Miałam wrażenie, że powoli tracę kontrolę zarówno nad sobą, jak i nad
decyzjami, które przyszło mi podjąć. To wszystko działo się w takim
zawrotnym tempie, że zaczynałam gubić się w czasoprzestrzeni i bywały
momenty, w których nie wiedziałam, co właściwie się dzieje, bowiem byłam
wtedy całkowicie oderwana od rzeczywistości. Tak było i wtedy. Niby
wiedziałam, o czym rozmawiamy - zdawało się nawet, że przyjęłam to do
świadomości aż nazbyt dobrze, bo chwilowo nie mogłam myśleć o niczym
innym, jak o naszej rozmowie. Byłam skupiona przy wsłuchiwaniu się w
wypowiadywanych przez Aleksandra słowach, a nawet potrafiłam odezwać
się, zadać pytanie, a co więcej - praktycznie za każdym razem trzymało
się to siebie, przez co odbiorca mógł odczuwać, że rozumiem, o czym
mówił do mnie chwilę wcześniej.
Właściwie to rozumiałam bruneta w pełni, mimo, że wolałabym być tego
wszystkiego... Nieświadoma. Co prawda gorzej bym się czuła, gdybym
została postawiona przed faktem dokonanym, jednak niewiedza wydawała się
być tym, czego potrzebowałam wtedy najbardziej. Chciałam po prostu
odłożyć myśli na bok, i zacząć cieszyć się południem, które wcale
jeszcze nie było stracone. Mieliśmy praktycznie cały dzień dla siebie,
pogoda jak zwykle dopisywała, zajęć praktycznie nie było... A ja wciąż
zastanawiałam się, jak to... Jak to wszystko potoczy się dalej, jak
będzie wyglądała ta przyszłość, która na dobrą sprawę nie wiedziałam,
kiedy nadejdzie. Rozmowa z moim chłopakiem zmusiła mnie znowu do
kolejnych, i jak zwykle męczących refleksji. Tak bardzo chciałam dobrze
wypaść w oczach mamy mojego ukochanego, że stopniowo zaczynałam
zapominać o sprawach, które jeszcze całkiem niedawno były dla mnie
priorytetowe. Teraz liczyło się głównie to, żeby zacząć kontrolować
wypowiadane przeze mnie słowa, robiąc to bardziej starannie i
ostrożniej, niż miałam to robić w zwyczaju do tej pory. W końcu czułam,
że rodzicielka miała dla Aleksandra znaczenie ogromne, i że będzie
liczył się z jej zdaniem, jak podejrzewałam również w kwestii, w której
to chodziło o nas, albo raczej o to, co było między nami do tej pory.
Miałam ogromne przeczucie, że niestety nie zostanie wyrobione o mnie
zdanie wystarczająco dobre, co wręcz nie mieściło mi się w głowie, kiedy
to miałam ukochanego na wyciągnięcie ręki, bowiem wciąż cierpliwie
siedział obok mnie, najwidoczniej też zamęczając się myślami, bo cisza
między nami była okrutna. Przesunęłam się w końcu bliżej niego, i
wtulając się nieco w jego bok, obracałam w dłoniach klucze, wciąż
trzymane przeze mnie kurczowo od momentu, w którym je dostałam. Nagle
jakby przypomniałam sobie o przenosinach, jak na ironię losu w momencie,
w którym zdawało się, że jest mi cudownie przyjemnie. I nie zamierzałam
się stamtąd nigdzie ruszać, choć było to nieuniknione.
- Od dzisiaj będę miała pokój nieco bliżej twojego - odezwałam się w
końcu, uśmiechając się na samą myśl pod nosem. Co prawda wciąż miała nas
dzielić różnica kilku pokoi, ale już kilku, a nie kilkudziesięciu. Była
to jedna z tych pokrzepiających myśli, które zdawały się być jedynym
światełkiem w tym ciemnym, na pierwszy rzut oka niczym nieoświetlonym
tunelu. - Co prawda nie będę tam sama, bo z tego co wiem to będę miała w
przyszłości jakiegoś współlokatora, ale już jednego, a nie dwójkę z
przyszłościową trójką.
- W sumie to i tak większość dnia jesteś u mnie, więc nie gra to
większego znaczenia... Przynajmniej tyle, że będę miał cię nieco bliżej,
no i będę mógł sprawdzić, czy posłusznie poszłaś spać.
- Sugerujesz że teraz nie chodzę? - Uniosłam jedną brew do góry,
wymuszając spojrzeniem na nim natychmiastową, nie cierpiącą zwłoki
odpowiedź. Uniósł na to w geście kapitulacji ręce do góry, śmiejąc się
przy tym z mojej reakcji, kiedy to nieco naburmuszona wróciłam do
wpatrywania się w klucze. - Tak sobie właściwie pomyślałam, czy może nie
chciałbyś przenieść się ze mną do tego pokoju? Ja wiem, że to nieco
głupie, ale jak sam zauważyłeś, i tak spędzamy większość dnia razem,
nawet nie wracam na noc do siebie... No i to ja mogłabym kontrolować,
czy robisz wszystko tak, jak należy.
