Postanowiłem wybrać się na piechotę. Nie będę marnował czasu na siodłanie konia.
Przez dwadzieścia minut spacerowałem po lesie, mając nadzieję na spotkanie dziewczyny.
Po dość długim szukaniu, odnalazłem ją na jednej z polan, gdzie siedziała i przeglądała telefon. Kiedy podszedłem, nawet nie zwróciła na mnie uwagi. Z transu wyrwał ją dopiero mój głos, na który Ana podskoczyła jak oparzona.
- Znam lepsze miejsce... - odezwałem się. Dziewczyna skoczyła ze strachu w miejscu, przez co zacząłem się śmiać.
- To nie było śmieszne - powiedziała speszona, moim nagłym śmiechem, ale sama zaraz się uśmiechnęła.
- Chodź - złapałem ją za rękę, lekko ciągnąć, dlatego dziewczyna wylądowała na pupie, próbując wstać. Nawet zaczęła się trochę śmiać, a ja zaraz do niej dołączyłem.
Cóż... ciągnięcie Anabell za rękę nie było łatwą rzeczą. Nie była ciężka, ale szarpała się i rozśmieszała mnie, przez co trochę opuszczały mnie siły.
Śmialiśmy się parę minut, zanim nie dotarliśmy do polany, gdzie parę dzieci uczyło się jeździć na kucykach.
- No cóż... - odparłem - Zazwyczaj nie ma tutaj takiego tłoku...
Spojrzałem na Anabell. Śmiała się.
Ana? xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)