niedziela, 22 stycznia 2017

Od Jade C.D Aleksandra

Miałam wrażenie, że powoli tracę kontrolę zarówno nad sobą, jak i nad decyzjami, które przyszło mi podjąć. To wszystko działo się w takim zawrotnym tempie, że zaczynałam gubić się w czasoprzestrzeni i bywały momenty, w których nie wiedziałam, co właściwie się dzieje, bowiem byłam wtedy całkowicie oderwana od rzeczywistości. Tak było i wtedy. Niby wiedziałam, o czym rozmawiamy - zdawało się nawet, że przyjęłam to do świadomości aż nazbyt dobrze, bo chwilowo nie mogłam myśleć o niczym innym, jak o naszej rozmowie. Byłam skupiona przy wsłuchiwaniu się w wypowiadywanych przez Aleksandra słowach, a nawet potrafiłam odezwać się, zadać pytanie, a co więcej - praktycznie za każdym razem trzymało się to siebie, przez co odbiorca mógł odczuwać, że rozumiem, o czym mówił do mnie chwilę wcześniej.
Właściwie to rozumiałam bruneta w pełni, mimo, że wolałabym być tego wszystkiego... Nieświadoma. Co prawda gorzej bym się czuła, gdybym została postawiona przed faktem dokonanym, jednak niewiedza wydawała się być tym, czego potrzebowałam wtedy najbardziej. Chciałam po prostu odłożyć myśli na bok, i zacząć cieszyć się południem, które wcale jeszcze nie było stracone. Mieliśmy praktycznie cały dzień dla siebie, pogoda jak zwykle dopisywała, zajęć praktycznie nie było... A ja wciąż zastanawiałam się, jak to... Jak to wszystko potoczy się dalej, jak będzie wyglądała ta przyszłość, która na dobrą sprawę nie wiedziałam, kiedy nadejdzie. Rozmowa z moim chłopakiem zmusiła mnie znowu do kolejnych, i jak zwykle męczących refleksji. Tak bardzo chciałam dobrze wypaść w oczach mamy mojego ukochanego, że stopniowo zaczynałam zapominać o sprawach, które jeszcze całkiem niedawno były dla mnie priorytetowe. Teraz liczyło się głównie to, żeby zacząć kontrolować wypowiadane przeze mnie słowa, robiąc to bardziej starannie i ostrożniej, niż miałam to robić w zwyczaju do tej pory. W końcu czułam, że rodzicielka miała dla Aleksandra znaczenie ogromne, i że będzie liczył się z jej zdaniem, jak podejrzewałam również w kwestii, w której to chodziło o nas, albo raczej o to, co było między nami do tej pory. Miałam ogromne przeczucie, że niestety nie zostanie wyrobione o mnie zdanie wystarczająco dobre, co wręcz nie mieściło mi się w głowie, kiedy to miałam ukochanego na wyciągnięcie ręki, bowiem wciąż cierpliwie siedział obok mnie, najwidoczniej też zamęczając się myślami, bo cisza między nami była okrutna. Przesunęłam się w końcu bliżej niego, i wtulając się nieco w jego bok, obracałam w dłoniach klucze, wciąż trzymane przeze mnie kurczowo od momentu, w którym je dostałam. Nagle jakby przypomniałam sobie o przenosinach, jak na ironię losu w momencie, w którym zdawało się, że jest mi cudownie przyjemnie. I nie zamierzałam się stamtąd nigdzie ruszać, choć było to nieuniknione.
- Od dzisiaj będę miała pokój nieco bliżej twojego - odezwałam się w końcu, uśmiechając się na samą myśl pod nosem. Co prawda wciąż miała nas dzielić różnica kilku pokoi, ale już kilku, a nie kilkudziesięciu. Była to jedna z tych pokrzepiających myśli, które zdawały się być jedynym światełkiem w tym ciemnym, na pierwszy rzut oka niczym nieoświetlonym tunelu. - Co prawda nie będę tam sama, bo z tego co wiem to będę miała w przyszłości jakiegoś współlokatora, ale już jednego, a nie dwójkę z przyszłościową trójką.
- W sumie to i tak większość dnia jesteś u mnie, więc nie gra to większego znaczenia... Przynajmniej tyle, że będę miał cię nieco bliżej, no i będę mógł sprawdzić, czy posłusznie poszłaś spać.
- Sugerujesz że teraz nie chodzę? - Uniosłam jedną brew do góry, wymuszając spojrzeniem na nim natychmiastową, nie cierpiącą zwłoki odpowiedź. Uniósł na to w geście kapitulacji ręce do góry, śmiejąc się przy tym z mojej reakcji, kiedy to nieco naburmuszona wróciłam do wpatrywania się w klucze. - Tak sobie właściwie pomyślałam, czy może nie chciałbyś przenieść się ze mną do tego pokoju? Ja wiem, że to nieco głupie, ale jak sam zauważyłeś, i tak spędzamy większość dnia razem, nawet nie wracam na noc do siebie... No i to ja mogłabym kontrolować, czy robisz wszystko tak, jak należy.
