sobota, 14 stycznia 2017

Od Jade C.D Aleksandra

- Musimy iść na zajęcia... - Westchnęłam ciężko, upijając trochę gorącego napoju. Miałam dar do oblewania się wrzątkiem, a zwłaszcza jeśli była to herbata, bowiem ją piłam najczęściej. W związku z czym, zawsze najpierw upijałam kilka łyków, tylko po to, aby zapobiec czyhającej za rogiem tragedii. Nie chciałam wylądować u pielęgniarki chwilę po tym, jak ta stwierdziła, iż wreszcie mogę się cieszyć pełnią zdrowia i sprawności fizycznej. Co to, to nie. Zamierzałam trzymać się od jej gabinetu jak najdalej, już bardziej uważając, jak zsiadam z konia, czy też z innych zwierząt. Miałam dość brania lekarstw, spoglądania na bandaże czy chodzenia o kulach, które w pewnym momencie zaczęły mi bardziej przeszkadzać, aniżeli czynić cokolwiek innego. Nie mniej jednak, nie wyobrażałam sobie, aby nie spędzić choćby półtorej godziny z tamtego dnia przy koniach, bowiem jak mogło być inaczej? Ostatnimi czasy musiałam ograniczyć się do sporadycznego miziania końskich łbów, ewentualnie spoglądania, jak chodzą swobodnie po pastwisku, albo pod jeźdźcem, którym zazwyczaj był Aleksander. Z każdym dniem radził sobie coraz lepiej, zwłaszcza jeśli dostawał na jazdę Starsheep'a, o którym śmiałam twierdzić, że jest jego ulubionym wierzchowcem. Tymczasem zamiast do stajni, musieliśmy iść na zajęcia, wyrywające nam godzinę z życia, co niewątpliwie ugodziło w moje serduszko. Pocieszał mnie jedynie fakt, że dzień następny to też dzień, oraz to, że wraz ze mną szedł tam Aleksander. Obawiam się, że zwiędłabym tam bez niego, gdyby jednak nie postanowił wraz ze mną znaleźć się pod salą. Właściwie, to chyba w ogóle nie wyobrażałam sobie takowej doby, której bym nie poświęciła w choć małym stopniu na spędzanie jej z brunetem. Zaczynałam go coraz bardziej... Lubić, a samo jego towarzystwo, nawet bez zamienionego ani jednego zdania, zdawało się być uzależniające. Mimo, że właściwie miałam wcześniej w Akademii kilku znajomych, można by powiedzieć nawet przyjaciół, nie zdawali się być tak zainteresowani moją bezsensowną paplaniną, tak, jak robił to chłopak. Potrafił dodać otuchy, wesprzeć dobrą radą, albo po prostu milczeć, kiedy ja milczałam. Bywały też takie momenty, kiedy równo wtórował mi w chwilowym zaćmieniu umysłu, jakby nagle będąc pozbawionym błyskotliwego intelektu, a posiadając tok rozumowania ziemniaka, który jednak nie do końca się rozwinął. Z każdą mijającą sekundą udowadniał, że pozory cholernie mylą. W tym przypadku pozytywnie mnie zaskakując. Za każdym razem, gdy tylko uchylał rąbek swojego umysłu, miałam ochotę na jakby więcej i więcej, i mimo, że ostatnie dnie spędziliśmy dosyć podobnie do poprzednich, za każdym razem czułam, jakbym rozmawiała z coraz to nowszą osobą, dowiadując się tylko coraz więcej o nim różnych rzeczy. Jedne zdawały się być jak najbardziej oczywiste, a inne jakby zabrane od zupełnie innej, odmiennej osoby. Wszystko to jednak współgrało ze sobą, tworząc wspólnymi siłami osobowość, w której z dnia na dzień widziałam ideał... Przyjaciela, w dodatku takiego, którego należy trzymać przy sobie, co by przypadkiem nigdzie nie uciekł... Zdawało się jednak, że nie przeszkadza mu moja obecność, w czym utwierdziłam się, kiedy po wejściu do sali poklepał wolne miejsce obok siebie. Z zadowoleniem stwierdziłam, że raczej było to do mnie, bowiem wszyscy dookoła już siedzieli. Bez zawahania zajęłam więc miejsce u jego boku, znajdujące się na szarym końcu sali, co zdecydowanie dawało dużo swobody. Siedząc z przodu, bylibyśmy narażeni na karcące spojrzenie wykładowcy, a tymczasem jednogłośnie stwierdziliśmy, że takowe przywileje nie są nam potrzebne. Sami uatrakcyjnialiśmy sobie niekoniecznie interesujący nas temat o przyszłościowości bycia luzakiem, zajmując się rozmowami o nieco innych rzeczach, lekko odbiegających od wykładu. Oczywiście zapisywaliśmy wszystko starannie w naszych zeszytach, jednakże robiliśmy to bardziej machinalnie, jakby nie wiedząc, o czym właściwie piszemy. Debatowaliśmy na przykład o tym, jak wyglądałyby nasze osoby w różowych włosach, po czym stwierdziliśmy, że u mnie byłoby to bardziej wykonalne, z racji jasnego odcienia mojej blond czupryny. Zresztą, nawet gdy któreś z nas próbowało się nagle skupić na słowach instruktora, kończyło się to fiaskiem, bowiem wszystko dla nas zdawało się być wyrwane z kontekstu. Byliśmy pewni, że te chwile nieuwagi zostaną nam puszczone płazem, a nikt nawet nie zauważy, że nie słuchaliśmy dokładnie tego, co było nam przekazywane. Nie było jednak nic bardziej mylnego, gdyż ledwo po skończeniu zajęć zostaliśmy przywołani do biurka, musząc z bliskiej odległości zmierzyć się z instruktorką. Próbując dodać zarówno sobie, jak i jemu otuchy, chwyciłam za naszymi plecami dłoń Aleksandra, kurczowo się jej trzymając.
<Aleksander? Wiem, że dupnie>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)