sobota, 17 września 2016

Od Alexandry - zadanie 2 C.D Matteo


-Powinnam ci się jakoś odwdzięczyć.-Odparłam zerkając od czasu do czasu na Lune.
-Nie trzeba.-Odparł odchodząc.
-Oj trzeba.-Szepnęłam pod nosem. Skończyłam czyścić Wings i odprowadziłam ją do boksu. Wróciłam do pokoju i zaczęłam powoli wprowadzać mój plan w życie. Przyszykowalam koszyk, koc, sztućce i jakieś pierdoły w postaci świeczek, serwetek i takich tam. Zadowolona z siebie odłożyłam kosz na bok i poszłam spać. Kolejny dzień zapowiadał się pracowicie. Rano pojechałam do miasta, po ciasto, napoje, talerzyki, owoce i jakieś smakołyki. Zapakowałam wszystko do koszyka i ruszyłam do pokoju Matteo. Szatyn otworzył drzwi, a ja wepchałam mu kosz w ręce.
-Teraz szykujesz się, ubierasz zajebiście, idziesz na polane przy plaży, rozkładasz koc i wszystko co jest w środku i czekasz. Resztę zostaw mi.-Powiedziałam i zmyłam się zanim chłopak o cokolwiek zdążył zapytać. Ruszyłam do stajni gdzie wyczyściłam Riwera . Po godzinie poszłam do Luny. Złapałam dziewczynę kiedy kręciła się po stajni.
-Luna! Musisz mi pomóc. Grupka nowych zgubiła się na polanie przy plaży, a mnie wezwał twój ojciec na rozmowę.-Czasami trzeba trochę minąć się z prawdą.
-Spoko, już idę.-Dziewczyna ruszyła czym prędzej w stronę polany.
-Zaliczone.-Uśmiechnęłam się tryumfalnie.-Teraz tylko trzeba ogarnąć ich robotę.
Ogarnęłam boksy wszystkich czterech koni i zabrałam się za ich czyszczenie. Przy podopiecznych Luny nie wszystko poszło zgodnie z planem, jednak koniec końców udało się.
Atlantic i Expresso stały na padokach, kiedy niebo zaszło chmurami. Spojrzałam w kierunku drogi prowadzącej na łąkę. Matteo i Luna długo nie wracali... Co oznaczało, że mój plan wypalił.
Siedziałam w pokoju, kiedy nagle niebo przeszył piorun i zaczął padać siarczysty deszcz. Wybiegłam z pokoju i skierowałam się w stronę padoków. Czym prędzej złapałam Expresso i zaprowadziłam ją do boksu. Następnie pobiegłam po Atlantico. Wałach szalał po padoku próbując się wydostać. Jednym ruchem przypiełam uwiąz do kantaru i zaczęłam prowadzić go do stajni. Rozglądałam się dookoła i zauważyłam Matteo wracającego z polany. Nie wyglądał na szczęśliwego. Chłopak spojrzał na mnie, a potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Niebo rozdarła kolejna błyskawica, a kopyta wałacha przecięły powietrze tuż koło mojej głowy. Starałam się go uspokoić jednak nic to nie dało. Koń wspiął się kolejny raz trafiając mnie tym razem w lewe przedramie.

Upadłam na ziemię i zanim straciłam kontakt ze świadomością widziałam jak Atlantico rusza do stajni galopem, a w moim kierunku biegnie Matteo...
Uchyliłam lekko powieki i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Szybko zorientowałam się, że znajduję się w swoim pokoju. Chciałam wstać jednak czyjaś dłoń przyszpiliła mnie do łóżka.
-Nie podnoś się.-Szepnął szatyn siadając obok mnie. Przetarłam twarz prawą dłonią i zerknęłam na chłopaka.
-Co się stało?-Wychrypialam, a Matteo podał mi szklankę z wodą i jakiś proszek. Połknęłam tabletkę i popiłam ją wodą.
-Egchmmm, zaczynając od tyłu to masz złamaną rękę w przedramieniu, jesteś poobijana i możesz mieć lekki wstrząs mózgu, ale pielęgniarka powiedziała, że możesz leżeć w swoim pokoju i kazała mi ciebie pilnować jak byc co.-Odparł odstawiając szklankę na szafkę. Jęknęłam patrząc na gips na mojej ręce.
- A od przodu? Wszystko pamiętam jak przez mgłę.-Szepnęłam, na co Matteo westchnął.

Matteo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)