Gdy Daniel wyszedł ja postanowiłam zrobić to samo.
Odkładając bacho...dzieci do łóżeczek pożegnałam ich matkę i wyszłam do swojego
pokoju próbując ogarnąć cały bajzel. Porozrzucane ciuchy, sierść kota, stos
porozwalanych książek, i nieposłane łóżko z towarzystwem laptopa na wierzchu.
Chwilę, stojąc przy drzwiach wpatrując się w bałagan podjęłam bardzo mądrą i
słuszną decyzję - Jutro się posprząta, jadę do miasta. Zabrałam ze sobą klucze
do pokoju, by mieć pewność, że żadna sprzątaczka nie wejdzie i albo mnie
ochrzani, albo mi to posprząta co będzie jeszcze gorsze. Kiedy wychodziłam nikt
jakoś specjalnie nie zwracał na mnie uwagi. I dobrze. Lubiłam ten spokój. Idąc
przez asfalt w stronę przystanku minęło dobre pół godziny, zanim się
zorientowałam, że mam już samochód, umiem jeździć, jestem pół godziny od
akademii. Pięknie, po prostu. A walić, zostało i tak mi tylko 15 minut drogi,
to co się będę wracać. Także otoczona przez piękno przyrody i czyste powietrze
powolnie się czołgałam ku przystanku, będąc na skraju wyczerpania. Usłyszałam
nagle za sobą pisk opon od samochodu. Obróciwszy się w stronę pojazdu, ujrzałam
jak pędzi przez las z kimś wyrywającym się kolejnej osobie z tyłu. Pewnie
jakieś stare małżeństwo się pokłóciło. Szłam dalej i ku mojej uldze już był autobus.
~*~*~*~
Jeszcze. Jedna. Płyta. I będzie po wszystkim - powtarzałam w
głowie te słowa jak mantrę. Drżącą ręką odkładałam plastikowe opakowanie na
półkę. Była trzecia w nocy. Czyli najlepszy czas by zbudzić Daniela ze snów.
Przemknęłabym prawie niezauważalnie, gdyby KTOŚ nie postawił wiadra z mopem na
środku korytarza. W efekcie trochę się poobijałam o ściany, a plastikowe
wiaderko się rozleciało. W dodatku obudziłam portierkę, która czym prędzej
nakazała wracać spać.
Spać? Ja? Sorry, Bogiem nie jestem, cudów nie ma.
Daniel?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)