sobota, 8 października 2016

Od Helen do Luny - zadanie 7

Rozejrzałam się szybko po stołówce. Ludzie jedli, śmiali się i gadali. W końcu dostrzegłam tego, czego szukałam - blond kitę Luny. Przysiadłam się do nich. Przy stole siedziało kilka dziewczyn.
- Cześć wam - przywitałam się
Kilka z nich odpowiedziało. Luna uśmiechnęła się do mnie szeroko.
- Luna, mam do Ciebie sprawę... - zaczęłam
Przerwała mi ruchem ręki.
- Może potrzebujesz pomocy z doborem koloru cieniu do powiek?
- Nie raczej nie o to chodzi, ale chciałam poćwiczyć dziś popołudniu crossa. Piszesz się na to?
- Tak, chętnie. Wezmę Wings - odparła
- Ja chciałam ją wziąć, ale jak ty chcesz to nie ma sprawy. Wezmę... - zastanowiłam się chwilkę - Avery. Muszę teraz lecieć się pouczyć, ale wtedy 17 pod stajnią? - spytałam
- Tak, do zobaczenia - pomachała mi na odchodne.
~~ * ~~
- Gotowa? - Luna podeszła do mnie prowadząc Wings.
- Już prawie - podciągnęłam popręg - Owszem, gotowa. Jedźmy.
Obie wsiadłyśmy na konie i ruszyłyśmy w stronę lasu. Na początku jechałyśmy stępem, rozmawiając ile wlezie. Paplałyśmy o wszystkim i o niczym. W pewnym momencie jednak Luna oznajmiła:
- Jedziemy kłusem. Konie zaraz zasną.
- Jasne, chodźmy - popędziłam konia do kłusa.
Jechałyśmy tak chwilę w ciszy. Jednak chwilę później się odezwałam:
- Prr, koniku - zatrzymałam Avery
- Co się stało? - spytała Luna, która zatrzymała się kilka metrów dalej
- Tam coś jest - wskazałam krzaki
- Pewnie zając - odparła beztrosko i ruszyła dalej.
Nie zaszła jednak daleko, bo już po chwili z krzaków wyskoczyło coś szarego.
Wings stanęła demba.
- Łoo! Już dobrze - uspokoiła konia Luna. Udało jej się pozostać w siodle. Teraz odwróciła się do mnie szeroko uśmiechnięta - Duży ten zając
- Za duży jak na mój gust. Na litość boską, cofnij się kawałek - poprosiłam ją. Trochę wystraszyłam się widoku dzikiego zwierzęcia.
Luna podjechała do mnie.
- Dobra, teraz spokojnie przejeżdżamy obok... - zaczęła, ale urwała na widok reszty watahy.
- To co zawracamy? - spytałam.
Wilki zatrzymały się na środku ścieżki. Jeden zaczął sobie wylizywać łapę.
- Nie no, teraz to mam ochotę na tego crossa. Pojedziemy inną drogą - zawróciła i podjechał kilkanaście metrów kłusem - widzisz? Tu jest ścieżka. To jest trochę na około, ale za pół godziny powinnyśmy być na miejscu. To co, trochę galopu?
Przytaknęłam, a chwilę później jechałyśmy już ścieżką z wiatrem smagającym naspo twarzy. Po 20 minutach zwolniłyśmy do kłusa, a po następnych 10 do stępa.
2 godziny później nadal jechałyśmy ścieżką.
- Em, Luna? To jest na pewno dobra droga? - spytałam
- Oczywiście - obruszyła się - znam te tereny jak własną kieszeń. Po prostu długo nie jechałam tą drogą, i najwyraźniej jest dłuższa niż ją zapamiętałam... Jeszcze krótki galop, i za 15 minut będziemy, ok?
Pokiwałam głową .
Jednak 30 minut później nadal nie dotarłyśmy w żadne miejsce. Jakby tego mało zaczęło się już ściemniać.
- Odpocznijmy tu - zaproponowała Luna - Jeśli będziemy jeździć po ciemku to się zgubimy. Masz telefon lub latarkę?
Pokręciłam głową.
Skrzywiła się.
-Ja też nie mam... Ale mam butelkę wody, chcesz się napić?
Przytaknęłam głową, po czym pociągnęłam łyka.
- Mogę zaoferować - poklepałam się po kieszeniach - batonika. I klucze. I kilka monet.
Luna spojrzała w niebo.
- Na oko jest jakaś 21:30 - stwierdziła po czym zmarszczyła brwi - Byłam przekonana, że ta droga jest krótsza. Poznaję gdzie jesteśmy, ale chwilowo to dość daleko od akademii.
- Chcemy ryzykować powrót po ciemku czy tu zostajemy na noc? - spytałam

<Luna? :')>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)