czwartek, 6 października 2016

Od Renee C.D Edwarda

Siedziałam wygodnie w siodle Alaski, podczas gdy Edward miotał się, w którą stronę pojechać najpierw. Fakt faktem, niezbyt łatwo przyszło nawet mi ogarnąć tą trasę, choć sama ją jeszcze chwilę wcześniej ustawiałam.
- Dwie foule w galopie za lewym, północnym narożnikiem. – odparłam po chwili namysłu, analizując swój własny przejazd. – Jedziesz na przekątną, najpierw masz krzyżaka, potem jedna foula i stacjonata. Potem już co jedną foule masz resztę stacjonat, tam ten drugi krzyżak, lądujesz na prawej, robisz lotną a potem już wszystko z górki. Noo, przynajmniej tak mi się wydaje. – jak tylko najlepiej umiałam, niewinnie się uśmiechnęłam, zjeżdżając na przeciwległą ścianę, która mu nie była potrzebna. Pokiwał powoli głową, jeszcze kreśląc w powietrzu dokładniej przejazd, po czym skierował Magic na odpowiedni narożnik, w którym klacz zagalopowała z dobrej nogi. Alaska, widząc jak jej towarzyszka może galopować, nadstawiła wewnętrzne ucho w ich kierunku, napierając na wędzidło. Widząc że już blisko jej przejścia do „torpedy” zebrałam wodze, skupiając się na robieniu ciasnych wolt. Kątem oka widziałam jak arabka szybuje nad kolejnym przeszkodami, nie mając z żadną najmniejszego problemu. Ostatecznie, wszystko poszło wprost idealnie, nie licząc tripplebarre’a, na którym zamiast zrobić przeskok wręcz z zapasem, wyłamała do zewnątrz.
- Ona skacze wprost idealnie. – uśmiechnęłam się, widząc jak chłopak zwalnia klacz do kłusa a następnie do stępa, dojeżdżając do nas. Pogładziłam miękką szyję Alaski, kiedy ta również posłusznie zwolniła, reagując na pomoce. – Może nie przeskoczyła bo nie podobał jej się kolor drążków? – przybrałam postawę mnicha, drapiącego się po nieistniejącej gęstej brodzie, przyglądając się bordowym drążkom, odróżniającym się od tych zielonych. Edward wzruszył ramionami, przybierając na twarzy kamienną maskę, choć wiedziałam, że był zadowolony zarówno z klaczy, jak i z siebie samego.
- Naprawdę poszło wam cudnie, nie karz mi się przekonywać! – przerwałam rosnącą ciszę, która nie skutkowała zazwyczaj niczym dobrym. Podjechałam bliżej Magic, a kiedy znajdowałam się na wyciągnięcie ręki do jego wierzchowca, klepnęłam chłopaka palcatem w plecy. Ten się wyprostował, cicho się śmiejąc, co i także obiło się o moje uszy. – Teraz może inny parkur?
- Zgadzam się pod warunkiem, że jedziesz pierwsza i wszystko zrobisz w jednej prostej linii.
- Będzie od linijki, obiecuję! – zakomendowałam, ponownie już w tamtym dniu, uwiązując klacz do słupka, kiedy tylko z niej zsiadłam. Chyba już wiedziała co się szykuje, gdyż obserwowała każdy mój krok z rosnącym zaciekawieniem. Na szczęście nie widać po niej było jakiegoś szczególnego zmęczenia, a jedynie pojawiła się w okolicach wędzidła biała, delikatnie zabarwiona w zielonym odcieniu piana.
Po chwili biegania po wydeptanym piasku powstały przeszkody, ustawione w dokładnie takiej chronologii; stacjonata, okser, okser, koperta i trzy drążki, choć my mieliśmy zacząć przejazd od tychże drążków. Edward przyglądał się wszystkiemu, lecz tym razem wydawało mi się, że coraz bardziej wie, o co mi chodzi.
- No to jadę. – wsiadłam na klacz i ruszyłam ćwiczebnym, po czym zagalopowałam na długiej ścianie. Już wiedziałam że pokocham jazdy na Alasce, bo wszystkie chody ma perfekcyjnie opanowane, ze skokami również nie ma najmniejszego problemu. No i ciągnie do przodu, a to z niewyjaśnionych przyczyn uwielbiam w koniach najbardziej.
Pierwsze drążki były za nami, jak i koperta. Po trzech foulach poszybowałyśmy nad pierwszym okserem, gdzie klacz złapała chwilę zawahania, i za pewne gdybym jej w ostatnimi momencie nie zamknęła na kontakcie, całowałabym sama te pięknie wymalowane drągi. Za tą przeszkodą robiło się już nie co ciaśniej, jak to bywa w takich szeregach gimnastycznych. Tym razem czekały nas dwie foule, których wręcz nie odczułam – drugi okser już nie był jej tak straszny, więc i on został z łatwością pokonany. Cały parkur kończyła stacjonata, po której wylądowałyśmy na lewo.
- Zastanawia mnie na razie jedno – podjechał bliżej chłopak, kłusując na arabce. – Ile Ty masz jeszcze tych parkurów w głowie?
- Ojj żebyś wiedział, że całkiem dużo! – parsknęłam cichym śmiechem, przechodząc znowu do kłusa. Tym razem Alaska już była całkiem wykorzystana, więc nie sprawiało jej problemu to, że Magic tym razem zajmuje przeszkody.
<Edward?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)