środa, 4 stycznia 2017

Od Lily C.D Daniel

-Ja mam to otworzyć?- pytał dalej.
-A co? Ja?- zadrwiłam. Już widzę ten strach w oczach. Jak sprawnie otwierał kopertę i czytał na głos:
-Panie Turmes, z związku z Pańskim nagannym zachowaniem proszę, by stawił się Pan o 4 rano, jutro przed stajnią. Z wyrazami szacunku, Gilbert Blythe- skończył mając już na języku soczystą wiązankę przekleństw. Nie powstrzymując już złości, wrzasnął na cały głos. Ja wybuchnęłam śmiechem, zwiększając jego gniew. Ups?
-No... To teraz ja będę spać a ty harować.- uśmiechnęłam się przebiegle.
-Lila... Ratuj.
-Co z tego będę miała?- zatrzymałam się z jeszcze większym bananem.
-Wszystko... Błagam...- miałam wrażenie, jakby zaraz miał się rzucić na kolana.
-No dobra... Spakuj śpiwór, zapałki i prowiant.- westchnęłam odchodząc. Pewnie jeszcze nie raz, nie dwa będę musiała mu d*pę ratować...

~*~*~*~

Zbliżała się dwudziesta trzecia. Mieliśmy już wyjeżdżać ze stajni. Jutro o czternastej może wrócimy. Czekałam w boksie już gotowego Spartana. Daniel miał się pojawić 15 minut temu.... Gdzie on kurna jest?! Wydzwaniałam raz, po raz nie otrzymując połączenia. W końcu rezygnując postanowiłam sama do niego pójść. Zapukałam parę razy w drzwi jednak nie uzyskałam odpowiedzi.
-Daniel, wyłaź leniu. Jeżeli chcesz uciekać to lepiej zbieraj swoje cztery litery....- znowu odpowiedziała mi cisza. Kompletna cisza. Żadnych stawianych kroków, rozmów, prysznica w łazience, czy choćby Danielowego chrapania. -Daniel?- uchyliłam wrota do jego twierdzy i zaczęłam się rozglądać. Rzeczywiście, nie było go. Gdzie. On. Do. Jasnej. Ciasnej. Jest?!

Daniel? Postanowienie noworoczne - pisz codziennie opo- czas start default smiley xd

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)