czwartek, 6 października 2016

Od Helen - zadanie 5

Kiedy zamykam oczy wciąż mogę przypomnieć sobie ten dzień. Najgorszy dzień mojego życia. W każdym szczególe pamiętam dzień wypadku. Wypadku w wyniku którego umarła moja starsza siostra.
Carmen od samego rana była bardzo podekscytowana. Przy śniadaniu buzia jej się nie zamykała. Nawet pamiętam co jedliśmy, choć to mało istotny szczegół.Od razu po śniadaniu Carmen zerwała się na nogi i oznajmiła:
- Idę do Mefista, to nasz wielki dzień
- Idę z Tobą - odpowiedziałam jej niemal natychmiast
Obie wybiegłyśmy z domu i na rowerach pojechałyśmy do stajni w której stał karusek.
- Wiesz Helen... - zaczęła poważnym tonem, zanim weszłyśmy do stajni - Jeśli coś mi się stanie...
Przerwałam jej.
- Nic Ci się nie stanie - odparłam z przekonaniem i posłałam jej uśmiech. Kiedyś ciągle się uśmiechałam. Teraz to już przeszłość.
- Mówię: Jeśli. Jazda konna to niebezpieczny sport - podkreśliła - Zajmuj się Mefistem, dobrze?
Pokiwałam głową.
- Oczywiście, że tak, a co mam robić?
Wzruszyła ramionami.
- I jeśli coś miałoby mi się stać to zajrzyj do mojego pamiętnika. Możesz go kiedyś przeczytać, ale jak będziesz starsza. Na razie przeczytaj tylko kartkę.
- Nie przeczytam - odparłam pewnie - Nic Ci się nie stanie.
Znów wzruszyła ramionami.
- Chodź przygotować Mefista - pospieszyła w kierunku stajni.
Żwawym krokiem ruszyłam za nią.
~~ * ~~
- Idziecie? - usłyszeliśmy z dworu krzyk taty
- Zaraz przyjdziemy - odparła Carmen dość głośnym głosem, jednak nie krzyknęła - Chyba wszystko gotowe - mruknęła do siebie - Siodło jest, ogłowie jest, czaprak jest, ochraniacze są, derka jest... - urwała
- Carmen, spokojnie. Wszystko masz. Jesteś przygotowana na wszystko.
- A co jeśli zapomnę parkuru? - jej oczy zalśniły ze strachu
- Nie zapomnisz. Powtarzałaś go milion razy. Nawet ja go znam na pamięć.Jeśli to ma Cię pocieszyć to trzymaj, powtórz jeszcze raz - podałam jej kartkę
http://www.labet.cz/data/user-content/obrazky_clanky/VzhuruNaParkur/05.jpg
- I ja wezmę konie - gładko go przejęłam i lekko szturchnęłam siostrę - Hej, nic Ci nie będzie. Idź już do samochodu. Ja wprowadzę Mefista do przyczepy.
Carmen zrobiła kilka kroków w stronę wyjścia, ale przy drzwiach jeszcze się obejrzała.
- Dziękuje, Helen. Za to, że mnie wspierasz - i wyszła
Patrzyłam za nią chwilę póki Mefisto ni szturchnął mnie w ramię.
- Idziemy - uśmiechnęłam się promiennie po czym poprowadziłam go do przyczepy.
~~ * ~~
Jazda samochodem wydawała się nieskończenie długa.
- Najpierw 110 okser, potem stacjonata 130, okser 120... - mruczała pod nosem Carmen.
- Starczy - powiedziała wtedy mama ostrym głosem - Jesteś na 100% przygotowana. Na litość boską, Helen, czemu jej dałaś ten plan?
- Myślałam, że się uspokoi, ale nie - zabrałam siostrze plan - daj mi to, teraz ja się uczę
Wystawiła mi język.
Jechaliśmy chwilę w ciszy.
Usłyszeliśmy rżenie z przyczepy.
- Mefisto pyta ile jeszcze - zauważyłam
- Za kilka minut będziemy na miejscu.
Carmen gapiła się przez okno. Paznokcie miała obgryzione niemal do krwi.
