niedziela, 15 stycznia 2017

Od Shawna C.D Lily

Przez chwilę panicznie hamowałem, ale samochód nie chciał się mnie słuchać. Jeszcze jakiś ułamek sekundy trzęsącymi rękami próbowałem coś zrobić. Nie zdążyłem. Poczułem silne uderzenie, a później zapadła ciemność.

***

Ciężkie powieki nie chciały się podnieść, a gdy to zrobiłem, świat zaczął wirować mi przed oczami. Gdy już doprowadziłem go do ładu zauważyłem, że nie jestem w znanym mi miejscu. Na wszelki wypadek rzuciłem ciche "Brownie!", ale gdy kochany piesek się na mnie nie rzucił musiałem przyznać, że to nie akademia. Kolorystyka pokoju była bardzo jasna, głównie biała z niebieskim. Czekajcie, skąd ja to kojarzę? Podniosłem głowę i od  razu wpadła mi do głowy niezbyt przyjemna myśl, która jednak była prawdziwa - to szpital. Nagle przypomniałem sobie wypadek, który przeżyłem. Gdzie jest do chole*y Lily?! Szybko wyskoczyłem z łóżka. Nie, nie mam większych obrażeń. Po wyjściu z pomieszczenia zacząłem błądzić po korytarzach, na szczęście nie było tam dużo osób, które mogły na mnie donieść. Ale mimo wszystko nie było szansy, by znaleźć przyjaciół. Zrezygnowany podjąłem próbę zapytania się o to gościa z recepcji, zakończyło się to sukcesem.
- Czy wie pani może, gdzie leży Lily White? - to pytanie skierowałem do pielęgniarki stojącej za okienkiem.
- Znajduje się ona w pokoju 19, doktorze - odpowiedziała kobieta niezwykle wyniośle. Ledwo zdążyłem rzucić "Dziękuję!' i odejść na kilka metrów, a wybuchnęłam śmiechem. Jak ona mogła mnie tak pomylić?! Lecz po chwili okazało się, że zbyt pochopnie zdecydowałem na się na tą reakcję - osoba siedząca w recepcji od razu zwróciła na mnie wzrok, a później zaczęła mnie gonić wykrzykując jakieś niestworzone groźby. Ja oczywiście, jak przystało zacząłem biegnąć i jednocześnie przeszukiwać wzrokiem numery pokoi, aż w końcu stanąłem przed tą szczęśliwą
Bez wahania otworzyłem drzwi. Tak, to ten pokój. Podbiegłem do łóżka, widząc nieruchomą, ledwo oddychającą postać przypiętą do kroplówki.
- Lilka, żyjesz? - mimo uprzedzeń stojącej za mną pielęgniarki lekko potrząsłem dziewczyną, ale nie zobaczyłem żadnych rezultatów.
"Nie, obudź się!" - myśli kotłowały mi się w głowie, ale ta była najważniejsza. Tak, jej stan jest bardzo ciężki, ale wytrzyma.
- Proszę opuścić pokój! - do poniszczenia wpadł lekarz niezadowolony moją obecnością tutaj.
- Ale Lily żyje, prawda? - popatrzyłem na niego z widoczną na twarzy złością.
- Tak, raczej tak - odpowiedział, po czym wręcz wypchnął mnie za drzwi prosto do pielęgniarki, która miała mnie podprowadzić pod pokój. Poczułem ogromny ucisk w żołądku, mógł nie dodawać "raczej". Mimowolnie pozwoliłem się doprowadzić do mojego pokoiku. Dopiero teraz poczułem, jaki jestem głodny i zmęczony. Opadłem na łóżko, marząc o ciepłym posiłku. Jak na zawołanie w drzwiach stanęła pielęgniarka dzierżąca w ręce jakąś chińszczyznę. Złapałem tacę i pożarłem wszystko, co było do tego zdatne. później ułożyłem się wygodnie na łóżku czekając, aż odejdę w objęcia Morfeusza...

KOLEJNE KROPKI***

Kiedy ponownie usiadłem na miejscu spoczynku była już noc. A przynajmniej ciemno za oknem. Wpadł mi do głowy szalony pomysł, który jednak znowu musiałem zrealizować. Ostrożnie wyszedłem z łóżka, cicho otworzyłem drzwi, a widząc, że jak na razie teren jest pusty. Szybko wtargnąłem na korytarz.Wrota za mną cicho trzasnęły, lecz widocznie nikogo to nie obudziło. Sunąłem dalej po omacku, na szczęście miałem w pamięci drogę do Lilki. Tak, to właśnie szczęśliwa dziewiętnastka. Powoli otworzyłem bramę. Dźwięki, które usłyszałem, czyli tradycyjne pikanie naprawdę nie były przyjemne, powodował tradycyjny ucisk w żołądku. Po bliższym podejściu zobaczyłem, że dziewczyna dalej leży w tej samej pozycji. Jej oczy także były dalej zamknięte. Usiadłem na skraju łóżka i zacząłem swoją stosunkową krótką wymowę:
- Lily, proszę, obudź się. Wiem, że to moja wina, wybacz mi. Ostatnio poczułem, że... Naprawdę mi na tobie zależy.
Przez chwilę znowu można było usłyszeć tą cisze powieszaną z okropnym pikaniem. Później kąciki ust Lilki podniosły się. I wtedy właśnie, jak na dotknięcie czarodziejskiej różdżki patrzałki brunetki się otworzyły.

<Tam, tam, tam! Długie, ale w cholerę niedopracowane. Szczególnie za tą przemowę końcową, która rozpaprała całość - wybacz mi, Liluchno >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)