piątek, 30 września 2016

Od Irmy – Zadanie 8

Niedługo miał się u nas odbyć rajd konny, w którym zamierzałam wziąć udział. Był tygodniowy, więc był bardzo długi i wyczerpujący dla wszystkich koni jak i jeźdźców. Miał być podzielony, gdyż nie można było wszystkich jeźdźców naraz wystartować! Tak więc, rajd był trzy dniowy. Termin zawodów zbliżał się wielkimi krokami a ja z Jumperem coraz mocniej trenowałam. Często nie było mnie w akademii lecz później odrabiałam to po zajęciach… Pomagali mi także niektórzy nauczyciele w przygotowaniach. Pomagała mi instruktorka crossu Pani Cecylia Frau, Pani Mondgomery Smith oraz Pani George Lee. Wszystkie instruktorki mnie strasznie cisnęły i nie miałam czasu na chwilę wytchnienia! Zależało mi na dobrym starcie w tych zawodach! Cały czas trenowałam i sprawdzałam jak się czuje Jumper, bo to na nim chciałam wystartować i trenowałam z nim ciężko. Troszkę się denerwowałam, gdyż nigdy nie startowałam w żadnych rajdach i bałam się, że mogę sobie nie poradzić… No cóż! Trema była!
Najwięcej czasu jednak spędzałam z Panią George, ponieważ to ona przygotowywała do rajdów długodystansowych. Znała się na tym najlepiej, więc treningi z nią traktowałam bardzo poważnie. I stawiałam je na pierwszym miejscu. Z samego rana wstałam na trening. Zwlekłam się leniwie z łóżka i ziewnęłam. Poszłam szybko do łazienki się odświeżyć, ubrałam się i szybko zbiegłam na dół. Przy okazji wypuściłam moją suczkę Blue na dwór; Pobiegłam do stajni, żeby przygotować Jumpera. Koń przywitał mnie radośnie i już grzecznie czekał. Na karmiłam go, dałam mu wody, później wyprowadziłam go na chwilkę na padok i posprzątałam jego boks. Troszkę czasu mi to zajęło lecz w końcu się zebrałam i byłam gotowa. Przebrałam się w strój do jazdy konnej, założyłam kask i osiodłałam konia.
Spojrzałam na zegarek. Miałam jeszcze pięć minut! Szybko wsiadłam na konia i popełznąłem go w kierunku toru crossowego. Tam już czekała na mnie instruktorka.
- Spóźniłaś się Irma! - powiedziała na powitanie.
- Wiem! Przepraszam ale jakoś mi to troszkę dłużej zeszło z oporządzaniem konia.
- Nie toleruję wymówek! Niedługo zaczyna się długi rajd, a Ty i Jumper musicie być w szczytowej formie! - powiedziała, na co ja tylko kiwnęłam głową.
- Dobrze! Skoro już się zjawiłaś, to teraz po trenujemy! Tym razem masz popędzić konia do granic wytrzymałości! Oczywiście cały czas będziemy monitorować jego stan. Musimy lepiej oszacować, kiedy masz jechać szybciej, a kiedy wolniej, żebyś mogła ukończyć cały wyścig.
- Dobrze ale nie chcę żeby stała mu się krzywda… - powiedziałam niepewnie.
- Nic się nie bój! Konie są twardsze nisz myślisz! Pamiętaj! Cały czas będzie mieć mierzony puls i czy nie ma żadnych kontuzji, jest cały czas monitorowany, więc nie masz co się bać jasne?
- Dobrze!
- No! To teraz ruszaj! - krzyknęła a ja wystrzeliłam jak z procy.
**
Minęły dwa tygodnie. Dzisiaj był dzień rajdu konnego! Jumper i ja byliśmy świetnie przygotowani do zawodów! W rajdzie brało udział wiele znanych szkół jeździeckich. Każdy chciał wypaść jak najlepiej. Było około 426 zawodników. Z mojej grupy było 247 osób a reszta była z młodszych i mniej doświadczonych grup. Wszędzie było pełno ludzi… Ciężko się było przecisnąć do rejestracji bądź do konia. Zainteresowanie było ogromne!
Gdy już przecisnęłam się przez tabun ludzi, zarejestrowałam się i dostałam numerek zawodnika. Miałam numer 68. Szybko go założyłam i poszłam do konia. Stał grzecznie w boksie, przygotowany do jazdy. Jumper był całkowicie zrelaksowany, podczas gdy ja niemal cała chodziłam ze zdenerwowania!
- To już niedługo koniku! - powiedziałam zdenerwowana. - To już niedługo…
**
Byliśmy puszczani po kolei. Siedziałam już w siodle na rozgrzanym koniu i czekałam, aż nadejdzie moja kolej. Pojechał właśnie zawodnik z numerem 62. Niedługo była moja kolej. Wzięłam głęboki wdech. Głośniki co chwilę informowały kto startuje, jakie ma osiągnięcia, z jakiej jest akademii i takie tam. Siedziałam w siodle na uboczu i obserwowałam jak inni startują, gdy nagle nadeszła moja kolej. Stanęłam na linii startu i mocniej usiadłam w siodle. Nagle z głośników przekazano informacje:
- A teraz pojedzie Irma Enderfind na koniu Jumper z Akademii Magic Horse! - zakomunikowały głośno. Nagle usłyszałam dzwonek startu, więc mocno spięłam konia, a ten zerwał się błyskawicznie. Usłyszałam komunikat:
- I ruszyła!
Jumper zaczął rwać do przodu niczym strzała wystrzelona z procy. Taki był plan. Musiałam dogonić resztę uczestników, co wystartowali przede mną. Koń biegł bardzo szybko. Za mną jechało jeszcze dużo osób. Przeskoczyłam już kilka przeszkód bezbłędnie. Zawodnicy z tyłu deptali mi po pietach. Nagle usłyszałam jakieś krzyki za sobą, więc na chwilę się obróciłam i zobaczyłam jak dziewczyna spada z konia, szybując w powietrzu.

