Wsiadłem do autobusu napakowany zakupami. Czułem się trochę jak kobieta wychodząca z centrum handlowego, bo w końcu chodzenie do sklepu innego niż spożywczy zdarzało się u mnie raz na miesiąc lub dwa.
Usiadłem koło okna i westchnąłem z ulgą. Mimo że noszenie osprzętu konia było dla mnie codziennością, to jednak nie były to długie dystanse - ten od sklepu jeździeckiego do przystanku należał do dłuższych. Szczególnie jak za wszelką cenę próbowałem nie zrzucić niczego na ziemię co w moim wydaniu wyglądało trochę komicznie.
"Następnym razem zamawiam przesyłkę" mruknąłem do siebie w myślach.
******
Wyskoczyłem szybko i podtruchtałem do siodlarni. Otworzyłem ramieniem drzwi i znalazłem wolny stojak na siodło. Położyłem na nim ciemne siedzisko, jasno błękitny czaprak, a owijki i czyste, nowe szczotki włożyłem do skrzyni. Napatrzę się na to później - chociaż może nie, bo już dziś planowałem przetestować sprzęt. Wstałem i obejrzałem krytycznym okiem efekt. Uśmiechnąłem się mimo woli kiedy ujrzałem srebrną, małą plakietkę nad stojakiem "Jutrzenka".
Wyszedłem ze stajni, podążając do akademika. Zasłużyłem sobie na ciepłą herbatkę.
Kiedy znalazłem się w kuchni z ulgą stwierdziłem że nikogo w niej nie ma. W takim wypadku moimi dwiema lewymi rękami postawiłem szklankę jakimś cudem jej nie tłukąc i zrobiłem te wszystkie nudne czynności jakie się robi przy herbacie. Odwróciłem się po chwili i moje serce dostało chwilowego zawału.
W drzwiach stała płomiennoruda dziewczyna patrząc na mnie niepewnie. Dopiero po chwili ogarnąłem że gapię się na nią z przerażeniem. Szybko się wyprostowałem i obdarzyłem ją uśmiechem.
- Ehm ... - zacząłem. - Następnym razem ostrzegaj jak będziesz stać tak za mną.
Ta spaliła buraka i wymamrotała coś co pewnie oznaczało ciche przeprosiny. Stwierdziłem jednak że nasze poznanie nie może się tak skończyć więc dodałem wyciągając rękę:
- Jestem Edward. A ty pewnie jesteś ta nowa?
Dziewczyna ostrożnie potrząsnęła moją ręką.
- Jestem Jennefer. - odpowiedziała trochę odważniej.
Zaległa między nami typowa cisza dla takich momentów. Mimo że często się powtarzała, jeszcze nie znalazłem idealnego sposobu by ją zgładzić w jakiś sensowny sposób. Dlatego więc zastosowałem typowe pytanie:
- Oprowadził cię ktoś?
- Nie. - przyznała Jennefer, z ulgą przyjmując koniec ciszy. - W sumie jesteś pierwszą osobą którą tu poznałam. Oczywiście, nie myśl że teraz będę dla ciebie milutka. - uniosła brew.
- Szczerze mówiąc, na nic takiego nie liczyłem. - odpyskowałem jej i wyminąłem ją. - Jeździsz konno prawda?
- No raczej. Jesteśmy w Jeździeckiej Akademii. - mruknęła ale poszła za mną.
Zignorowałem ją nonszelancko i zadałem kolejne pytanie choć jak teraz myślę, nie było w nim znaku zapytania.
- W takim wypadku myślę że się nie obrazisz jak pokażę ci tutejsze tereny. - nacisnąłem na klamkę i otworzyłem drzwi. - I tak musiałem się wybrać do lasu.
- Przecież ja cię nawet o to nie prosiłam. - zaprotestowała dziewczyna ale wiedziałem że i tak za mną pójdzie. Tak też zrobiła. Nie wiedziałem na jakim jest poziomie lecz nie interesowałem się tym zbytnio. Przecież nie mam zamiaru jakieś dzikie galopy na łące odprawiać. Chyba...
Poszliśmy do głównej stajni, gdzie zaprowadziłem ją do siodlarni. Odwróciłem się, a kiedy zobaczyłem że Jennefer do końca nie wie co zrobić, w myślach zakląłem swoją wspaniałomyślność.
- Myślę że możesz wziąć Oriona. - powiedziałem do niej i wskazałem jego osprzęt, po czym dodałem z uśmiechem. - Jeśli faktycznie jesteś dobra, nie powinnaś spaść.
Ona tylko przewróciła oczami i sięgnęła po siodło po czym wyszła. Sam ruszyłem za nią, ale zamiast wejść do któregoś boksu wyszedłem na dziedziniec by ruszyć w stronę prywatnej stajni. Strasznie dziwnie się czułem idąc w tamtą stronę, jakbym szedł tam nielegalnie do czyjegoś konia, a nie do swojego. Stłumiłem jednak to uczucie a kiedy znalazłem się w środku położyłem wszystko na boksie.
Jutrzenka wysunęła zaciekawiona łeb z boksu i trąciła mnie chrapami w ramię.
- Idziemy na przejażdżkę. - powiedziałem wyciągając szczotki. - Z nowym towarzyszem i nowym sprzętem. Cieszysz się?
Klacz jakby w odpowiedzi, zarżała cicho i dała mi się wyczyścić. Nie była brudna, więc tylko strzepnąłem jej kurz z grzbietu i szybko ubrałem.
Wyszedłem na zewnątrz i z dali ujrzałem dziewczynę z przygotowanym już luzytańskim wałachem. Wsiadłem więc na folblutkę i dojechałem do niej. Jutrzenka była niesłychanie miękka i szła tak sprężystym i szybkim krokiem, że myślałem iż zacznie za chwilę kłusować a potem puści się dzikim galopem.
- Chodźmy więc! - zawołałem i ruszyłem do lasu.
<Jenn? xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)