- A szpital ich przypadkiem już nie powiadomił? - spytałam siego - Z tego co wiem, to szpital ma nawet taki obowiązek...
- Owszem pani Irmo! - usłyszeliśmy nagle - Obróciliśmy się, a w progu
zobaczyliśmy dwóch umundurowanych mężczyzn w czarnych garniturach.
- Kim państwo są?! - spytałam przestraszna.
- Sierżant Greg i Parker - przedstawili się - Szpital powiadomił nas o
pani postrzale - powiedział lekko się przybliżając, co mi się nie
spodobało i odruchowo zacisnęłam rękę na ręce chłopaka.
- Proszę się nie bać - powiedział łagodnie - Chcieliśmy spisać pani zeznania - powiedział stojąc nade mną.
- Ktoś chce mnie zabić - odezwałam się nagle co ich wcale nie zdziwiło.
- Niech mi pani opowie wszystko od początku - podsunął mi i usiadł na krześle obok Jonathana.
- Wydaje m się że Ci co próbują mnie zabić, stoją za wypadkiem moich
rodziców, którzy zginęli jak byłam jeszcze dzieckiem - powiedziałam na
co zmarszczył brwi - Moi biologiczni rodzice zginęli w wypadku, ale ja
jestem przekonana że to nie był wypadek... Wiem że to dziwnie brzmi ale
tak czuję... Dzisiaj zadzwonił do mnie zastrzeżony numer. Zazwyczaj nie
odbieram takich połączeń, ale myślałam że to może moim przybrani
rodzice, bo czasami dzwonią z biura, jednak to nie byli oni... Jakiś
męski głos powiedział " Znajdziemy Cię", a krótko potem ktoś nas śledził
i zostałam postrzelona - powiedziałam a on to wszystko zanotował, a
kiedy skończył, zamknął swój notes i się odezwał:
- Nie brzmi to dobrze! Wszczynamy śledztwo w tej sprawie... Jeśli ma
pani rację, to potrzebna będzie pani ochrona.... Mogę spytać z kąt pani
jest? - spytał.
- Urodziłam się i wychowywałam w Polsce, ale kiedy zostałam z siostra
zaadoptowana, to przeprowadziliśmy się do Miami - odparłam na co pokiwał
głową.
- A więc dostanie się do akt nie będzie takie proste... Musimy nawiązać
kontakt z policja w pani kraju - odparł , wstał i jeszcze rzekł - Niech
pani wraca szybko do zdrowia. Do widzenia!
- Do widzenia! - odparliśmy razem i wyszli.
- Nie spodziewałam się że będą chcieli wszczynać śledztwo! - powiedziałam do Jonathana.
- Najważniejsze jest, żeby złapali tych, co Ci to zrobili! - odparł od razu.
- Ja coś czuję, ze to jeszcze nie koniec... Tamci w lesie mogli mnie
śmiało zabić a tego nie zrobili... Albo nie chcieli mnie zabić, albo nie
wiem o co mogło chodzić! - powiedziałam głośno myśląc - Jonathan!
Uważaj proszę jak będziesz wracał do akademii! Widzieli Cię ze mną i nie
chcę żeby coś Ci się stało! - powiedziałam i spojrzałam chłopakowi w
oczy.
- Będę ostrożny! Nie martw się... - starł się mnie pocieszyć.
- Chciałabym wyjść już ze szpitala! Nie lubię ich... - odparłam na co
się uśmiechnął - Jeszcze raz dziękuję - powiedziałam i uśmiechnęłam się
do niego.
< Jonathan? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)