piątek, 23 września 2016

Od Shiry do Luny

Wyszłam z mojego pokoju. Byłam przygotowana na pierwszą lekcję jazdy w nowej akademii. Weszłam do stajni. Zobaczyłam tam Laydy - klacz na której miałam jeździć. Poszłam do siodlarni gdzie znajdowały się szczotki, uzdy i siodła dla koni. Wszystko dla Laydy zostało już wzięte koło niej, ale siodło zostało. Więc sama je zaniosłam.
- Pomóc Ci? - Zobaczyłam Lunę.
- Nie trzeba - Powiedziałam
- Jeśli chcesz mogę pomóc Ci z czyszczeniem.
- Jeśli chcesz.
Doszliśmy. Klacz stała sobie spokojnie w boksie. Otworzyłam drzwiczki i weszłam do niej. Założyłam jej uzdę. Wzięłam zgrzebło, Luna włosie i zaczęliśmy. Gdy skończyliśmy, Luna pomogła mi założyć siodło na grzbiet Laydy.
- Dzięki - powiedziałam.
- Nie na za co - Odpowiedziała.
- Na jakim koniu jeździsz?
- Na Daimond. To mój własny koń.
Zaprowadziłam Laydy na halę. Podeszłam. Z lewej strony wyciągnęłam strzemiona, wsiadłam na siodło i coś robiłam. Czułam niepokój. Obok mnie jechała Luna, która powiedziała mi, że nic się nie stanie. Miała rację. Jedyne, co zrobiła klacz, to bardzo szybko kłusowała. Umiem szybki kłus, ale galop - nie zbyt. Gdy skończyłam, miałam odprowadzać klacz, ale Luna zaproponowała mi wspólną przejażdżkę.
- Pewnie! - Odpowiedziałam i ruszyliśmy.
<Luna?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)