wtorek, 20 września 2016

Od Alexandry do Leo - zadanie 1

Obudził mnie budzik Lucas'a. Sądziłam, że chłopak zaraz go wyłączy jednak natrętny dźwięk nadal rozchodził się po pokoju.
-Ty debi*u wyłącz go!-Warknąłem rzucając w Luka poduszką. Szatyn zwlekł się z łóżka i wyłączył dzwoniący przedmiot. Odetchnąłem głęboko odwracając się na drugi bok, jednak po chwili poczułam jak moje cztery litery zderzają się z ziemią.
-Jest 9:35, miałaś wstać pół godziny temu.-Mruknął chłopak, który bezczelnie zrzucił mnie z łóżka.
-Cham-Prychnełam pod nosem wstając.
-Też cię kocham.-Odparł sarkastycznie kładąc się spowrotem do łóżka. Jęknęłam i skierowałam swoje kroki do łazienki. Szybki, zimny prysznic orzeźwił moje zmysły. Założyłam szare bryczesy, czerwoną bluzkę i na to jeszcze narzuciłam czarną bluzę. Związałam włosy w kite, założyłam oficerki i ruszyłam do stajni. Po drodze zahaczyłam o stołówkę, z której zabrałam dwa jabłka. Jedno przekąsiłam w drodze, a drugie wrzuciłam do żłobu Riwera. Zabrałam sprzęt ogiera i położyłam go na stojaku przed boksem. Założyłam marwari kantar i wyprowadziłam go na korytarz. Miałam to szczęście, że ogier nie był zbytnio brudny. Przejechałam kilkakrotnie miękką szczotką po jego sierści, a następne wyczyściłam jego kopyta. Założyłam czerwony czaprak na grzbiet Riwera, a następnie ostrożnie nałożyłam siodło. Kiedy ogier był gotowy wyprowadziłam go ze stajni. Założyłam kask i wyregulowałam długość puślisk. Włożyłam nogę w strzemię, odbiłam się od ziemi przekładając nogę nad zadem konia. Zebrałam delikatnie wodze i przyłożyłam łydki do boków Riwera. Ogier ochoczo ruszył w stronę lasu. Po około dziesięciu minutach podziwiania okolicy w tempie stępa ruszyliśmy kłusem. Kiedy uznałam, że marwari jest wystarczająco rozgrzany przyłożyłam mocniej łydki. Ogier od razu ruszył galopem. Dałam się porwać uczuciu, które towarzyszyło temu pędowi. Dojechałam aż za jezioro, kiedy zerwał się ostry wiatr i z daleka zaczęły nadciagać ciemne chmury. Zawróciłam konia i ruszyłam kłusem, a następnie galopem. Nagle kiedy jechaliśmy przez las przed nami spadła gałąź. Riwer sploszony stanął dęba, ja nie przygotowana na taki obrót spraw spadłam na ziemię. Zanim się podniosłam po ogierze nie było śladu. Zaczęłam iść w stronę stajni lekko kulejac. Nadomiar złego z nieba zaczął lać siarczysty deszcz.
Było mi strasznie zimno, jednak szłam dalej. Po pół godzinie miałam dosyć. Do stajni zostało mi może z dziesięć kilometrów. Zazanowana usiadłam pod drzewem. Opatuliłam się bluzą, która i tak była mokra. Zaczęłam pocierać dłońmi ramiona, żeby choć ciut się rozgrzać. Oparłam się o pień i na chwile musiałam przysnąć.
-Czy piękna pani nie potrzebuje podwózki?-Obudził mnie dopiero głos chłopaka na koniu, który zatrzymał się obok mnie.
-Może i potrzebuje.-Odparłam wstając. Nieznajomy wyciągnął w moją stronę dłoń. złapałam ją, a chłopak wciągnął mnie na grzbiet Eldorado. Objęłam delikatnie nieznajomego w pasie, żeby nie spaść.
-Skąd wiedziałeś, że tu jestem?-Zapytałam kiedy skierowalismy się stępem w stronę stajni.
-Nie wiedziałem. Zobaczyłem jak Riwer wpada sploszony do stajni. Zająłem się nim, a potem osiodłałem Eldorado i ruszyłem po śladach kopyt.-Odparł odstawiając delikatnie lewą wodze, żeby wałach skręcił.-Tak w ogóle to nic ci nie jest?
-Chyba skręciłam kostkę, ale to nic groźnego.-Powiedziałam, a chłopak kiwnął głową. Po półgodzinie dotarliśmy do stajni. Nieznajomy pomógł mi zsiąść, a następnie odprowadził konia do boksu.
-W którym pokoju mieszkasz?-Zapytał zaciągając siodło z wałacha.
-W 52.-Odparłam trzęsąc się z zimna.
-Idź się przebierz, a ja zaraz przyjdę.-Powiedział, a mi dwukrotnie nie trzeba było powtarzać.
Szybki znalazłam się w pokoju, zabrałam suche ubrania i udałam się do łazienki. Wzięłam gorący prysznic, po czym założyłam przygotowane ciuchy. Kiedy wyszłam z łazienki Nieznajomy siedział na kanapie, a obok niego leżał gruby koc, a na stoliku stał kubek i tabletki. Usiadłam obok niego i opatuliłam się szczelnie kocem.
-Dziękuję.-Szepnęłam, a brunet się uśmiechnął i podał mi kubek z gorącą czekoladą i proszki. Połknęłam dwie tabletki i popiłam je gorącym napojem, który rozgrzewał moje ciało od środka. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy.
-Czemu mi pomagasz?-Zapytałam. Była to dla mnie nowość, przez te wszystkie lata ludzie mnie olewali i za każdym razem powtarzali "Licz tylko na siebie". Spojrzałam.na chłopaka wyczekujac odpowiedzi.
Leo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)