środa, 18 stycznia 2017

Od Will'a do Sashy

Dobrze, więc zacznijmy od tego, że jestem w mieszkaniu i czekam, aż bryka ojca podjedzie pod blok. Godzinę temu byłem u Wayna, który jak zwykle skubał drzwiczki boksu. Wróćmy do miejsca na kanapie na, którym teraz siedzę. Wpatrzyłem się w ciemny ekranik telefonu, który jak na złość się wyładował. Nic innego nie miałem do roboty jak stanąć przy tym przeźroczystym oknie. Wstałem z niedawnego miejsca wypoczynku i spokojnie z rękoma w kieszeniach podszedłem do okna. FUCK! Pod oknem widniał wielki czarny Mercedes. Pochwyciłem torbę i zarzuciłem ją na ramię. Zamknąłem mieszkanie i wybiegłem z klatki schodowej.
-Pan Will życzy sobie kawy?- zapytał szofer i wyciągnął kawę z samochodu.
-Dziękuję Maximiliano, ale jestem człowiekiem a nie swoim ojcem.-uśmiechnąłem się złośliwie i wsiadłem do auta.
Włożyłem słuchawki do uszu i oddałem się wsłuchiwaniu się w te melodię, która dźwięcznie pobudzała mój umysł. Czeka mnie długa droga. Jednak po 2 godzinach drogi usnąłem i obudzony przez szofera.
-Panie Wi...- zaczął szofer jednak ja przerwałem.
-Żadny "Panie", Will, tak trudno to zapamiętać?- zapytałem patrząc na jego ciemną skórę.- Może mam Ci to przeliterować?- zapytałem wstając.
Od razu w nos rzuciło się powietrze przesiąknięte końmi. Tak, latające konie. Zero do jednego dla Will'a. Ponieważ, jednak przyjechałem tu głównie dla koni, nie dla walizek, od razu ruszyłem do stajni, bez rozpakowywania. Zerknąłem na padok i dojrzałem pewnego wałacha. Wspaniały, gniady (tak na pierwszy rzut oka).
-Pan Will Scharse czyż nie?- zapytała kobieta stojąca za mną.
-Tak jest. To ja i zabieram tego...wałacha na jazdę próbną.- oznajmiłem wskazując na wałacha.
-Dobrze, zwie się Orion i tam jest jego sprzęt.- szybko powiedziała kobieta odchodząc.
Sądzicie, że milej było by się przywitać, nie...raczej nie. Ale już na znak, że mam jakiekolwiek wychowanie rzuciłem:
-Dzień dobry!!!
Kobieta odwróciła się a ja tylko ruszyłem po osprzęt Oriona. Przyniosłem też szczotki, ale jak się okazało ogier był czysty tylko kopyta były upaprane, więc szybko je wyczyściłem. Już miałem zamiar zacząć siodłanie, gdy usłyszałem głośne burczenie.
-Stój, ZATRZYMAJ SIĘ!- wrzasnęła jakaś dziewczyna.
Obróciłem się szybko i popatrzyłem w stronę wrzasku. Na wierzgającym koniu dojrzałem dziewczynę. Pierwsze co rzuciło się w oczy to to, że za chwilę może spaść, drugie... jej długie,kręcone i fioletowe włosy. Od razu przeskoczyłem przez bramkę, która oddzielała przechodniów od koni. Sprawnie podbiegłem do wściekłego ogiera i w samą porę pochwyciłem lecącą dziewczynę, która z całym impetem uderzyła o mnie i ja sam upadłem na tyłek.
-Okej?- zapytałem kładąc ją na kamieniu.
-Tak, chyba tak. Dzię...- powiedziała, ale nie dokończyła, gdyż ja już prowadziłem ogiera.
-Wiesz, następnym razem ściągnij wodze i nie spadaj.- poradziłem.
-Tak jakby to ode mnie zależało.- prychnęła dziewczyna.
-Will.- przedstawiłem się.
-Sasha..- odpowiedziała kopiąc kamyk.
Pomyślałem chwilę i wypaliłem.
-Jazda?
Sasha spojrzała na mnie trochę zdezorientowana i szybko bąknęła.
-Okej, tylko nie na tym dzikusie...-powiedziała wskazując na ogiera, którego wodze trzymałem w ręce.
-Jasne.- odpowiedziałem i szybko zagwizdałem.
Trick wypróbowany i skuteczny.Od razu do bramki pod galopowała klacz.
-Masz...- rzuciłem i wpuściłem ogiera na padok.- Jadę na Orionie, a ty... możesz na tej klaczy.- powiedziałem głaszcząc miękkie chrapy klacz.
<Sasha?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)