sobota, 14 stycznia 2017

Od Esmeraldy C.D Thomasa

Powiem, że po całej akcji porodowej byłam wymordowana. Pewnie po godzinie wparowali tam Fridico z Ernestem. Po chwili zauważyłam, że Thomas’a nie ma. Podszedł do mnie Ernesto a po chwili Fridico.
-Kochanie wszystko w porządku?- zapytał Ernest próbując złapać moją rękę.
-Nie mów do mnie kochanie i wyjdź stąd.- burknęłam i szybko wzięłam rękę.
-Ale kochanie….- powiedział.
-Czy ja mówię po chińsku? Nie mów do mnie kochanie!- warknęłam.
On tylko szybko wyszedł a obok mnie siadł Fridico. Patrzył chwilę na mnie a po chwili obrócił wzrok i spojrzał na Erica.
-Mogę…?- zapytał wstając.
-Yhym…- mruknęłam patrząc na Erica, który ruszał nóżkami.
Fridico podniósł go delikatnie i trzymał go na rękach. Nie miałam nic przeciw Fridicowi, ale miałam też nadzieję, że będę mogła w spokoju przedstawić chłopaka Thomasowi. Jest on 2 lata starszy ode mnie i staliśmy się przyjaciółmi. Fridic krótko po moim usnięciu wyszedł. Gdy się obudziłam obok mnie stała dziewczyna.
-Kim jesteś?- zapytałam podnosząc się.
-Nicolette…-odparła szybko.
Co proszę? To z nią zdradził mnie Thomas? Z nią jest?
-Okej, wynoś się stąd.-burknęłam.
-Czekaj, zaraz…- powiedziała i zaczęła mi mówić o Thomasie, że nadal mnie kocha i w ogóle.
WIEDZIAŁAM! Nie zapomniał…
****tydzień później*********
Ten tydzień minął głównie na leżeniu w łóżku, bo podobno coś mam z krwią. Nie interesowałam się tym. Jednak tego dnia postanowiłam wstać. Szybko ubrałam się w sweter i dżinsy, poszłam do pokoju maluchów i zaczęłam je karmić. Beatrice zaczęła płakać i jako pierwsza chciała jeść. Po kilku minutach wszystkie dzieci się obudziły o tak samo je nakarmiłam. Eric zjadł szybciutko przez co ja mogłam iść coś zjeść. Było dość wcześnie rano, więc dzieci po zjedzeniu od razu zasnęły. Tak jak mówiłam zeszłam na śniadanie i wzięłam jakieś warzywka. Szybko wróciłam do dzieci, słodko spały. Usiadłam w fotelu, gdy ktoś zapukał do drzwi. Szybko podeszłam do drzwi i otworzyłam je.
-Esmerlada! Szybko! Thomas został postrzelony!- powiedziała Nicolette, która stała w drzwiach.
Jak to? Jak zostal postrzelony?! Wybiegłam z pokoju i zamykając drzwi. Błyskawicznie byłyśmy na miejscu zdarzenia. Thomas leżał nieprzytomny na trawie. Z jego piersi lała się krew. Zamarłam w miejscu. Po chwili ocknęłam się i podbiegłam do niego. Moje oczy wypełniły się łzami. Kilka momentów później chłopak spojrzał na mnie.
-Nie zostawiaj mnie! Nie możesz tego mi zrobić! Słyszysz mnie cholerny idioto!!! Ja cię kocham!!! Przepraszam, że ci nie uwierzyłam wtedy!!! Wróć do mnie!!! Kocham cię!!!- wykrzyczałam przełykając coraz większe ilości słonej wody.
Nicolette szybko powiedziała.
-Karetka jest w drodze… Ale może być za późno.-oznajmiła smutno.
Popatrzyłam na nią ze złością.
-Nigdy nie jest ZA PÓŹNO!- wrzasnęłam i zgromiłam ją spojrzeniem.
Thomas posłał mi słaby uśmiech i próbował coś wykrztusić.
-Haah. Ja ciebie też kocham głuptasie .... Cieszę się, że mogłem ...Cię poznać... I... zakochać się w tobie do granic możliwości- wydusił.
Położył mi dłoń na policzku a ja przytrzymałam ją swoją.
-Musisz przeżyć bo, i ja umrę…- wyłkałam.
