sobota, 7 stycznia 2017

Od Jade C.D Aleksandra

Nieco nieobecnym wzrokiem wpatrzona byłam w drzwi, którymi chwilę wcześniej z pokoju wyszedł Aleksander. Wraz z pustką, której doświadczyłam siedząc sama w jego lokum, znowu władzę nad moim organizmem wzięła senność, naturalnie mieszana z bólem doskwierającym mi stokroć bardziej, aniżeli wcześniej. Nie chcąc, aby chłopak po powrocie zastał mnie tam martwą, czy coś w tym stylu, podniosłam się z łóżka, następnie chwilę walcząc z kończyną wciąż i nadal odmawiającą posłuszeństwa. Mimo wszystko dokuśtykałam do okna - miałam do nich niepisaną i bliżej nieokreśloną słabość, przez którą zresztą spędzałam wieczory na parapecie, obserwując, jak słońce zachodzi za horyzontem. I tym razem nie mogłam sobie odmówić oglądania widoków, zwłaszcza, że nigdy wcześniej nie oglądałam terenów Akademii z tego skrzydła. Z rosnącą radością zauważyłam więc, że Aleksander mógł widzieć nieco inne widoki, niż ja z mojego pokojowego okna. U niego dokładnie widziałam praktycznie wszystkie pastwiska, a co za tym idzie - konie, które wciąż się na nich pasły. U nas dostrzec mogłam większą część głównej stajni i kilka pojedynczych padoków. Nie mógł ukryć się także przede mną plac, który akurat rozciągał się tuż pod naszym zewnętrznym parapetem. Opierając się delikatnie o zimny podokiennik, z małym utęsknieniem czekałam, aż brunet wróci ze stołówki. W oczekiwaniu spoglądałam na stado składające się z tych samych kopytnych, u których byłam wcześniej. Wśród nich wciąż mogłam dostrzec Ideal - pozostawało mi mieć nadzieję, że i ona zostanie ściągnięta z padoku, bowiem byłam wręcz stuprocentowo pewna, że Aleksander nie puści mnie od tak na zewnątrz. Teoretycznie mogłabym po powrocie do swego pokoju zakraść się niepostrzeżenie do stajni, jednakże niezbyt mi się to uśmiechało, z racji, że na polu już silnie zmierzchało.
W końcu i do pokoju wparował jego lokator, i pomimo trudności w zamknięciu drzwi spowodowanych niesioną przez niego tacką, zabijał mnie wręcz wzrokiem, kiedy to zauważył, iż mimo wszystko ruszyłam się z miejsca. Wzdychając przy tym teatralnie, z uśmiechem na ustach usiadłam tuż obok niego, szturchając go przy tym w ramię, mając cichą nadzieję, że jego oburzenie było bardziej wymuszone, aniżeli faktycznie spowodowane moim posunięciem się o kilka kroków w stronę okna.
- Heej, pogromco dzikich kucyków... - zaśmiałam się lekko, mając nadzieję, że wywoła to choć chwilowy, przelotny uśmiech na jego twarzy. Wkrótce dał jednak za wygraną, i przypatrując mi się uważnie, delikatnie uniósł kąciki ust do góry, co od razu ociepliło jego wizerunek. Dopiero wtedy, gdy byłam pewna że początkowe zdenerwowanie ulotniło się gdzieś, ponownie ustępując miejsca pogodnemu nastrojowi, sięgnęłam po kanapkę, którą Aleksander usilnie próbował mi wcisnąć od kilku minut.
<Aleksander? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)