środa, 18 stycznia 2017

Od Aleksandra C.D Jade + zadanie 1

- Ja ciebie też bardzo mocno kocham – wyznałem, gładząc jej policzek i spoglądając w te jej śliczne, zielone oczy. Nachyliłem się i pocałowałem ją jeszcze, tym razem delikatnie i czule.
W tej chwili życie stało się piękniejsze. Zmęczenie nie doskwierało wcale tak bardzo, a można by uznać, że wręcz przeciwnie. Nagle wydawało mi się, że mógłbym latać. Jedzone niemal w biegu śniadanie smakowało wyjątkowo dobrze, choć było zwyczajnymi kanapkami pochłanianym w szybkim tempie, byle nie siedzieć z pustymi brzuchami do obiadu, a zajęcia, na których instruktorka zerkała na nas bacznie, wcale nie takie straszne, nawet jeżeli wciąż nudne. Swoją droga nauczycielka wydawała się nieźle zirytowana tym, że jednak referaty wylądowały na jej biurku. Może miała nadzieję, że będzie miała się do czego dalej przyczepić? Dlaczego miałem wrażenie, że coś niedobrego stało się w jej życiu i teraz z chęcią uprzykrzała życie innych? Szczególnie jeżeli ci inni byli zwyczajnie szczęśliwi…
Szczęście, tak upajałem się nim teraz i miałem nadzieję, że tak już zostanie. Niesamowite było to jak szybko wszystko się pozmieniało, a jednocześnie zostało takie samo…
Wciąż rozumieliśmy się świetnie i zwyczajnie naturalnie nam to przychodziło. Jade dalej lubiła ze mnie pożartować, szczególnie kiedy Versace, obok którego boksu przechodziłem, postanowił kłapnąć na mnie zębiskami.
- Też wie, że jesteś smaczny – stwierdziła, wciąż się uśmiechając, a ja? Ja mogłem chwycić ją w ramiona i pocałować ją, a nie jedynie odwzajemnić uśmiech… To była ta zmiana i musiałem przyznać, ze coraz bardziej mi się podobała.
Tego dnia opieka nad końmi w stajni nie była aż taka męcząca jak zwykle, choć musiałem przyznać, że co jakiś czas odzywała się ta moja zarwana nocka. Forma więc średnio mi dopisywała, a promienie słońca potęgowały chęć posadzenia tyłka na trawie i oddania się leniuchowaniu. Mimo to dokładnie, aczkolwiek w lekkim pośpiechu, przygotowywałem konia na jazdy. Tym razem przypadł mi Severus, którego nie miałem jeszcze okazji bliżej poznać, ale wydawał się spokojny i reagował na mnie nienajgorzej. Chwila niepewności, jakiej doznałem siadając w siodle minęła więc szybko i mogłem popędzić konia by dogonić Jade, która z radością, że wreszcie może siedzieć na końskim grzbiecie, wyrwała się do przodu na Red Velvet.
Zwolniłem dopiero gdy nasze wierzchowce zrównały się za sobą.
- Nie za szybko, co? – spytała, odwracając się do mnie w siodle.
- Musiałem cię gonić, żebyś mi nie uciekła – oświadczyłem.
- Długo byś mnie tak gonił?
- Ile byłoby trzeba.
- Przynajmniej jeździć się nauczysz w ekspresowym tempie – stwierdziła, widząc, że aby za nią nadążyć poganiam konia nieco bardziej stanowczo niż to miałem w zwyczaju, panując przy tym nad nim lepiej.
- Kiedyś muszę – zaśmiałem się.
Jechaliśmy dalej lekkim kłusem, przemykając leśnym duktem, an tyle szerokim by konie mogły czuć się swobodnie. Nie tylko z reszta one, bo i nam nie przeszkadzały nisko rosnące krzewy czy gałęzie drzewek.
Ja jechałem lekko z tyłu. Jade zaś przodem, unosząc buzię wysoko, łapiąc w nią wiatr. Widać było, że niezmiernie brakowało jej tego. Tej beztroski i wolności, którą odnajdowała w siodle. Aż miło było na nią patrzeć, a oderwanie od niej wzroku było czymś dla mnie niezwykle ciężkim. To rozproszenie jednak miało mieć swoją cenę.
Usłyszałem z prawej warkot silnika. Niemal ogłuszający. Szarpnąłem wodze, ale było już za późno. Motocyklista wypadł z wyboistej ścieżki wprost na główny dukt i śmignął tuż przed Severusem, który w panice stanął dęba.
Straciłem równowagę i mimo usilnych starań nie zdołałem utrzymać się w siodle. Rąbnąłem boleśnie w ziemię, obijając sobie plecy.
- Aleks! – Jade zeskoczyła z siodła swojego wierzchowca i uklękła przy mnie, żeby pomóc mi wstać.
- Wszystko gra – rzuciłem i wstałem, choć syknąłem przy tym z bólu. Mimo wszystko nieźle mi się oberwało. Nie czułem, aby wyszło z tego coś poważnego, ale mogłem już teraz stwierdzić, że bez kilku sporych sińców się nie obejdzie.
- Co za kretyn jeździ tutaj i to z taką prędkością?! – warknęła, zerkając w ślad za motocyklem, który zdołał już oddalić się na tyle, by ryk silnika był ledwo słyszalny spomiędzy drzew.
- Trzeba znaleźć Severusa – stwierdziłem, ale Jade nie dała mi zrobić kroku.
- Powinieneś usiąść, a nie łazić po krzakach. Poszukam go, więc chwilkę poczekaj – zarządziła, a z jej zaciętej miny, z której wciąż wyzierała złość mieszana z troską, wnioskowałem, że nie mam się co kłócić.
Usiadłem pod drzewem, rozmasowując przy tym łopatkę, którą chyba przygwoździłem w jakiś kamień i czekałem. Minęła dosłownie chwila, bo okazało się, że spokojny z natury koń odbiegł ledwie kawałek i zatrzymał się na pobliskiej polanie, do której swoją droga mieliśmy dojechać. Nic z tego nie wyszło, bo ruszyliśmy w drogę powrotną. Tym razem wolniej i zdecydowanie ostrożniej.
Stajnię przywitałem z ogromną ulgą. Końmi zajęliśmy się w pośpiechu by móc wreszcie ruszyć do mojego pokoju.
- Na pewno wszystko gra? Może powinna cię pielęgniarka zobaczyć? – dopytywała Jade, gdy opadłem ciężko na kanapę.
- Tak… To nic takiego, tylko się lekko poobijałem. Odpocznę trochę i będzie dobrze – zapewniłem i przyciągnąłem ją do siebie tak, by usiadła tuż obok i bym mógł ją objąć.

< Jade?>

Dostajesz 20 p.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)