- Caro, przestań - powiedziała mama - wiem, że się denerwujesz, sama tak miałam jak byłam w Twoim wieku - mama swojego czasu też jeździła dużo konno - ale nie możesz sobie zjadać palców. To nie jest okej... - westchnęła - jesteś świetnie przygotowana. Wiem, że to są najważniejsze zawody w Twoim życiu, ale dasz radę. Ja to wiem - odparła z przekonaniem.
Carmen wyglądała jakby chciała przytulić mamę, ale pas bezpieczeństwa nie pozwolił jej na to.
6 minut i 37 sekund później (cały czas nałogowo patrzyłam się na zegarek) tata obwieścił:
- Jesteśmy na miejscu!
Carmen od razu wyskoczyła z samochodu.
- Idę do punktu kontrolnego - oznajmiła - Helen, możesz za mnie osiodłać Mefista?
- Przecież wiesz, że tak - uśmiechnęłam się do niej, ale chyba tego nie zauważyła, bo już biegła w stronę białego namiotu na środku pola.
Pokręciłam głową. Rodzice poszli szukać jakiś swoich znajomych, a ja weszłam do przyczepy.
Mefisto troszeczkę się przestraszył.
- Cii - uspokoiłam go szybko - Chodź osiodłamy Cię.
Mefisto był jeszcze młodym konie (zaledwie 3,5 letnim) więc siodłanie tego wielkiego i niespokojnego konia przychodziło mi z trudem.
Po jakimś czasie jednak byłam gotowa, i wyprowadziłam go przed przyczepę.
Po chwili dołączyła do nas Carmen.
- Gotowy? - spytała pospiesznie
- Oczywiście - popatrzyłam na zegarek - nie masz już tak dużo czasu lepiej zacznij się rozgrzewać.
Odjechała w kierunku placu treningowego.
Sama ruszyłam do stoisk. Jednak po zobaczeniu cen produktów cofnęłam się do przyczepy i zabrałam stamtąd masło orzechowe i krakersy. Potem udałam się na trybuny, dokładnie w momencie, gdy zajęłam miejsce zaczął się konkurs.
Rodzice już siedzieli na miejscach i obserwowali pierwszego uczestnika, mama z zachwytem, a tata z lekkim strachem na twarzy.
- Przypomnij mi proszę, która startuje Carmen - poprosiła mama
- Siódma z kolei - harmonogram zawodów też znałam na pamięć.
Po 3 zawodniku dosiadł się do nas Rafael, chłopak mojej siostry.
- Cześć Helen - powiedział - Przegapiłem coś?
- Nie, Carmen jeszcze nie jechała. Osoby, które jechały dotąd są dobre, ale ona i tak ma sporą szanse, by wygrać - odpowiedziałam, nie odrywając wzroku od parkuru.
Obejrzeliśmy pierwszych sześciu zawodników. W końcu z głośników dobiegł głos:
- Numer 105, Carmen North na Mefiście, zapraszamy numer 105, Carmen North na Mefiście...
- To ona - pisnęłam z podekscytowania.
Carmen stała na starcie. Była opanowana i całkowicie skupiona.
Rozległ się sygnał.
Ruszyła.
Pierwszy okser pokonała bez problemów. To samo było z następnymi 4 przeszkodami. Carmen z Mefistem fruwali nad przeszkodami. Przy 6 przeszkodzie (triple bars) trochę się zawahała, ale w końcu i ją pokonała bez strącenia poprzeczki. 