wtorek, 24 stycznia 2017

Od Lily C.D. Daniela

Gdy Daniel wyszedł ja postanowiłam zrobić to samo. Odkładając bacho...dzieci do łóżeczek pożegnałam ich matkę i wyszłam do swojego pokoju próbując ogarnąć cały bajzel. Porozrzucane ciuchy, sierść kota, stos porozwalanych książek, i nieposłane łóżko z towarzystwem laptopa na wierzchu. Chwilę, stojąc przy drzwiach wpatrując się w bałagan podjęłam bardzo mądrą i słuszną decyzję - Jutro się posprząta, jadę do miasta. Zabrałam ze sobą klucze do pokoju, by mieć pewność, że żadna sprzątaczka nie wejdzie i albo mnie ochrzani, albo mi to posprząta co będzie jeszcze gorsze. Kiedy wychodziłam nikt jakoś specjalnie nie zwracał na mnie uwagi. I dobrze. Lubiłam ten spokój. Idąc przez asfalt w stronę przystanku minęło dobre pół godziny, zanim się zorientowałam, że mam już samochód, umiem jeździć, jestem pół godziny od akademii. Pięknie, po prostu. A walić, zostało i tak mi tylko 15 minut drogi, to co się będę wracać. Także otoczona przez piękno przyrody i czyste powietrze powolnie się czołgałam ku przystanku, będąc na skraju wyczerpania. Usłyszałam nagle za sobą pisk opon od samochodu. Obróciwszy się w stronę pojazdu, ujrzałam jak pędzi przez las z kimś wyrywającym się kolejnej osobie z tyłu. Pewnie jakieś stare małżeństwo się pokłóciło. Szłam dalej i ku mojej uldze już był autobus. 
~*~*~*~
Jeszcze. Jedna. Płyta. I będzie po wszystkim - powtarzałam w głowie te słowa jak mantrę. Drżącą ręką odkładałam plastikowe opakowanie na półkę. Była trzecia w nocy. Czyli najlepszy czas by zbudzić Daniela ze snów. Przemknęłabym prawie niezauważalnie, gdyby KTOŚ nie postawił wiadra z mopem na środku korytarza. W efekcie trochę się poobijałam o ściany, a plastikowe wiaderko się rozleciało. W dodatku obudziłam portierkę, która czym prędzej nakazała wracać spać.
Spać? Ja? Sorry, Bogiem nie jestem, cudów nie ma.
 Powróciłam do swojej twierdzy gorączkując się nad kolejnymi sposobami przejścia do chłopaka. Jakież było moje zaskoczenie, że zamiast ja do niego, to Daniel sam przyszedł i to rozbudzony, a raczej kompletnie nieogarnięty.
 -W czym mogę pomóc?- uśmiechnęłam się ironicznie.
 -Aeva zniknęła- wysapał pomiędzy głębokimi oddechami. Biegł?
 -Kochany obywatelu, chciej zauważyć, że jest 3.26 i pewnie odeszła w stan spoczynku u przyjaciół- rozłożyłam ręce niczym polityk. W tym momencie, szybko pożałowałam tych słów. Daniel się zagotował.
 -Słuchaj Lilan, Aeva nie jest taką wyrodną matką, by zostawiać dzieciaki same, bez ostrzeżenia- warknął przystawiając mnie do ściany.
 -Albo zabierzesz tą rękę, albo zaraz stanie się coś nieprzyjemnego dla ciebie- syknęłam patrząc wymownie. Ucisk się poluźnił. -Nie myślałeś o tym, że mogła ci zostawić jakąś kartkę?- kontynuowałam.
 -Nie było nigdzie. Lila, weź jedź ze mną w teren, szukaj jej ze mną- posłał błagalne spojrzenie.
 Spać. Szukać. Spać. Szukać. Spać. Szukać. Spać. Szukać.
 Szukać.
 -Dobrze...


Daniel?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)