- Musimy iść na zajęcia... - Westchnęłam ciężko, upijając trochę
gorącego napoju. Miałam dar do oblewania się wrzątkiem, a zwłaszcza
jeśli była to herbata, bowiem ją piłam najczęściej. W związku z czym,
zawsze najpierw upijałam kilka łyków, tylko po to, aby zapobiec
czyhającej za rogiem tragedii. Nie chciałam wylądować u pielęgniarki
chwilę po tym, jak ta stwierdziła, iż wreszcie mogę się cieszyć pełnią
zdrowia i sprawności fizycznej. Co to, to nie. Zamierzałam trzymać się
od jej gabinetu jak najdalej, już bardziej uważając, jak zsiadam z
konia, czy też z innych zwierząt. Miałam dość brania lekarstw,
spoglądania na bandaże czy chodzenia o kulach, które w pewnym momencie
zaczęły mi bardziej przeszkadzać, aniżeli czynić cokolwiek innego. Nie
mniej jednak, nie wyobrażałam sobie, aby nie spędzić choćby półtorej
godziny z tamtego dnia przy koniach, bowiem jak mogło być inaczej?
Ostatnimi czasy musiałam ograniczyć się do sporadycznego miziania
końskich łbów, ewentualnie spoglądania, jak chodzą swobodnie po
pastwisku, albo pod jeźdźcem, którym zazwyczaj był Aleksander. Z każdym
dniem radził sobie coraz lepiej, zwłaszcza jeśli dostawał na jazdę
Starsheep'a, o którym śmiałam twierdzić, że jest jego ulubionym
wierzchowcem. Tymczasem zamiast do stajni, musieliśmy iść na zajęcia,
wyrywające nam godzinę z życia, co niewątpliwie ugodziło w moje
serduszko. Pocieszał mnie jedynie fakt, że dzień następny to też dzień,
oraz to, że wraz ze mną szedł tam Aleksander. Obawiam się, że zwiędłabym
tam bez niego, gdyby jednak nie postanowił wraz ze mną znaleźć się pod
salą. Właściwie, to chyba w ogóle nie wyobrażałam sobie takowej doby,
której bym nie poświęciła w choć małym stopniu na spędzanie jej z
brunetem. Zaczynałam go coraz bardziej... Lubić, a samo jego
towarzystwo, nawet bez zamienionego ani jednego zdania, zdawało się być
uzależniające. Mimo, że właściwie miałam wcześniej w Akademii kilku
znajomych, można by powiedzieć nawet przyjaciół, nie zdawali się być tak
zainteresowani moją bezsensowną paplaniną, tak, jak robił to chłopak.
Potrafił dodać otuchy, wesprzeć dobrą radą, albo po prostu milczeć,
kiedy ja milczałam. Bywały też takie momenty, kiedy równo wtórował mi w
chwilowym zaćmieniu umysłu, jakby nagle będąc pozbawionym błyskotliwego
intelektu, a posiadając tok rozumowania ziemniaka, który jednak nie do
końca się rozwinął. Z każdą mijającą sekundą udowadniał, że pozory
cholernie mylą. W tym przypadku pozytywnie mnie zaskakując. Za każdym
razem, gdy tylko uchylał rąbek swojego umysłu, miałam ochotę na jakby
więcej i więcej, i mimo, że ostatnie dnie spędziliśmy dosyć podobnie do
poprzednich, za każdym razem czułam, jakbym rozmawiała z coraz to nowszą
osobą, dowiadując się tylko coraz więcej o nim różnych rzeczy. Jedne
zdawały się być jak najbardziej oczywiste, a inne jakby zabrane od
zupełnie innej, odmiennej osoby. Wszystko to jednak współgrało ze sobą,
tworząc wspólnymi siłami osobowość, w której z dnia na dzień widziałam
ideał... Przyjaciela, w dodatku takiego, którego należy trzymać przy
sobie, co by przypadkiem nigdzie nie uciekł... Zdawało się jednak, że
nie przeszkadza mu moja obecność, w czym utwierdziłam się, kiedy po
wejściu do sali poklepał wolne miejsce obok siebie. Z zadowoleniem
stwierdziłam, że raczej było to do mnie, bowiem wszyscy dookoła już
siedzieli. Bez zawahania zajęłam więc miejsce u jego boku, znajdujące
się na szarym końcu sali, co zdecydowanie dawało dużo swobody. Siedząc z
przodu, bylibyśmy narażeni na karcące spojrzenie wykładowcy, a
tymczasem jednogłośnie stwierdziliśmy, że takowe przywileje nie są nam
potrzebne. Sami uatrakcyjnialiśmy sobie niekoniecznie interesujący nas
temat o przyszłościowości bycia luzakiem, zajmując się rozmowami o nieco
innych rzeczach, lekko odbiegających od wykładu. Oczywiście
zapisywaliśmy wszystko starannie w naszych zeszytach, jednakże robiliśmy
to bardziej machinalnie, jakby nie wiedząc, o czym właściwie piszemy.
Debatowaliśmy na przykład o tym, jak wyglądałyby nasze osoby w różowych
włosach, po czym stwierdziliśmy, że u mnie byłoby to bardziej wykonalne,
z racji jasnego odcienia mojej blond czupryny. Zresztą, nawet gdy
któreś z nas próbowało się nagle skupić na słowach instruktora, kończyło
się to fiaskiem, bowiem wszystko dla nas zdawało się być wyrwane z
kontekstu. Byliśmy pewni, że te chwile nieuwagi zostaną nam puszczone
płazem, a nikt nawet nie zauważy, że nie słuchaliśmy dokładnie tego, co
było nam przekazywane. Nie było jednak nic bardziej mylnego, gdyż ledwo
po skończeniu zajęć zostaliśmy przywołani do biurka, musząc z bliskiej
odległości zmierzyć się z instruktorką. Próbując dodać zarówno sobie,
jak i jemu otuchy, chwyciłam za naszymi plecami dłoń Aleksandra,
kurczowo się jej trzymając.
<Aleksander? Wiem, że dupnie>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)