Nie mogłam w to uwierzyć! Wtedy do mnie dotarło jaki to niebezpieczny rajd! Po drodze mijałam kolejne poważne wypadki, w których obrażenia odnosiły konia jak i jeźdźcy. Wiedziałam, że muszę w zmorzyć swoją czujność! Nakierowywałam właśnie konia na kolejną przeszkodę…. Nagle koń wskoczył do wody a woda rozbryzgała się we wszystkie strony.

Zbliżałam się do pierwszej z czterech stacji. Zaczęłam uspokajać konia by biegł wolniej i żeby jego tętno się obniżyło.
- Spokojnie… Zwolnij, uspokój się… - mówiłam cicho do niego.
Minęło jakieś dwanaście minut gdy dotarłam na miejsce. Zatrzymałam spoconego i zmęczonego konia, zsiadłam z niego i zaczęto dokonywać pomiarów. Modliłam się. Żeby tętno Jumpera było w normie! Po minach lekarzy nie można było nic wyczytać, przez co się bardziej denerwowałam! Nagle usłyszałam jakiś pisk. Spojrzałam na kobietę, która trzymała jakieś urządzenie przy klatce piersiowej Jumpera. Spojrzała na mnie i powiedziała:
- Wszystko w normie! Możesz iść na dalsze badania – powiedziała,a mi dosłownie spadł kamień z serca! Podeszłam do konia i powiedziałam do niego cicho:
- Brawo koniku! Teraz idziemy dalej!
Dalsze badania Jumper także przeszedł bez zarzutu… Wsiadłam z powrotem na grzbiet konia i po chwili znowu ruszyłam! Jeszcze trzy stacje! Pomyślałam sobie i popędziłam konia. Dalszy wyścig nie przyniósł ilości niespodzianek, prócz tego iż paru zawodników musiało się wycofać ze względu na kontuzje bądź zostali zdyskwalifikowani. Pierwszy dzień rajdu mogłam uznać za udany!
**
Następnego dnia zebrałam się bardzo szybko! Zjadłam i napiłam się napoju pomarańczowego i ruszyłam w stronę stajni. Nie za dobrze spałam w nocy, bo ciągle się denerwowałam nadchodzącymi zawodami. Szybko się przebrałam i pobiegłam do osiodłanego i oporządzonego już konia. Pogłaskałam go na dzień dobry i przytuliłam się do jego miękkiej szyi.
- No koniku! Musimy dać z siebie wszystko! - powiedziałam i wyprowadziłam go z boksu.
Wystartowaliśmy tym razem szybciej niż wcześniej. Pogoniłam Jumpera jeszcze bardziej by zapewnić sobie przewagę nad tymi, co jechali za mną z tyłu. Przede mną natomiast było osiem osób. Jechałam bardzo szybko lecz nie chciałam zwalniać, gdyż przed nami znajdowała się dość duża przeszkoda. Nakierowałam konia i usiadłam mocniej w siodle w razie gdyby koń nagle by się zatrzymał i by przez przypadek mnie zrzucił. Po chwili pięknie przeskoczyłam przeszkodę. Jumper jak było widać, świetnie wypoczął podczas nocy.

Jechałam na kolejna przeszkodę która było wyjątkowo blisko od poprzedniej. Trzeba było przeskoczyć przez płot, który stał na ukos. Nie było to łatwe, gdyż gdybym popełniła błąd, to koń i jak moglibyśmy się nieźle poranić. Kiedy koń uniósł się w powietrzu, to wstrzymałam aż oddech na chwilę. Leciałam w powietrzu dług czas. A gdy nagle poczułam puknięcie kopyta o grubą belkę płotu, to aż serce podeszło m ido gardła!