Uśmiechnął się i delikatnie przyciągnął mnie do siebie. Pocałowaliśmy się namiętnie . Jego ręka opadła bezwładnie i zamknął oczy. Zrozpaczona spojrzałam na niego i zadarłam się. Po chwili nadjechała karetka, dalej nawet nie jestem pewna co się działo. Zabrali go do szpitala. Cały czas siedziałam obok niego trzymając kurczowo jego dłoń i roniąc kolejne łzy. Dotarliśmy do szpitala a tam zabrali go na oddział. Szłam cały czas za lekarzami. Przewieziono go na nagłe przypadki i zbadali wszystko.
-ZATRZYMANA AKCJA SERCA! SZYBKO!- krzyknął w końcu jeden z lekarzy.
Wzięli jakieś „poruszniki serca”, czy jak to tam się zwie. Patrzyłam na wszystko z przerażeniem, przez chwilę stałam nieruchomo, gdy jednak po kilku próbach ciągle nic się nie działo podbiegłam do lekarzy i zaczęłam ich odpychać. Uklękłam przy łóżku i pochwyciłam dłoń Thomas’a i ścisnęłam ją jak najsilniej umiałam.
-Idioto, słyszysz mnie?! Walcz, WALCZ!- krzyknęłam.
Pielęgniarka odciągnęła mnie od niego i puściłam jego rękę. Lekarze kontynuowali reanimację serca. Ciągle wpatrywałam się w szybę, która jak na złość ciągle była zaparowana. Po chwili jednak stało się coś wspaniałego! Lekarze odetchnęli z ulgą, serce Thomasa zaczęło bić! Wpadłam na salę, lecz jak zwykle pielęgniarki zatrzymały mnie. Thomasa przewieźli na operację, która trwała 20 godzin. Była skomplikowana, co chwila wchodziła lub wychodziła pielęgniarka. Zasnęłam w końcu, z dziećmi siedział Teche z moją mamą. Obudziło mnie dość ostre potrząsanie jednej z pielęgniarek.
-Twój chłopak wrócił z operacji…- burknęła.
Pobiegłam na salę, gdy tylko weszłam na oddział ruszyłam do łóżka, na którym leżał Thomas. Usiadłam obok niego i pochwyciłam jego rękę.
-Jeszcze jest pod wpływem narkozy.- powiedział lekarz kładąc rękę na moim barku.
Odepchnęłam jego dłoń i zmierzyłam go spojrzeniem. Wyraźnie dałam mu znak, że nie mam ochoty by gadał jak to dobrze się spisał. Po kilku godzinkach Thomas zaczął się wybudzać. Uśmiechnęłam się do niego, gdy spojrzał na mnie.
-Kocham cie…- wymruczałam wtulając się w niego, uważałam jednak na miejsce operacji.
On jednak na razie nic nie mówił. Patrzyłam na niego… i patrzyłam….i patrzyłam. I nadal nie wiedziałam jak ja bym mogła wytrzymać bez jego twarzy.
-Zaraz wrócę…- powiedziałam i puściłam jego rękę.
Poszłam do barku po kawę, nie piłam jej chyba od 4 miesięcy. Łyk czarnego napoju obudził mnie i dał mi chęć do życia. Po chwili wróciłam do Thomasa, ale zastałam nie miłą niespodziankę. Nad jego łóżkiem była nachylona Eliza i trzymała go za rękę. Weszłam dość spokojnie a ona obróciła się w moją stronę i uśmiechnęła się.
-Esmera!- powiedziała sztucznie i rozłożyła ręce.
-Eli…- powiedziałam przytulając ją.
-Wybacz mi kochana, nie wiem dlaczego tak powiedziałam.-wyjaśniła.
Teraz toczyłam walkę z samą sobą. Co ja mam zrobić?! Nigdy jej nie wybaczę, jest wredną dziewuchą i tyle. Mam jej dość…
-Jasne, że ci wybaczę, ale mam jeszcze jedną sprawę.- powiedziałam szybciutko.
Wymieniałyśmy spojrzenia. Spojrzałam na podłogę. Stałam tak kilka minut, po chwili zwróciłam wzrok na nią.Patrzyłam jej w oczy, gdy nagle ręka odmówiła posłuszeństwa. Z całej pety wymierzyłam jej cios w twarz. Po tym jakże wielkim szoku upadła na ziemię chwytając się za zburaczałe miejsce.
-Nie pokazuj mi się więcej na oczy, pi*******a ku****o.- syknęłam.
Jednak ta ani drgnęła, chwyciłam ją za koszulkę i uniosłam do góry. Wymierzyłam jej drugi policzek i tym razem ona tylko cofnęła się do tyłu.
