sobota, 8 października 2016

Od Edwarda - zadanie 9

Pewnego cudownego poranka, podszedłem do tablicy ogłoszeniowej postawionej przy drzwiach akademika. Jak zawsze wywieszone były okoliczne zawody czy informacje o odwołaniu jakiegoś kółka. Ale moje oczy przykuła jakaś bezbronna, biała kartka powieszona na upych gdzieś z boku. Na samej górze widniał napis: "Konkurs Piękności!" i na początku myślałem że sobie z nas żartują ale gdy przeczytałem trochę dalej odetchnąłem z ulgą. Na szczęście był to konkurs dla koni nie dla ludzi, więc chociaż jedna dobra informacja w tym dniu.
Napisano tam że odbędzie się on dziewiątego października czyli zaledwie jutro. Zacisnąłem zęby i zamyśliłem się na chwilę. Nie jestem dziewczyną i nie odróżniam czerwonego od bordowego ale przecież to nie o to w tym wszystkim chodzi, prawda?
Postanowiłem że mimo mojego niskiego znawstwa mody, spróbuje swych sił. Teraz jednak były ciekawsze zajęcia na głowie - jak na przykład wymarzone śniadanie i teren z pławieniem koni. Ah, soboty to jednak cudowny wynalazek.
****
Wsiadłem na podekscytowaną Werę której kopyta nie mogły utrzymać się w jednym miejscu. Nawet kiedy wsiadłem na jej miękki grzbiet wciąż tańczyła pode mną. Podałem jej lekko łydkę by dołączyła do reszty koni. W skład wchodzili - Minnie, Soft, Sifil, Eldorado, Magic, Wings, Avery, Brave, Severus, Lemon, Demeter oraz Laydy. Zwartą grupką wjechaliśmy do lasu za panią Sue Old i już po kilku minutach rozgrzewki zaczęły się kłusy. Niektórzy podskakiwali w siodłach niczym piłeczki, inni trzymali się mocno grzbietów co i tak i tak wyglądało komicznie. Ja zapewne nie wyglądałem lepiej, sądząc po tym że hucułka mimo miękkich pleców wybijała niczym młoda sarenka (nie, nie jeździłem na młodych sarenkach).
Dojechaliśmy tak do jeziora, nie koniecznie koń za koniem ponieważ wiele osób wyjeżdżało na boki i tak jak na przykład Soft oraz Magic dogalopowały do przodu i potem musiały zatrzymywać się i wjeżdżać ponownie w zawiły wężyk koni.
Od razu rozległ się chlupot końskich kopyt o wodę i gdy już wszyscy wleźli do jeziora zaczęła się dziwna chlupotanina pomiędzy nami.
*****
Następnego ranka, wstałem tak gwałtownie że walnąłem w materac łóżka nade mną. Na nieszczęście należało do Alexandry która wychylając się zza ramy, obrzuciła mnie karcącym spojrzeniem i poszła dalej spać z twarzą w poduszce.
Stłumiłem ochotę zabrania jej kołdry i po przebraniu się wyszedłem na dwór. Już kilka osób których nie znałem czyściło konie, więc ja również nie chciałem być gorszy i zajrzałem do Wery o.
- Hej, Werka. - szepnąłem do klaczki która spała jeszcze z półprzymkniętymi oczami. Wsypałem jej na zachętę kilka przysmaków do żłoba na których dźwięk podniosła łeb. Zaśmiałem się z jej ożywienia i wślizgnąłem się do jej boksu, trzymając w ręku jej (jeszcze) czysty, fioletowy kantar i uwiąz. Dała sobie go założyć ale z wyciągnięciem miałem większy problem, ponieważ trochę oponowała wąchając z tęsknotą żłób.
- Nie mam więcej. - prychnąłem rozbawiony i w końcu wyprowadziłem ją na koniowiąz na dworze, jako że pogoda sprzyjała. - Ale po wszystkim poszperam w szafie, może znajdę coś dla spragnionej łakoci klaczy.
Wyciągnąłem ze skrzyni najpierw zwykłą miękką szczotkę oraz zgrzebło, po czym wyczesałem tym drugim wszystkie sklejki. Gdy już uporałem się z każdą stroną strzepnąłem cały kurz z którego zrobiła się szara, spora chmura.
Wera dała mi przeczesać wszystkie jej włosy na grzywie na jedną stronę po czym zacząłem je układać grzebieniem. Trochę mi to zajęło, a nawet więcej niż trochę, ale w końcu się z tym uporałem. To samo zrobiłem z ogonem z którym był dwa razy mniejszy kłopot, po czym wyciągnąłem gumki z pojemnika.
Postanowiłem że zrobię jej siatkę ponieważ, cóż ... oprócz warkoczy i koreczków była to jedyna fryzura którą nauczyła mnie kiedyś moja siostra, Michaline. Ona również pałała ogromną miłością do koni ale ostatnio jakoś ją zaniedbała tracąc głowę przy opiece nad swoim rodzeństwem.
Próbowałem sobie przypomnieć jak to się robiło, ale minęło kilka prób zanim uzyskałem zadowalającą formę jej grzywy.
Nie próbowałem wymyślać jakiś dziwnych rzeczy na ogonie, więc uplotłem jej warkocz dobierany.
Nie zrobiłem z niej może bóstwa na którego widok każdy by padał na kolana, ale byłoby trudno o coś takiego z moimi umiejętnościami. Dlatego wypastowałem jej jedynie kopyta by błyszczały tak mocno by nawet w mieście widziano ich blask i zaprowadziłem ją na halę, gdzie podobno miała się zakończyć konkurencja.
Gdy tam wszedłem, zobaczyłem kilka koni i osób - może z dwanaście - oraz panią Elizabeth Rose, która ustawiała wszystkich w idealnym szeregu.
Stanąłem z boku, psując jej trochę kompozycje ale zaraz do mnie podeszła i przesunęła trochę do tyłu. Zrobiła kilka zdjęć, jak to przystało na każdych zawodach i powiedziała byśmy po kolei przeszli się po hali każdym chodem. Obserwowałem grację każdego z nich a kiedy nadeszła moja kolej, czułem jakbym potykał się o własne nogi. Wera nie była może pięknym, szlachetnym arabem ale nie wyglądała wcale tak komicznie (przynajmniej tak mi się wydawało).
Po kilku minutach instruktorka powiedziała:
- Według naszych opinii - tu wskazała na stojących z tyłu pana James`a, panią Alison oraz pana Gilbert`a. - Wychodzi na to że zwycięzcą tegorocznych, mini zawodów piękności jest ... Sifil i Brit! Drugie miejsce zajęła Renee oraz Alaska, trzecie ... - wymieniała aż dotarła do szóstego - .... Edward z Werą o - zajęli szóste miejsce!
No cóż, zawsze coś. Poza tym całkiem zacnie bawiłem się przy zaplataniu grzywy klaczy i przy okazji przypomniałem sobie wszystkie te zawijasy z gumkami.
Potem już tylko odstawiłem hucułkę do boksu zostawiając ją z fryzurą. "Może jutro będzie miała wielki, falowany busz na głowie? pomyślałem, Ciekawie by to wyglądało, nie przecze". No i wygrzebałem obiecane przysmaki dając je zadowolonej Werce do schrupania.

Dosatjesz 45 p

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)