środa, 18 stycznia 2017

Od Edwarda C.D Alexandry

Okej, takiego obrotu spraw się nie spodziewałem. Kto by pomyślał że zupełnie przypadkiem dokładnie w tę samą noc którą postanowiliśmy przespać w stajni, wybrali sobie również koniokradzi. Cóż to za zrządzenie losu!
No w każdym razie miało to swoje plusy. Byliśmy na miejscu razem z naszymi końmi, mimo że nie sposób było mi przełknąć gule w gardle kiedy myślałem o tym że gdzieś w tych ciasnych pseudoprzyczepach stoi Jaskółka, to niewinne, młode stworzenie. Żeby było tego mało wciąż w głowie dźwięczały mi słowa wypowiedziane do Alex: "A później się z tobą zabawimy". Coś czuje że do końca swojego życia nie pozbędę się traumy.
Bez specjalnej ostrożności rzucili mnie na stos siana który leżał w stodole omal nie podkładając mnie prosto pod kopyta krowy. Jęknąłem cicho kiedy walnąłem się w podbródek, nie mogąc zamortyzować upadku związanymi rękoma. Już w moich myślach zaczęły tworzyć się obelgi które z rozkoszą przeniósłbym na język, jednak zanim zdążyłem w ogóle usiąść, drzwi zatrzasnęły się za mną.
Westchnąłem głęboko i oparłem głowę o deski. Nie miałem pojęcia gdzie jest Alexandra i w sumie bałem się wiedzieć. Telefonu też przy sobie nie miałem - pewnie wypadł mi gdzieś w boksie Nandy. Musiałem działać i to szybko. Rozejrzałem się za jakimś ostrym narzędziem i o - zrządzeniem losu w stodole były grabie! Wstałem więc ostrożnie i podszedłem powoli do stojaka. Nie minęły dwie minuty a już sznurek stał się bezużytecznym kawałkiem... sznurka.
Podbiegłem do drzwi i szarpnąłem za nie mocno. I - kto by się spodziewał - nie ruszyły, mimo że z całej siły ciągnąłem w obie strony. Przekląłem cicho pod nosem i po kolejnych kilku próbach, usiadłem bezradnie na snopie siana. Popatrzyłem z żalem na łaciatą krowę która z politowaniem patrzyła na moje dziwne tańce i jak gdyby wcale nie była własnością koniokradów (choć kto wie - może też bydłokradów?), przeżuwała sianko. Oparłem głowę o ścianę, wpatrując się bezczynnie w sufit. Po raz pierwszy w życiu byłem nieszczęśliwy z powodu tego że Alex i moje konie są niedaleko mnie.
Nagle usłyszałem gwałtowny dźwięk który rozproszył moje myśli. Poderwałem się do pionu i zwróciłem głowę w stronę hałasu, którego źródłem okazały się być drzwi. Śmiertelnie przerażony już gotowałem się by udawać wciąż związanego gdy wejście otworzyło się i weszła znajoma mi osoba. Westchnąłem z ulgą i podbiegłem do chłopaka.
- Caleb! - krzyknąłem powstrzymując się z całej siły by nie podbiec do najbliższego, nawet nie żyjącego, przedmiotu i go wyściskać. Najwyraźniej Alex zdążyła do niego zadzwonić kiedy leżałem nieprzytomny i bezużyteczny.
- Chodź, nie mamy za wiele czasu. - powiedział odruchowo popychając mnie przed siebie. Gdy wyszliśmy na zewnątrz aż jęknąłem, w sumie z kilku powodów; oczy bolały mnie od tak szybkiej i dużej dawki światła, w życiu nie widziałem brzydszej stajni i coś chrupnęło mi w nadgarstku. Starość nie radość.
Znajdowaliśmy się przed poszarzałym i starym budynkiem w którym przed chwilą siedziałem, a przed nami rosło całkiem sporych gabarytów pole, które kończyło się lasem. Zastanawiałem się jak my znajdziemy stąd drogę ale Caleb jakoś się tu dostał, więc nadzieja jest.
No dobra, okej, trochę przesadziłem z tą "brzydszą stajnią", ale przynajmniej dobrze że nie powiedziałem "brzydszym krajobrazem", bo był całkiem przedni jak na położenie złodziejów. Choć patrząc ze strony strategicznej trudno było zauważyć tu wiele domów.
Ruszyliśmy wydeptaną ścieżką obok kolejnej ruino-podobnej stajni, gdzie na chwilę zwolniłem.
- Idź znaleźć konie. - poleciłem chłopakowi po czym sam zacząłem zwracać się już w stronę domu w którym najpewniej trzymano dziewczynę. - Dołączę do ciebie jak znajdę Alex!
Caleb kiwnął potakująco głową i po chwili zniknął w środku budynku. Ruszyłem do domu a kiedy bez trudu znalazłem się w wejściu, odurzył mnie nieprzyjemny zapach. Trudno jest go opisać - wyobraźcie sobie że jecie przepyszne danie i ktoś wam pod nos podsuwa kilkutygodniowe skarpetki. Albo nie, lepiej sobie tego nie wyobrażajcie.
W każdym razie, znalazłem się w małym, drewnianym korytarzyku skąd prowadziły dwoje drzwi po jednym z każdej strony, oraz z przodu oszklone, zapewne do salonu. Pozostawało też najprzyjemniejsze wyjście czyli schody, które właśnie wybrałem. Niestety na górze - kto by pomyślał! - znajdowało się kilka następnych drzwi i ... klapa. Pewnie wiecie co wybrałem? Tak. Klapę. Zawsze w filmach złodzieje chowają coś na strychu albo gdzieś w piwnicy, więc może to się sprawdzi.
Kiedy wreszcie udało mi się dobrać do drzwiczek i szybko wbiec na strych, pierwsze co ujrzałem to krzesło. I to nie puste krzesło - siedziała na nim Alexandra, wciąż usilnie próbując wyrwać się spod trzymających ją sznurków.
- Edward! - krzyknęła z ulgą kiedy podbiegłem do niej. Szukałem pętli która trzymała oba końce liny jednak nic takiego nie znalazłem, spróbowałem więc z własnej siły je rozerwać. Niestety były mocno zawiązane.
- Zaraz coś znajdę - odparłem rozglądając się dookoła. Nic mi jednak nie przychodziło do głowy.
- Rozbite okno! - wskazała brodą na okiennice. Bez słowa podbiegłem do okna które faktycznie nie było w najlepszym stanie. Nie bardzo wiedząc jak wydobyć z niego ostry kawałek, rękami "podważyłem" szybę. Nie poskutkowało do rzeczą najlepszą - co prawda udało mi się złamać ostre szkło jednak przy okazji skaleczyłem się w delikatną skórę na palcu. Syknąłem cicho i ignorując pieczenie wróciłem do dziewczyny. Teraz z łatwością rozerwałem linę, puszczając Alex luzem.
Bez słowa przytuliłem ją do siebie, dziękując komukolwiek że stoi cała i zdrowa.
Nie mogliśmy się jednak cieszyć tym małym sukcesem bo do naszych uszu dobiegł czyiś męski śmiech i tupot nóg o schody.
<Alex? Wreszcie! Napisałam! xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)