7, 8 i 9 przeszkodę pokonała wręcz idealnie. To przy 10 (stacjonata, stacjonata, okser - skok wyskok) wszystko poszło nie tak. 10a udało jej się pokonać, jednak przy 10b spadła poprzeczka. Jęknęłam cicho. Jednak ta jedna poprzeczka była niczym, w porównaniu z tym co stało się 3 sekundy później. Mefisto, już wybity z rytmu po 10a i b, nie wyrobił kroków. Żeby zdążyć zahamować wbił przednie kopyta w ziemię i pochylił łeb do przodu. Carmen nie przygotowana do takiego obrotu sprawy wyleciała z siodła. Wykonała w powietrzu rodzaj bezwładnego salta i spadła z hukiem na okser. Leżała tam bez ruchu. Jakby tego nieszczęścia było mało, jeden ze stojaków przewrócił się z hukiem. Nie na ziemię, lecz na nią, uderzając ją przy tym w skroń. Chwilę stałam sparaliżowana szokiem, ale chwilę później odzyskałam władzę nad kończynami. Przeskoczyłam przez barierkę i pognałam w stronę siostry. Rodzice i Rafael byli tuż za mną. Gdy dotarłam do Carmen ta z trudem otworzyła oczy:
- Zajmuj się Mefistem - wycharczała - Kocham was
- Oczywiście - szepnęłam - Wiesz, że my też Cię kochamy
Posłała mi słaby uśmiech, po czym zamknęła oczy. Jej klatka piersiowa przestała się unosić.
- Carmen - mama ściągnęła ją z przeszkody, po czym klęknęła na ziemi i położyła bezwładną głowę dziewczyny u siebie na kolanach, po czym zaczęła głaskać ją po głowie.
Tata machał do Ratowników. Stali na obrzeżach placu i zbierali sprzęt.
- Joseph - powiedziała drżącym głosem mama. Po jej twarzy płynęły łzy - Już za późno - przytuliła bezwładne ciało starszej córki - Nic nie możemy zrobić
- NIE - z gardła ojca wyrwał się krzyk - Na pewno coś moż...
- Tato... - przerwałam mu cicho. Nawet nie zauważyłam, kiedy łzy pociekły mi po twarzy - ona nie żyje - z mojego gardła wyrwał się szloch - Nie żyję - powtórzyłam głośniej
Tata bezwładnie opadł na kolana obok mamy.
Rafael odezwał się szeptem za moimi plecami:
- Mefisto. Zajmij się Mefistem. Ona tego chciała - po jego twarzy także płynęły łzy. Ukląkł koło Carmen i delikatnie pocałował ją w czoło.
Ruszyłam w stronę wystraszonego karuska.
- Mefisto - powiedziałam delikatnie - Chodź tu koniku
Podszedł do mnie i szturchnął moje ramię. W jego oczach widziałam nieme pytanie.
- Carmen nie żyje, koniku - po mojej twarzy pociekła nowa fala łez - Ale o nie Twoja wina - wtuliłam się jego sierść i pozwoliłam wypłynąć łzą.
~~ * ~~
Kilka godzin później leżałam na łóżku w pokoju Carmen. Płakałam, ale nie czułam bólu. Postanowiłam poszukać pamiętnika, o którym mi mówiła rano. Dość szybko go znalazłam, nie był zbyt głęboko schowany.
Przekartkowałam go szybko i odnalazłam kartkę, o której mówiła. Okazało się, że jest to zdjęcie. Jej i Mefista. Na odwrocie spostrzegłam napis. Odwróciłam kartkę i przeczytałam następujące słowa:

Nie musisz udawać, że jesteś silny,
nie musisz mówić, że wszystko jest dobrze,
nie martw się tym co pomyślą inni,
jeśli musisz, płacz -
to dobrze wypłakać łzy do końca.
(tylko wtedy wróci uśmiech)

Wtedy mnie uderzył. Ból. Taki, jakiego nie czułam nigdy w życiu.
Opadłam na łóżko i zaczęłam płakać. Krzyczeć. Szlochać. Nie wiem co to było, jedyne co wiem, to to, że do pokoju wpadła mama, która wzięła mnie w ramiona i przytuliła mocno.
Przez następne dwa dni siedziałyśmy tak na łóżku Carmen, nic nie jedząc nie pijąc. Siedziałyśmy tak we dwie, płacząc.


dostajesz 45 p.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)