a już znów pędziłem. Tym razem do pokoju, który zajmowała Jade i jej współlokatorzy.
Zapukałem. Otworzono mi od razu i zrobiła to właśnie moja dziewczyna, której oczka roziskrzyły się ledwie mnie zobaczyła.
- Czyli to ty nam ją kradniesz, co? – spytał Collin. – Wiesz, że to nie ładnie, co?
- Sama się ukradłam! On dołączył później – zaśmiała się blondynka.
- Dobra, dobra! Będziemy was nawiedzać! – stwierdził Tomas.
- Byle nie po nocach – stwierdziłem z krótkim śmiechem. – A teraz ją już porywam…
Wziąłem rzeczy Jade, a ona jeszcze Ra pożegnała się z chłopakami i mogliśmy ruszyć do naszego pokoju.
Naszego! Nastój znów przeskoczył mi na czysta radość. Niemal euforię. Miałem ochotę wziąć dziewczynę na ręce i pognać z nią do pokoju jak szaleniec. Gdyby nie torba zapewne bym to zrobił. A tak, musiałem się ograniczyć do namiętnego pocałunku, gdy już znaleźliśmy się w środku i mieliśmy wolne ręce.
- Kocham cię… cholernie mocno kocham! – stwierdziłem tuląc ją do siebie.
- A od kiedy ty przeklinasz, co? – zaśmiała się głośno, dźwięcznie. Uwielbiałam to jak się śmiała. Mógłbym słuchać jej śmiechu caluchny czas.
- Czasami każdemu musi się zdarzyć – broniłem się.
- To co robimy? Boi chyba nie będziemy teraz tego rozpakowywać, co? – spytała i spojrzała na torby.
- Co tylko chcesz.
- To może spacerek, co? – spytała i zanim się obejrzałem szliśmy już razem trzymając się za ręce.
Wyszliśmy z budynku i skierowaliśmy się w stronę padoków. Jade lubiła tu przychodzić, obserwować konie, cieszyć się nimi i częstować je smakołykami.
- Aleksander! Dobrze cię widzieć – usłyszałem za sobą. Odwróciłem się i zobaczyłem Rocky idąca w moją stronę. – Błagam, powiedz, że jedziesz do wsi na zakupy, bo potrzebuję pilnej podwózki…
Tak, prawda było to, że dość często wybierałem się chociażby po pieczywo i herbatę dla Jade i czasami zdarzało mi się kogoś zabierać. W tym także stojącą przede mną osiemnastolatkę. Nigdy nie widziałem w tym kłopotu, bo i dlaczego miałbym go widzieć? Miałem po drodze, a drobne przysługi nigdy bólu mi nie sprawiały, a kogoś mogły zwyczajnie ucieszyć.
- Nie wybieram się nigdzie dzisiaj, wybacz… - powiedziałem do niej, na co dziewczyna jęknęła.
- No błagam… To naprawdę ważne… Jestem umówiona, a mój wcześniejszy transport sobie zwiał i dodzwonić się nie idzie… Zlituj się…
Spojrzałem na Jade, szczerze nie mając zielonego pojęcia co robić. Nie miałem zamiaru jej zostawiać, ale Rocky wyglądała na naprawdę zdesperowaną.


<Słońce? Jedziesz z nami? Puścisz mnie czy odprawiamy młoda z kwitkiem?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)