- Właściwie to nie mam nic przeciwko, wręcz przeciwnie... - Ledwo zdążył wypowiedzieć te słowa, a oderwałam się nieco od niego, będąc zszokowaną, że mimo wszystko się zgodził. Było mi jakoś lżej i przyjemniej, a i od razu chciało mi się przenosić swój dobytek, na samą myśl, że mogłam dzielić jeden pokój z Aleksandrem i tylko i wyłącznie z nim. Brakowało mi jeszcze tylko herbaty i jakiegoś zwierza, którego mogłabym od czasu do czasu pomiziać, a byłoby to apogeum moich marzeń i wszystkiego, co było mi w tamtym momencie potrzebne. Na stałe bowiem wystarczał mi tylko Aleksander, i właściwie tylko on. - A kiedy właściwie się przenosisz?
- Chciałabym jak najszybciej, nie ukrywam - uśmiechnęłam się lekko, już całkowicie podnosząc się z ławki. Po chwili szliśmy już ramię w ramię do odpowiedniego budynku, rozdzielając się pod moim dotychczasowym pokojem, do którego miałam przykre wrażenie, że wchodzę jako mieszkaniec po raz ostatni. Co prawda musiałam go chwilę namawiać na taki rozwój wydarzeń, ale w końcu udało mi się go zagonić do jego pokoju, gdzie miał ogarnąć swoje rzeczy, tak, żeby można było je później przenieść.
- Zadzwoń albo po prostu przyjdź, jak już skończysz - pocałowałam go delikatnie na "pożegnanie", choć wiedziałam, że przyjdzie nam się spotkać w najbliższej przyszłości. Skinął na to głową, do ostatniego momentu obserwując, jak znikam za drzwiami siedemnastki.
Tym razem zastałam w środku niemały orzech do zgryzienia. Zazwyczaj, gdy już się pojawiałam w pokoju to był on pusty, a z chłopakami kontaktowałam się tylko i wyłącznie za pomocą kartek, które rzucałam im na łóżka. Informowałam ich o tych tylko kluczowych informacjach - na przykład o tym, że mogę być nieco później, tylko po to, aby nie wszczynali niepotrzebnych poszukiwań, czy czegokolwiek innego, co tylko przyszłoby im do głowy. Tymczasem, w pokoju była obrócona w moją stronę tyłem bliżej niezidentyfikowana persona, którą jak się okazało po zrzuceniu kaptura był Collin. Wydawał się być wcale nie wzruszony informacją o mojej przeprowadzce - podobnie zresztą, jak i Tomas, który chwilę później wparował do pomieszczenia, jak zwykle zarzucając nas przy tym toną bezużytecznych informacji. Zdawało się, że albo przypuszczali to od dłuższego czasu, albo po prostu byłam na tyle przewidywalna, aby mogli wyczuć najdrobniejsze moje posunięcie, czy też ruch. Mimo wszystko było mi trochę szkoda, że po raz kolejny podczas mojego pobytu w akademii muszę gdzieś się przenosić - zdążyłam przyzwyczaić się do każdej rzeczy, która się tam tylko znajdowała i, znałam praktycznie każdy metr kwadratowy, jaki tylko zajmowało całe pomieszczenie. Mimo to, dosyć szybko i sprawnie powrzucałam swoje rzeczy do walizki i pudła, które w międzyczasie musiałam odnaleźć, aby upchnąć cały uzbierany dobytek w jedną całość. Jak się okazało, zdążyłam w ciągu tych kilku miesięcy dokupić kilka niepozornych przedmiotów, które jak się okazało, zebrane w jedno miejsce zajmowały go więcej, niż można było się spodziewać. Przynajmniej zasiliłam poczet książek, które zamierzałam w niedalekiej przyszłości i przy odpowiedniej sposobności przeczytać, i kilku już nieco mniejszych pierdół, niekiedy pomocnych w życiu codziennym.
- Przecież jeszcze stąd nie wyjeżdżam... - Parsknęłam cichym śmiechem, kiedy Tomas zaczął subtelnie tłumaczyć Collin'owi, jak ciężko będzie wiodło im się życie bez osoby, która będzie ogarniała panujący u nas burdel. Naprawdę chciałam, aby był taki dzień, w którym każdy w naszym lokum żył w spokoju i zgodzie, a i dookoła byłoby czysto, a przynajmniej na tyle, aby dało się normalnie funkcjonować.
- Jeszcze? O czymś nie wiemy? - Oderwali się od namiętnego wpatrywania się w ekrany telefonów, obrzucając mnie pytającym spojrzeniem.
- No przecież nie będę tu siedziała do emerytury... - Usiadłszy w oczekiwaniu na Aleksandra na walizce, wymierzyłam w ciemnego blondyna palec wskazujący, mrużąc nieco przy tym oczy. - Co prawda coraz młodsza nie jestem, ale będę pamiętała panie Tomasie o kebabie, którego obiecałeś mi już wieki temu... Nie wykręcisz się niczym, bo ja naprawdę zawsze, ale to zawsze jestem głodna, także ten.
Dalszą wymianę zdań przerwało nam pukanie do drzwi, na które niemal natychmiastowo zerwałam się z miejsca. Jak przypuszczałam, po drugiej stronie stał Aleksander, na którego widok jeszcze chyba nigdy się tak bardzo nie ucieszyłam, jak wtedy.
<Nie wiem co mi siedzi w tym łbie x')>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)