poniedziałek, 10 października 2016

Od Estrielly CD Edwarda

Bardzo zainteresowana zaczęłam dokładnie przyglądać się chłopakowi.
-Edward.-przedstawił się szybko.
Od razu zsiadłam z wałacha i chwyciłam go za uwiąz. Podeszłam do chłopaka i dopiero teraz podałam rękę. Podaliśmy sobie je nawzajem, jakbyśmy się znali już kilka lat. Na moją buźkę wkradł się nie mały uśmiech. A później szczery śmiech. A dlaczego?
-Co się śmiejesz.- powiedział Edward patrząc na siebie a to na mnie.
-T…woja kklacz!- powiedziałam śmiejąc się jeszcze bardziej.
Obejrzał się i zobaczył jak jego klacz co chwila a to robi śmieszną minę, a to próbuje go skubnąc za włosy.
-Wera!- powiedział głaszcząc klacz po uszach.
-No to może wybierzemy się na jakąś przejażdżkę obok rzeki. –zapytałam idąc do bramki by ją otworzyć.
-Może być. –powiedział drapiąc się po głowie.-A o której?
-Pfuu, ja tu jestem cały dzień. No więc ok. 13?-zapytałam.
-Może być. –odpowiedział i wrócił z klaczą w miejsce na,którym był przed naszym spotkaniem.
Postanowiłam, że dość już tego ćwiczenia. Więc wyszłam z Heart’em z padoku pojedynczego i swobodnie wróciłam z nim do boksu, w którym czekała na mnie nie miła niespodzianka.
-Co jest!?- krzyknęłam na widok pustego boksu.
Składa się tak, że wczoraj czyściłam boks i dość się napracowałam. Odprowadziłam konia na padok pojedynczy i zamknęłam bramkę. Wróciłam z 1 kopą świeżego siana. Rozrzuciłam je niedbale po całej posadce boksu. Było ok. 10.00. Dziś już go karmiłam troszkę. Ale postanowiłam, że jeszcze go dokarmię. Poszłam do paszarni z jego rozpiską i nasypałam trochę owsa, jęczmieniu i jeszcze takiej paszy czerwonej. Zabrałam 3 dokładnie wymyte marchwie i poszłam do boksu ulubieńca.
-Proszę kochany.-powiedziałam dając Heart’owi wiadro z karmą na padok.
Jest takim grubasiem. Na sianie położyłam 3 marcheweczki. Oczyściłam żłób z wczorajszego codziennego posiłku. Do poidła wlałam czystą wodę i poszłam na padok po wiadro by je wyczyścić. Wzięłam je i wysypałam resztki jedzonka do złobu. Inne wiadro wzięłam i poszłam po witaminy musujące do wody (dla koni oczywiście). Nalałam czystej i letniej wody do wiadra i wrzuciłam 1 tabletkę. Nie chciałam z tym przesadzać. Wyszłam na padok z wiadrem i zobaczyłam widok. Utaplanej świnki w błotku. Coś mi tu nie pasuje. Świnki? A nie, to koń.
-Oj Heart! –krzyknęłam do konia, który od razu odwrócił się do mnie łbem i nadął chrapy.
Znowu trzeba go myć. To nawet przyjemne zajęcie. Szybko pobiegłam do akademika. Zarzuciłam krótkie spodenki i bikini. Wzięłam moją kotkę na ręce i uwiązałam jej smyczkę przy obróżce. Pogoniłam znowu do stajnii. Kotkę zostawiłam w boksie nie ma szansy, żeby zwiała.
Konia zaprowadziłam do myjki. Przytargałam do myjki jego ręcznik, który ważył na pewno z 3 kg. Albo może ja taka wątła? Więc odkręciłam strumyk na słabiutko i zaczęłam od nóg. Powędrowałam wodą wyżej aż po grzbiet następnie pysk oczyszczałam ręką. Gdy był już umyty z błotka to szamponem namydliłam całego poodopiecznego. Zmyłam szampon i podniosłam jego kopystkę. Wyjęłam wszystkie „dziwne rzeczy”, które „przypadkiem” znalazły się w nich. Pobiegłam przez stajnie a koń za mną. Chwyciłam uwiąz i zaczęłam biec szybciej. Koń biegł zaraz za mną. Wybiegliśmy ze stajni i pobiegliśmy w stronę lasu. Ja się już zmęczyłam a koń był już suchy, więc zawróciłam a koń zawinął ogon ze mną. Szliśmy już powoli. Dotarliśmy do stajni szybko. Przywiązałam go do miejsca gdzie się siodła i przyniosłam oliwkę do sierści. Nabrałam trochę na rękę i posuwistymi ruchami wcierałąm w sierść konia.
-To jedziemy?- usłyszałam głos męski.
<<Edward?>>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)