poniedziałek, 30 stycznia 2017

Od Aleksandra C.D Jade

Kolejny tydzień minął spokojnie. Udało nam się zadomowić w nowym pokoju. Wszystkie przedmioty odnalazły swoje miejsca, a i my zdawaliśmy się wreszcie je odnaleźć. Każdego ranka budziliśmy się razem, w dobrych nastrojach jedliśmy śniadanie i wybieraliśmy się na zajęcia. Dalej były jazdy, które zacząłem traktować jak szczerą przyjemność, szczególnie gdy mogłem wtedy zwyczajnie przebywać z Jade. Uradowaną Jade, uwielbiającą jazdę konną i obcowanie z jej ukochanymi kopytnymi. Ja także zacząłem lubić konie, no przynajmniej niektóre, bo bywały sztuki, które pragnęły niczego innego jak mnie zgładzić, wdeptać w ziemię i zatrzeć nawet wspomnienie po mnie. Taki był Versace, do którego boksu nie mogłem się nawet spokojnie zbliżyć, by nie musieć uważać, na jego zębiska. Mimo to nie było to coś, co mogło w jakikolwiek sposób zburzyć moje szczęście.
Miejsce u nas znalazł także mały, biały kociak, który póki co nie posiadał imienia. Nie chcieliśmy się do niego nadmiernie przywiązywać, szczególnie, że istniało prawdopodobieństwo, że ktoś się po niego zgłosi. Nie było to jednak możliwe i nawet jeżeli kociak pozostawał „Kociakiem”, to nie szło go nie kochać. Z dnia na dzień coraz bardziej się do nas przyzwyczajał i otwierał. Okazało się, że uwielbia zabawy i pieszczoty, a o drapanie pod brodą domagał się nie raz nad wyraz głośno. Tak, głosisko to on miał solidne, jak na takie chuchro i potrafił się wyjątkowo głośno upominać nie tylko o pieszczoty, ale i o jedzenie, które pochłaniał w takich ilościach, że nie raz zdarzyło się, że jego brzuszek wyglądał tak, jakby połknął piłeczkę. Był też typowym psotnikiem i jego pierwszy, samotny pobyt w pokoju został okupiony tym, że stolik nosił ślady pazurów, a ja musiałem gimnastykować się i ściągać kociaka z karnisza, na który jakimś cudem wdrapał się po zasłonce. Zamykany był więc w łazience, w której wszystko, co mógł zniszczyć było w miarę możliwości pochowane. Miał tam kuwetę i miskę z jedzeniem i wodą, a także kilka wiszących zabawek, które uwielbiał boksować łapkami.

Leżeliśmy w łóżku. W tle leciał oczywiście jakiś film, jak z resztą co wieczór. Nie koniecznie zawsze go oglądaliśmy. Tak miało być i tym razem, bo poczułem dłoń Jade sunąca po moim torsie.
- Alesiątko… - wymruczała i skubnęła moje ucho.
- Hmmm...? – zwróciłem się w jej stronę i nie czekając na to, czy cokolwiek jeszcze mi odpowie wpiłem się w jej usta.
Wzmocniłem uścisk, przenosząc dłoń z jej talii na jej zgrabny, krągły pośladek.
Trzeba było przyznać, że moja ukochana blondyneczka miała tyłeczek z kategorii tych zjawiskowych. Nie mogłem się napatrzyć na jej kołyszące się biodra, a pieszczenie ich dłońmi sprawiało mi ogrom przyjemności. Jade z resztą zdawała się bardzo to lubić.
Nie minęła chwilka, a usiadła na mnie okrakiem z pełną premedytacją ocierając się o moje krocze tak, że aż syknąłem i momentalnie zaczęło mi się robić niewygodnie. Dziewczyna nachyliła się i pozwoliła się pocałować, choć chwilkę się ze mną droczyła.
Łączyłem swoje usta z jej z ogromną namiętnością. Moja dłonie błądziły po jej ciele, a i ona nie próżnowała. Moja koszulka jakoś wylądowała z boku łóżka i… w tym momencie rozległo się głośne miauczenie.
- Psik… jadłeś już… - Jade próbowała odgonić kociaka, który odezwał się znów i nie dał ignorować. – Idź, psik… - rzuciła ponownie, tym razem jednak puchata kulka wlazła na łóżko i usadowiła się tuż obok nas drąc mordkę i wlepiając w nas oczka.

<Jednak kociak nieco wchodzi w drogę XD >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)