-Zjeżdżaj…- burknęłam.
-Jesteście siebie warci…- warknęła Eliza.
To już przesada, podeszłam do niej i uderzyłam ją w brzuch. On chwyciła moje włosy i zaczęłyśmy się prać. Ale to dziwnie brzmi… Po chwili Eliza upadła i spojrzała na mnie z jak zbity szczeniak.
-Wynocha…- warknęłam.
Dziewczyna wstała, splunęła przede mnie. Chyba powinni mnie w pudle zamknąć za to co zaraz chciałam zrobić. Chwyciłam jej włosy i mocno zacisnęłam na swojej ręce. Kilka razy je szarpnęłam, aż one zaczęły się delikatnie urywać. Puściłam ją a ona szybko wybiegła z sali. Wyjęłam z torby grzebyk i zaczesałam włosy na delikatnie podbite oko. Eliza wyniosła się a ja wróciłam do Thomasa. Popatrzył na mnie z przerażeniem, najwyraźniej nie uszło jego uwadze, że właśnie o mało co nie zakopałam Elizy na śmierć.
-No co? Należało jej się.- udawałam naburmuszoną.
Thomas odpowiedział na to lekkim śmiechem, jednak za chwilę zaczął kaszleć. Zawołałam doktora a ten kazał mi wyjść na chwilę.
*********************
Ta chwila to był 1 dzień… Zawsze myślałam,że doktorzy kłamią, i właśnie się o tym przekonałam. Jednak mama kazała mi wracać, bo nie mogła uciszyć dzieci. Chwyciłam pierwszy lepszy bus i pojechałam do Akademii. Chwilę tam przesiedziałam. Zajęłam się bobasami. Nakarmiłam je i z KSL zabrałam je na spacerek. KSL to mój brat, inaczej nazywa się go Kowalem Swego Losu. Nie pytajcie dlaczego… Później postanowiłam wziąć Mikaelę do Thomasa. Wzięłam ją do nosidełka, wyciągnęłam samochód KSL’a i wyjechałam z Miki. Nuciłam jakąś melodię po drodze. Dojechałyśmy do szpitala i wniosłam Mikaelę na oddział. Szybko podeszłam do stanowiska Thomas’a i przywitałam się z nim.
-No popatrz Miki, tata…- powiedziałam całując ją w czoło.
*************3 tygodnie później************
Thomas został wypisany i wróciliśmy do Akademii. Bym powiedziała, że każdy przywitał nas osobno. Co już po 25 osobie było dość męczące. Dość błyskawicznie wjechaliśmy na przedostatnie piętro budynku.. Tam czekały dzieci z moją mamą. Gdy jednak wchodziliśmy do pokoju śmiałam się strasznie, że aż obudziłam dzieci. Mama zmierzyła mnie groźnym spojrzeniem a ja tylko wzruszyłam ramionami i poszłam ululać dzieci. Thomas przyszedł za chwilę i razem lulaliśmy dzieci. One były takie słodkie! Po chwili, gdy wszystkie szkraby spały i mi się usnęło i wtulona w Thomas’a zasnęłam. Oczywiście śniły mi się same potworności. Teraz tak się zastanawiam… czy na pewno Eliza zrobiła to specjalnie?
*************następnego dnia************
Tak się złożyło, że przeleżeliśmy tak całą noc i wstaliśmy dopiero o 5.00 obudzeni przez płacz maluchów. Przetarłam oczy i z podziwem popatrzyłam na małe szkraby. Jak one mogą się tak budzić? Po chwili znowu siedziałam z dziećmi na kanapie karmiąc je. Maluchy były chyba strasznie głodne. Po skończonym karmieniu przebrałam się w coś, wybór padł na zielony sweter i ciemne bryczesy, gdyż miałam ochotę pogalopować już na Draculi.
-Thomaaas! Za chwilę wraacaam!- powiedziałam wychodząc.
Kilka kroków i już stałam przed boksem ogiera. Ten jak na zawołanie zaczął radośnie rżeć. Weszłam do jego boksu i wyczyściłam go. Szybko go wyprowadziłam i wsiadłam na niego. Poklepałam jego łopatkę i szepnęłam.
-No to teraz przygotuj się na ostrą galopowankę…- szepnęłam chwytając jego grzywę.
Ten od razu wypędził do przodu. Pochyliłam się w jego stronę i ukryłam twarz w jego grzywie. Po chwili poczułam, że to już na pewno cwał. To było silniejsze ode mnie. Przysunęłam nogi bliżej niego i rozłożyłam ręce.
