niedziela, 8 stycznia 2017

Od Xaviera do Anabell

Usiadłem i sięgnąłem po telefon, żeby wyłączyć lecącą z głośnika melodyjkę budzika. Chwilę jeszcze rzuciłem się na ciepłą, miękką poduszkę, ale zaraz z miłego stanu błogości wyrwało mnie chrapliwe szczeknięcie.
- No hej, mordo – odezwałem się do psiaka, który położył swoje przednie, krępe łapki na łóżku i zamiatał kikutem ogona tak, że cała du*pa mu tańczyła na boki.
Flirciarz szczeknął znowu i z zapałem godnym podziwu próbował wskoczyć na łóżko, co zdecydowanie mu się nie udało. Wstałem więc i pogłaskałem pomarszczony, pysk. Przetarłem oczy, ziewając przy tym szeroko, ale zaraz potem założyłem dresy, które wygrzebałem z nierozpakowanej jeszcze torby (w końcu przyjechałem tu wczoraj wieczorem i to dość późnym, nie miałem okazji jeszcze się rozpakować), zapiąłem smycz do łańcuszka na karku psa i wyszedłem z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Flirciarz szedł dumnie przodem, lekko ciągnąć. Wywalił przy tym jęzor tak, że wyglądał jakby się szczerzył i lekko zarzucał tyłkiem, który nie nadążał za ogonem. Schody pokonał z entuzjazmem, tak samo jak pierwsze kilkaset metrów podczas których ja truchtałem, a on musiał co chwilę zaznaczyć teren. Zaraz jednak zaczął zwalniać, a w końcu, zanim zdążyłem obrać kierunek powrotny, usiadł i patrzył na mnie cielęcym wzrokiem.
- Już? Oj, chłopie tracisz ty kondycję – zagadnąłem do psa i ruszyłem powoli, tak, żeby mógł nadążyć, co nie zmieniało faktu, że po schodach musiałem już wnieść jego wcale nie lekkie dupsko. Pies wylądował na swoim legowisku, a ja wróciłem na dwór, żeby dokończyć bieganie. Słuchawki na uszy i mogłem tak i pół dnia, kiedy znalazłem odpowiedni rytm. Tym razem jednak musiała mi starczyć ledwie godzina. W końcu miałem zacząć dziś zajęcia.
Wbiegłem jeszcze po schodach i usłyszałem szczek wyczekującego mnie pupila. Jak ja kochałem to psisko. Było najwierniejszym stworzeniem na świecie i zawsze się cieszyło na mój widok.
Jedynym sposobem na to, żebym mógł normalnie i w samotności przede wszystkim, skorzystać z toalety i wziąć prysznic było nasypanie do psiej miski karmy. Tak też zrobiłem i pognałem do łazienki. Flirciarz zajął się jedzeniem, a ja mogłem szybko się ogarnąć. Wyścig wygrał jak zwykle Flirciarz, który pochłonął śniadanie w tempie ekspresowym i niuchał za czymś więcej. Oczywiście planował wyżebrać i moje śniadanie, w tym celu turlał się i poszczekiwał, ale szybko go to zmęczyło i padł na podłodze żeby po chwili chrapać.
Ukucnąłem obok niego, pogłaskałem go jeszcze i wyszedłem, zostawiając swojego śpiącego towarzysza i kierując się w stronę, gdzie miałem zamiar odnaleźć salę wykładową… No i nieco się zgubiłem. Rozglądałem się za jakimś wybawieniem i dojrzałem czarnowłosą dziewczynę. Podbiegłem więc w jej stronę.
- Witam – zagadnąłem z uśmiechem, kiedy uniosła na mnie oczka. – Potrzebuję małej wskazówki co do sali wykładowej – dokończyłem.

<Anabell?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)