- LILY! - zawołałam. Dziewczyna spadła z konia. Chwyciłam za wodze Moon. Odprowadziłam oba konie do pobliskiej jaskini, i je tam przywiązałam. Natychmiast podbiegłam do Lily. Wzięłam jej nieprzytomne ciało na ręce i przybyłam do jaskini. Na deszczu starałam się znaleźć gałęzie, dzięki Bogu miałam zapałki, więc mogłam rozpalić ogień. Wyjrzałam na zewnątrz - zapadła noc. Na dworze nadal się błyskało, bałam się, lecz ktoś musiał nakarmić konie. Wyciągnęłam z plecaka dwa pęczki marchewek. Wierzchowce zachowywały się nerwowo. Kiedy wybiła północ w końcu położyłam się spać. Następnego ranka była wspaniała pogoda. Na niebie nie było ani jednej czarnej chmurki. Rozejrzałam się po grocie. Lily zaczęła się wybudzać.
- No dzień dobry. - zaczęłam.
- Gdzie jesteśmy? - zapytała dziewczyna zaniepokojona.
- W jaskini. Musimy szybko wrócić do stajni, musimy przebadać konie. Poprowadzę Moon, ty przejedź się na Gypse. - stwierdziłam.
< Lily?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)