sobota, 22 października 2016

Od Edwarda C.D Renee

Dziewczyna odwróciła się w moją stronę. Mimo panującej wokół nas nocy widziałem rysy Renee i definitywnie wyglądała lepiej niż ja w tym momencie. Mimo podkrążonych oczu, jej akurat udało się przebrać w coś bardziej podpasującego pod teraźniejszą temperaturę. Ja jednak miałem na sobie ciemny T`shirt z krótkim rękawem i doszczętnie rozwalone moim ostatnim upadkiem jeansy, przez co czułem nieprzyjemne zimno na odkrytych ramionach.
Siedziałem na niespokojnym, ciemnym ogierze który kręcił łbem i całym ciałem wręcz tańczył. Z tego co wiedziałem był to Desperado, koń dla zaawansowanych. Cóż, dopiero wczoraj dowiedziałem się że jestem w nowej grupie, a tu już dostałem się na pozbawiony siodła grzbiet rozszalałego ogiera rocky mountain. Odwrócił lekko łeb w moją stronę i spod długiej grzywki zobaczyłem białko jego oczu. To nie wyglądało obiecująco, dlatego przeżegnałem się w duchu i spróbowałem mieć obojętny wyraz twarzy, jednak nawet w ciemnościach Renee zauważyła moją niezdecydowaną minę na co zaśmiała się.
- Ale ci się trafił rumak. - prychnęła i kiedy przejeżdżała koło mnie poklepała mnie współczująco po ramieniu, chociaż czułem że nie zrobiła to z troski o mnie tylko z czystej złośliwości. Świetnie. Jak zawsze można na nią liczyć w trudnych sytuacjach.
Cieszyłem się w duchu że nie planowałem dziś kupić konia, ponieważ nie mogłem sobie wyobrazić jak ten drogocenny wierzchowiec biega przestraszony po nieznanym terenie, za nieznanymi końmi. Podziękowałem sobie - ponownie - w duchu i ruszyłem za grupką niespokojnych koni i takich samych jeźdźców.
Desperado od razu przyśpieszył do kłusa, co wykorzystałem by zrównać się z Renee, która wyglądała na zadowoloną że trafiła na Alaskę.
Pan James siedzący teraz na jakimś nieznanym mi koniu, odwrócił się do nas i wykrzyczał:
- Każdy z was tutaj zna tereny. Dlatego zbierzcie się w jakieś przypadkowe, nieważne jak ilościowe grupki, żebyście tylko nie byli sami, i rozproszcie się wszędzie! Obok każdego konia, była jakaś lina więc złapcie na nią konia a kiedy to zrobicie spróbujcie go zaprowadzić na duży padok!
Zrobiło się jeszcze większe zamieszanie niż przed chwilą - o ile się dało. Wszyscy podchodzili do siebie i wjeżdżali do lasu. Po chwili ocknąłem się i zwróciłem do Renee:
- Zostaliśmy na siebie skazani.
- Niestety tak. - mruknęła i trzepnęła mnie w głowę. Kiedy jednak to zrobiła ogarnąłem że nie mam kasku. No to, mogę się pożegnać ze swoim zdrowiem i psychicznym i fizycznym.
Przyśpieszyliśmy więc do kłusa, który nagle zamienił się galop kiedy nasze konie chciały polecieć za resztą.
- O, nie. - mruknąłem do Desperada i skręciłem w leśną dróżkę. Dziewczyna podążyła za mną i po chwili szybkim kłusem oglądaliśmy każdy krzaczek, który napotkaliśmy. W milczeniu postanowiliśmy sobie trasę - od akademii, przejdziemy do ciemnego lasu, przez plażę a następnie wrócimy przez środek lasu do ośrodka. Tak też zrobiliśmy.
<Renee? ^^>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)