- Właściwie to nie mam nic przeciwko, wręcz przeciwnie... - Ledwo zdążył
wypowiedzieć te słowa, a oderwałam się nieco od niego, będąc
zszokowaną, że mimo wszystko się zgodził. Było mi jakoś lżej i
przyjemniej, a i od razu chciało mi się przenosić swój dobytek, na samą
myśl, że mogłam dzielić jeden pokój z Aleksandrem i tylko i wyłącznie z
nim. Brakowało mi jeszcze tylko herbaty i jakiegoś zwierza, którego
mogłabym od czasu do czasu pomiziać, a byłoby to apogeum moich marzeń i
wszystkiego, co było mi w tamtym momencie potrzebne. Na stałe bowiem
wystarczał mi tylko Aleksander, i właściwie tylko on. - A kiedy
właściwie się przenosisz?
- Chciałabym jak najszybciej, nie ukrywam - uśmiechnęłam się lekko, już
całkowicie podnosząc się z ławki. Po chwili szliśmy już ramię w ramię do
odpowiedniego budynku, rozdzielając się pod moim dotychczasowym
pokojem, do którego miałam przykre wrażenie, że wchodzę jako mieszkaniec
po raz ostatni. Co prawda musiałam go chwilę namawiać na taki rozwój
wydarzeń, ale w końcu udało mi się go zagonić do jego pokoju, gdzie miał
ogarnąć swoje rzeczy, tak, żeby można było je później przenieść.
- Zadzwoń albo po prostu przyjdź, jak już skończysz - pocałowałam go
delikatnie na "pożegnanie", choć wiedziałam, że przyjdzie nam się
spotkać w najbliższej przyszłości. Skinął na to głową, do ostatniego
momentu obserwując, jak znikam za drzwiami siedemnastki.
Tym razem zastałam w środku niemały orzech do zgryzienia. Zazwyczaj, gdy
już się pojawiałam w pokoju to był on pusty, a z chłopakami
kontaktowałam się tylko i wyłącznie za pomocą kartek, które rzucałam im
na łóżka. Informowałam ich o tych tylko kluczowych informacjach - na
przykład o tym, że mogę być nieco później, tylko po to, aby nie
wszczynali niepotrzebnych poszukiwań, czy czegokolwiek innego, co tylko
przyszłoby im do głowy. Tymczasem, w pokoju była obrócona w moją stronę
tyłem bliżej niezidentyfikowana persona, którą jak się okazało po
zrzuceniu kaptura był Collin. Wydawał się być wcale nie wzruszony
informacją o mojej przeprowadzce - podobnie zresztą, jak i Tomas, który
chwilę później wparował do pomieszczenia, jak zwykle zarzucając nas przy
tym toną bezużytecznych informacji. Zdawało się, że albo przypuszczali
to od dłuższego czasu, albo po prostu byłam na tyle przewidywalna, aby
mogli wyczuć najdrobniejsze moje posunięcie, czy też ruch. Mimo wszystko
było mi trochę szkoda, że po raz kolejny podczas mojego pobytu w
akademii muszę gdzieś się przenosić - zdążyłam przyzwyczaić się do
każdej rzeczy, która się tam tylko znajdowała i, znałam praktycznie
każdy metr kwadratowy, jaki tylko zajmowało całe pomieszczenie. Mimo to,
dosyć szybko i sprawnie powrzucałam swoje rzeczy do walizki i pudła,
które w międzyczasie musiałam odnaleźć, aby upchnąć cały uzbierany
dobytek w jedną całość. Jak się okazało, zdążyłam w ciągu tych kilku
miesięcy dokupić kilka niepozornych przedmiotów, które jak się okazało,
zebrane w jedno miejsce zajmowały go więcej, niż można było się
spodziewać. Przynajmniej zasiliłam poczet książek, które zamierzałam w
niedalekiej przyszłości i przy odpowiedniej sposobności przeczytać, i
kilku już nieco mniejszych pierdół, niekiedy pomocnych w życiu
codziennym.
- Przecież jeszcze stąd nie wyjeżdżam... - Parsknęłam cichym śmiechem,
kiedy Tomas zaczął subtelnie tłumaczyć Collin'owi, jak ciężko będzie
wiodło im się życie bez osoby, która będzie ogarniała panujący u nas
burdel. Naprawdę chciałam, aby był taki dzień, w którym każdy w naszym
lokum żył w spokoju i zgodzie, a i dookoła byłoby czysto, a przynajmniej
na tyle, aby dało się normalnie funkcjonować.
- Jeszcze? O czymś nie wiemy? - Oderwali się od namiętnego wpatrywania
się w ekrany telefonów, obrzucając mnie pytającym spojrzeniem.
- No przecież nie będę tu siedziała do emerytury... - Usiadłszy w
oczekiwaniu na Aleksandra na walizce, wymierzyłam w ciemnego blondyna
palec wskazujący, mrużąc nieco przy tym oczy. - Co prawda coraz młodsza
nie jestem, ale będę pamiętała panie Tomasie o kebabie, którego
obiecałeś mi już wieki temu... Nie wykręcisz się niczym, bo ja naprawdę
zawsze, ale to zawsze jestem głodna, także ten.
Dalszą wymianę zdań przerwało nam pukanie do drzwi, na które niemal
natychmiastowo zerwałam się z miejsca. Jak przypuszczałam, po drugiej
stronie stał Aleksander, na którego widok jeszcze chyba nigdy się tak
bardzo nie ucieszyłam, jak wtedy.
<Nie wiem co mi siedzi w tym łbie x')>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)