Ulżyło mi gdy koń wylądował bezpiecznie po drugiej stronie przeszkody… Zwolniłam go nieco. Był dość mocno zdyszany co mnie zaniepokoiło. Może się myliłam i może jednak nie wypoczął podczas nocy tak dobrze jak z początku myślałam?
- Dalej Jumper! Zbyt ciężko trenowaliśmy aby teraz przegrać! - powiedziałam do niego.


****

Była już po trzech kontrolach i dalej kontynuowałam rajd. Jumper był cały spocony i pokryty białym potem. Ja też nie wyglądałam za pięknie, bo byłam cała przemoczona i w błocie! Co jakiś czas, ślizgały mi się strzemiona bądź ciężko mi się było utrzymać w siodle na niektórych przeszkodach. W dodatku ręce strasznie bolały od ciągłego zaciskania i szarpania za wodze. Czułam straszny ból lecz starałam się skupić mimo wszystko na wyścigu. Jednak ciężko było gdyż miałam ręce w pęcherzach i każdy, nawet najmniejszy ruch sprawiał ogromny ból.
Jumper to chyba wyczuwał, ponieważ wyjątkowo nie szarpał tak łbem jak pierwszego dnia wyścigu. Miałam jeszcze przed sobą dwie kontrole.
Nagle usłyszałam że jeden z zawodników zaczyna mnie doganiać. Jumper lekko się spiął lecz momentalnie go uspokoiłam. Wiedziałam ze później wyprzedzę zawodnika, który mnie wyprzedził. Nie chciałam aby kontrola źle wypadła, więc wolałam być ostrożna. Na ostatniej kontroli i tak cud że przeszła! Weterynarz wyjątkowo zmierzył drugi raz puls mojego konia po tym jak pokazał ze jest za wysoki. Ubłagałam go jakoś by sprawdził jeszcze raz i wynik był w normie…
Wiedziałam ze dzisiejszego dnia nie mogę tak popędzać Jumpera jak poprzedniego dnia gdyż mogłam zostać zdyskwalifikowana, a tego nie chciałam!
**
Gdy dojechałam na ostatnią z kontroli, zobaczyłam, że przede mną mierzą puls konia, który mnie wyprzedził. Mierzyli mu puls już trzeci raz. Jeździec był zdenerwowany i przestępował z nogi na nogę, czekając na ostateczny wynik. Usłyszałam piknięcie… Weterynarz pokręcił głową i powiedział:
- Przykro mi! Ma za wysoki puls… Jesteś zdyskwalifikowany – powiedział i odszedł. Jeździec był wkurzony i krzyczał. Przy okazji przeklinał. Wziął w nerwach konia, jakby ten był coś winien, że był pospieszany tak a nie inaczej. Po chwili zniknęli mi z oczu. Wtedy usłyszałam jak weterynarz, co poprzednio badał siwego konia tamtego chłopak, podszedł do mnie.
- I jak? Wynik będzie w normie? - spytał przyjacielsko.
- Na pewno! - powiedziałam.
Przyłożył urządzenie do klatki piersiowej Jumpera i zaczął mierzyć mu puls. Widziałam na ekranie skaczące cyfry. Serce znowu miał w gardle! Co chwilę sobie tylko powtarzałam „Błagam bądź w normie, błagam!”. Wtedy usłyszałam piknięcie. Serce mocniej mi zabiło… Popatrzyłam na weterynarza z zapytanie a ten powiedział uśmiechając się lekko:
- Gratulacje! Puls jest w normie, możecie jechać dalej! - powiedział.
Uradowana wsiadłam na konia, podziękowałam mu i pojechałam dalej.
**
Ostatniego dnia mojego wyścigu, pędziłam konia ile mogłam. Przede mną były trzy konie, które musiałam dogonić. Jechałam coraz szybciej i szybciej a meta była już blisko. W końcu jakoś udało mi się dogonić cała trojkę. Wszyscy dawali z siebie wszystko. Zbliżaliśmy się do przeszkody. Jumper uniósł się w powietrzu i gdy już myślałam że przeskoczy, nagle zahaczył tylnymi kopytami o belkę i oboje się przewróciliśmy.
Link
Leżałam na ziemi obolała. Słyszałam krzyki ludzi. Wszystko działo siew zwolnionym tempie. Widziałam jak Juper się powoli podnosi i że był cały zdenerwowany.
Link
Ja leżałam na ziemi i nic nie mogłam zrobić. Wiedziałam ze to koniec naszego wyścigu… Poczułam że ktoś mnie dotyka i coś do mnie mówi. Nagle wszyscy się zebrali wokoło mnie. Ktoś trzymał konia. Powoli wstałam z dużym jękiem z ziemi, przy pomocy paru osób. Nie mogłam się jednak wyprostować, a chodzenie sprawiało mi duży ból. Po chwili kazali mi znowu usiąść, bo zobaczyli mój stan. Byłam zmuszona wycofać się niestety z wyścigu ale długo go nie zapomnę i z pewnością będę chciała go powtórzyć! Tylko że następnym razem dojadę do mety!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)