sobota, 8 października 2016

Od Alexandry C.D Patricka

-Taki miałam zamiar.-Przyznałam szczerze przeczesujac zgrzeblem grzbiet wałacha.-A coś się stało?
-Nie, już nic.-Odparł odwracając się na pięcie. Westchnęłam zabierając się do dalszego czyszczenie. Po około kwadransie Siwek stał gotowy. Wyprowadziłam go ze stajni, po czym podciągnełam jeszcze popręg i wyregulowałam długość puślisk. Włożyłam stopę w strzemię i odbiłam się od ziemi przerzucając nogę nad zadem konia. Zebrałam delikatnie wodze i przyłożyłam łydki do jego boków. Wałach prychnął radośnie i zaczął iść stępem w stronę lasu. Wsluchiwalam się w śpiew ptaków i Szum drzew, który działał na mnie kojąco. Po paru minutach usłyszałam stukot kopyt. Odwróciłam się zaciekawiona i dostrzegłam chłopaka który pytał mnie dzisiaj o Eldorado. Szafir kłusował z gracją pod chłopakiem.
-Znowu się spotykamy.-Powiedziałam lekko się uśmiechając.
-To coś znaczy. Wybacz wcześniej się nie przedstawiłem. Jestem Patrick.-Odparł odwzajemniając uśmiech. -Może Ci towarzyszyć?
-Jeśli chcesz.-Stwierdziłam ruszając w stronę polany. Po dwudziestu minutach znaleźliśmy się na miejscu.
-To co może mały wyścig?-Zapytał pociągając strzemiona.
-Dobra, aż do skraju lasu.-Odparłam zbierając wodze.
-Trzy, dwa, jed...-Zanim chłopak skończył mówić usłyszeliśmy strzały, a konie sploszone ruszyły do przodu. Zrobilam półsiad dopasowując się do rytmu konia. Patrick i Szafir po chwili zrownali się z nami.
-Wszystko okej?-Zapytał, a ja kiwnęłam twierdząco głową. Nagle stopa wypadła mi ze strzemienia. Dociążyłam drugie zachowując równowagę i starając się złapać pierwsze. Nagle.....bum i leżę na ziemi. Nie zdążyłam się nawet jakoś bezpiecznie się ułożyć tylko z całym impetem upadłam na twarz i klatkę piersiową. Straciłam na chwilę oddech, a kiedy wstałam słyszałam jedynie jak krew buzuje mi w uszach. Nie przyjemny metaliczny posmak pojawił się w ustach, a z łuku brwiowego coś wypłynelo. Zdjęłam kask i rozejrzałam się do około. Nagle kto złapał mnie za ramię. Odwróciłam się do Patricka, który również był poobijany.
-Usiądź.-Powiedział trzymając mnie asekuracyjnie. Musiałam wyglądać nie ciekawie, bo w oczach chłopaka dostrzegłam nutę strachu. W tamtym momencie nie byłam w stanie się sprzeciwić. Usiadłam i spuściła głowę pomiędzy nogi.
-Zaraz wrócę.-Powiedział i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Po paru minutach wrócił z Szafirem i Eldorado. Uważnie przyglądała się siodłom obu wierzchowców. Wstałam i podeszłam do chłopaka.
-Już dobrze?-Zapytał zerkając na mnie. Kiwnęłam lekko głową i spojrzałam na pekniete puślisko.
-Ktoś je nadciął.-Stwierdziłam pokazując kawałek który był prosty.-Widzisz reszta jesteś poszarpana.
-Nie podoba mi się to.-Stwierdził wzdychajac.
-Tobie nic się nie stało? -Zapytałam podchodzić do drugiego konia. I tym razem puślisko było nadciete.
-Upadałem na bark, ale ty wyglądasz nieciekawie.-Odparł podchodząc do mnie. -Pomogę Ci.
Patrick posadził mnie, a ja podciągnełam się siadając w siodło.
-Dzięki.-Szepnęłam i poczekalam aż chłopak sam wsiadze na Szafira.
Ruszyliśmy stępem w stronę stajni. Po niecałej godzinie byłyśmy na miejscu. Zsiadłam z wałacha i Odprowadziłem go do boksu, gdzie go rozsiadłałam, po czym sprzęt odniosłam do siodlarni. Usiadłam na kanapie i zdjęłam kask, rękawiczki odkładając je na bok. Nie oczekiwanie obok mnie pojawił się chłopak z apteczką.
-Wypadałoby to oczyścic.-Stwierdził, na co niechętnie kiwnelam głową.
Patrick wyciągnąłem gaze po czym nasaczyl ją wodą utlenioną. Przyłożył mi ją do rany, a ja syknąłem i się skrzywiłam.
Patrick

Sorry pisane z telefonu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)