sobota, 1 października 2016

Od Kiary do Leo

Obudził mnie dźwięk budzika. Piąta trzydzieści. Westchnęłam i usiadłam na łóżku, pogłaskałam Spinera który smacznie spał obok mnie. Nie dość, że poniedziałek, to jeszcze tak wczesna pora.
-Przynajmniej ty się wyśpisz.- zaśmiałam się cicho. Wybrałam jakieś ubrania, nie przejmowałam się modą, nosiłam ubrania w których czułam się wygodnie i które mi się podobały. Kiedy się przebrałam i uczesałam, nasypałam świeżego jedzenia dla kota i zeszłam do stołówki na śniadanie. Było już tam kilka osób, a z każdą minutą przychodziło ich co raz więcej. Nie pewnie się czułam będą wśród tłumu tylu osób. Wzięłam jedzenie usiadłam sama przy jednym ze stolików. Jak na razie lepiej czułam się w samotności. Po skończonym posiłku należało nakarmić konie. Z racji, że miałam pod opieką Bellę, także musiałam to zrobić. Ruszyłam prosto do stajni, Weszłam do paszarni i zaczęłam przygotowywać jedzenie dla klaczy, oczywiście zgodnie z rozpiską.
-Jedzonko.- zawołałam otwierając boks i wkładając pojemnik z jedzeniem do środka. -Jeszcze później do ciebie zajrzę.- z tego co wiedziałam byłam w grupie numer jeden, a ta miała jazdę dopiero o dziewiątej trzydzieści. Miałam zamiar przyjść za jakiś czas i wyprowadzić klacz na padok aby się rozruszała. Do tego czasu miałam zamiar siedzieć w swoim pokoju.
Już u siebie, usiadłam na łóżku i rozejrzałam się. Przez najbliższy czas to będzie moim domem. Wstałam i podeszłam do szafy. Wypadło by przygotować strój do jazdy. Spiner wskoczył na pufe obok i przyglądał się co robię. W sumie nie miałam większego wyboru co założę. W końcu wzięłam lazurową bluzkę oraz czarne spodnie i buty, toczek także miałam czarny. Odłożyłam ubrania na krzesło i spojrzałam na stojącą w kącie gitarę. Od przyjazdu na niej nie grałam. I chyba sobie jeszce nie pogram.
Około siódmej trzydzieści wróciłam do Belli. Zjadła prawie wszystko co było dla niej proszkowane. Wyniosłam pusty pojemnik i wróciłam z kantarem. Nałożyłam go dla Mafii i wyprowadziłam na padok. Oczywiście pasło się już tam kilka koni. Wpuściłam klacz na wybieg, sama także tam weszłam i zdjęłam kantar. Bella zaczęła kłusować, a ja wyszłam z padok zamykając dokładnie wejście. Odparłam się o płot i obserwowałam konie. Kojarzyłam tylko kilka, jednak miał chyba na imię Figaro a drugi Kaprys, ale nie byłam pewna. Miło było patrzeć na konie, ta spokój i...
-Hej.- usłyszałam tuż obok mnie.- aż cała drgnełam. -Coś się stało?- głos ewidentnie nałeżał do jakiegoś chłopaka.
-Nie nic, tylko się zamyśliłam.- odparłam trochę zmieszana.
-Jestem Leo.- Spojrzałam na mojego rozmówcę. Brunet z szarymi oczami i uśmiechem na twarzy.
-Kiara.- spowrotem przyniosłam wzrok na konie. To była dla mnie dość niezręcznie sytuacja. Tak jak zawsze gdy poznaję kogoś nowego.
-Jesteś nowa? Wcześniej cię tu nie widziałem.
-Przyjechałam w sobotę.

<Leo? W tym momencie skończyły mi się pomysły XD)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)