piątek, 27 stycznia 2017

Od Irmy C.D Jonathan'a

-Jak mnie tak będziesz rozpieszczał, to będziesz skazany na to, że codziennie będziesz mi musiał przynosić takie śniadanko! - zaśmiałam się i przeciągając jednocześnie.
- Jakoś to zniosę - również się zaśmiał i zaczęliśmy jeść pyszne tosty, popijając je herbatą.
**
Minęły dwa tygodnie. Rana na moim ramieniu się już zagoiła, więc zaczynałam powoli w miarę funkcjonować, jednak ciężko było mi jeździć nawet konno! Nieczynna przez tak długi czas ręką była słaba, co mnie frustrowało. Dzisiejsze lekcje jazdy konnej mnie wyjątkowo drażniły, niż cieszyły, wiec w końcu na ostatnie zajęcia z jady nie poszłam, bo miałam tego serdecznie dość!
Poszłam odprowadzić Alkatrasa do jego boksu i zaczęłam się nim zajmować. Jonathan gdzieś od samego rana biegał i nawet go nie widziałam na jazdach, bo na dodatek był w innej grupie niż ja... Wyczyściłam konia i dokładnie go oporządziłam. Dałam mu jeszcze smakołyki i tak przesiedziałam aż do nocy przy jego boksie. Potrzebowałam samotności i chwili wytchnienia. Stałam przy drzwiach boksu Alkatrasa i delikatnie go głaskałam po łbie. Była już noc, wiec powinnam niedługo wracać, choć mi się nie chciało. Westchnęłam na to z niechęcią, lecz w końcu się zebrałam i wyszłam ze stajni. Wszystkie latarnie były ku mojemu zdziwieniu zgaszone! Było upiornie ciemno... Przestraszyłam się, bo wiedziałam ze to moi oprawcy! Gdy chciałam pobiec z powrotem do stajni, nagle zostałam złapana od tyłu i zakryto mi twarz jakąś ścierką, która była czymś nasączona. Po trzech głębokich i spanikowanych wdechach, przez szarpanie się i próbę wyrwania się, straciłam przytomność... Uśpili mnie jakimiś lekami.
**
Obudziłam się w jakimś ciasnym miejscu. Ręce miałam związane za plecami. Próbowałam poruszyć nogami, ale okazało się że tez były związane! Nie mogłam krzyczeć i prosić pomocy, bo miałam knebel w ustach. Poczułam że się poruszamy, bo co chwilę latałam w tą i z powrotem. Zrozumiałam że jestem w bagażniku porywaczy... Zaczęłam się rozpaczliwe szarpać i wić jak wąż żeby się uwolnić, lecz więzy były za silne. W końcu się poddałam spanikowana i przerażona do granic możliwości. Płakałam i z oczu leciały mi łzy ze strachu. Bałam się że zaraz mnie zabiją, albo zrobią coś jeszcze gorszego... Znowu się szarpnęłam i jęknęłam uderzając nogami rozpaczliwie o bagażnik. Z nerwów zaczynałam się dusić, co pogarszało sytuację w ciasnym i ciemnym bagażniku. Nie wiem ile czasu mięło, odkąd straciłam przytomność i się tu ocknęłam! Tak się szarpałam, że poraniłam sobie ręce do krwi, robiąc sobie bolesne rany... Ponownie się poddałam, nie mając już siły walczyć oraz przez potworny ból nadgarstków.
Zastanawiałam się czy ktokolwiek dostrzegł moje znikniecie... Moje myśli powędrowały do siostry i ukochanego chłopaka. Czy widziałam Jonathana ostatni raz?! Czy to moje ostatnie wspomnienia?! Co oni ze mną strasznego zrobią...? Pytałam siebie w myślach i płakałam przerażona, trzęsąc się ze strachu.
Znowu się szarpnęłam, lecz ból w poranionych nadgarstkach szybko mnie powstrzymał. Jonathan... Błagam znajdź mnie! Uratuj mnie... powtarzałam rozpaczliwie w myślach, łudząc się o jakąkolwiek pomoc.
< Jonathan? znajdziesz ją? xdd >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)