-YOHOOOOO!-wrzasnęłam zamykając oczy.
Czułam się tak bezradnie, taka malutka na nim. Pędził tak szybko. Jego kopyta biły o podłoże tworząc iskry. Wjechaliśmy na plażę. Dracul wiedział co robić. Pędził przy wodzie bardzo blisko, woda pryskała na jego kopyta przy tym delikatnie ochładzając go. Byłam pewna, że nigdy taki galop czy tam cwał nie powtórzy się.

Galopował z taką potęgą i mocą w tych kopytach. Powoli zawracaliśmy przez lad. Jednak wróciliśmy do Akademii po godzince. Szybko wyczyściłam ogiera i nakarmiłam go.
-Byłeś zbyt szybki jak dla mnie.- szepnęłam do niego.
Wymknęłam się ze stajni i wślizgnęłam się do akademika. Windą pojechałam na górę do pokoju. Szybko doszłam do pokoju gdzie Thomas i dzieci już czekały.
-No co tam moje kochane szkraby?- zapytałam spoglądając na dzieci leżące na kanapie.
Usiadłam obok tych brzdąców i zaczęłam je karmić. Następnie czas spędziliśmy na zabawie z nimi. Powiem, że nie obyło się bez mojej szminki na główkach dzieci… Ułożyliśmy je do łóżeczek i chwilę przy nich jeszcze posiedzieliśmy. Następnie zaczęliśmy obmyślać różne rzeczy związane ze ślubem. Na świadków bez wątpliwie wybraliśmy Helen i Castiela, jednak nie obędzie się bez ich zgody. Usiadło też na tym, że sama narysuję zaproszenia. Oczywiście mój pomysł (ha ha). Oczywiście ślub kościelny i cywilny, tak na razie ustaliliśmy. Po kilku godzinach obmyślania walnęliśmy w kimono i zasnęliśmy.
********************
Rano wstaliśmy i nakarmiłam dzieci. Później sami wyszliśmy na śniadanie, gdzie pogadaliśmy prawie z każdym i wróciliśmy do pokoju. Następnie poszliśmy na wykłady, na które niestety musieliśmy wpaść w ostatniej chwili, a jakby inaczej. Pani Tipton już siedziała przy biurku i wybierała ucznia, którego mogła by zabić. No i padło na mnie.
-Esmeralda do odpowiedzi…- burknęła.
Wygramoliłam się z już ogrzanego miejsca i stanęłam na środku Sali. Panna Tipton pytała mnie o różne rzeczy, których wam opisywać nie będę. Skończyło się na ocenie b. dobrej, z której jestem zadowolona. Wykłady trwały 3 godziny. Wróciliśmy do dzieci, ale one nadal spały. Następnie jazdy. Dziś mieliśmy zajęcia z ziemii. Minęły dość szybko a pani Old pardzo dobrze prowadziła lekcję. Obczyściłam Demona i zaprowadziłam go na padok. Nawet nie wiem kiedy zrobiło się ciemno i wróciłam do dzieci, które domagały się jedzenia.
-Moje szkrabusie nie śpią już?- zapytałam troskliwie biorąc na ręce Marinette.
Nakarmiłam wszystkie i przewinęłam. Zaczęłam pichcić spaghetti. 1 godzinę później było gotowe. Zamknęłam kuchnię i wyszukałam koronkowy strój. Po chwili przyszedł Thomas, a ja pojawiłam się w drzwiach od pokoiku.
-Idź do dzieci… -powiedziałam i pocałowałam go w usta.
-Coś ty zrobiła, że tak pachnie?- zapytał.
-Em, nic… - bąknęłam.
Thomas trochę nie rozumiał o co mi chodzi, lecz ustał na moją propozycję i poszedł do dzieci. Zamknęłam drzwi i wyjęłam świeczki zapachowe wraz z płatkami róż. Posypałam nimi łóżko i zapaliłam świeczki. Ubrałam swój strój. Koronkowy i czarny. Kocham koronkę <3
http://vous.pl/wp-content/uploads/2015/08/unnamed-image-1439899908g4nk8.png
-Możesz wyjść….- mruknęłam do Thomasa i wyłożyłam się na łóżku.
On wychylił głowę i sporzał najpierw na telewizor a następnie na wyreczko.
-I jak sie podoba?- zapytałam fikuśnie robią dziubek.
<Thomaś? <3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)