czwartek, 6 października 2016

Od Helen C.D Castiela

Gdy tylko wyszłam od Castiela skierowałam się w kierunku mojego pokoju.
Kiedyś w takiej sytuacji od razu poszłabym do siostry lub konia. Tak się składa, że nie mam już ani jednego, ani drugiego.
Czy ja go kocham?
To w sumie zasadnicze pytanie. Jasne lubię go, ale czy to coś znaczy?
W pokoju zwinęłam się w rogu kanapy. Długo jednak nie wytrzymałam w takiej pozycji.
Wstałam i podeszłam do lustra.
Wyglądałam jak zwykle, jedyne zmiany jakich mogłam się doszukać to czerwone wypieki na polikach i błysk w oku.
Nie będę niczego przed sobą ukrywać: podobało mi się całowanie z nim. Przez moment zapomniałam o wszystkich i wszystkim, jedyne czego pragnęłam to być blisko niego.
Gdybym była odważna, poszłabym do niego do pokoju właśnie teraz. Nie marnowałabym czasu na durne przemyślenia.
Czy to coś znaczy?
W głowie kotłowało mi się milion pytań bez odpowiedzi i następne milion myśli.
Przypomniałam sobie coś co kiedyś mówiła mi Carmen. Miała wtedy 14 lat i wtedy znalazła sobie pierwszego (tak się składa, że także ostatniego) chłopaka.
- Może nie jest moim życiem - powiedziała wtedy - Może nie oddałabym za niego życia. Ale związki muszą się rozwinąć. Zaczyna się od zakochania, przechodzi w romantyczne początki, a kończy na związku kompletnym. Może nam też się uda? Zdecydowanie podoba mi się Rafael, więc może jest dla nas jakaś nadzieja...?
Ich związek z początku był wątły, rzadko się widywali, ale po pół roku byli w sobie zakochani po uszy. Byli razem aż do końca dni mojej siostry, a kiedy ona umarła, on wylądował w psychiatryku. Niedługo potem z niego uciekł i popełnił samobójstwo.
Potrząsnęłam głową, żeby oczyścić myśli.
Nie mogę myśleć o Carmen, nie teraz. Zawsze robi mi się smutno, a teraz to ostatnie czego potrzebuje.
- Myśl, Helen - mruknęłam do siebie - Co robić?
Szczerze powiedziawszy nie miałam pojęcia.
Postanowiłam iść na dwór. Dokładniej - do koni. Może mi pomogą...?
Ruszyłam przez korytarz, chwilę później byłam już na podwórzu.
- Nie będę budzić koni - szepnęłam sama do siebie
Ruszyłam więc do lasu. Było bardzo ciemno. Zazwyczaj trochę bałam się ciemności, ale dziś miałam zbyt wielki mętlik w głowie, żeby się przejmować.
Przez chwilę wędrowałam po lesie, ale szybko skierowałam się na plażę.
Gdy dotarłam na miejsce zobaczyłam postać stojącą na brzegu.
Kto chodzi o takiej porze nad jezioro...?
Podeszłam kawałek i rozpoznałam postać.
Był to Castiel.

<Cas? Nie takie dobre jak Twoje, ale bywa...>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)